Nasze projekty
US. Embassy Jerusalem/ CC BY 2.0

Ameryka Bidena. Jaka będzie?

Będzie Ameryka Trumpa i będzie Ameryka Bidena. Zmieni się tyle, że liberalne elity za Trumpa z założenia niezadowolone będą teraz - z założenia - zadowolone. A ci, którym wydawało się, że Donald Trump o nich walczy, poczują się jeszcze bardziej opuszczeni - przewiduje Grzegorz Jasiński, dziennikarz RMF FM, były korespondent w Waszyngtonie.

Reklama

Mam słabość do Ameryki i nie ukrywam jej od lat, ale oczywiście sprawy za wielką wodą interesują mnie głównie z punktu widzenia polskich interesów. Z prezydentury Donalda Trumpa będziemy pamiętać zniesienie wiz, umocnienie wojskowej obecności nad Wisłą, wsparcie dla projektu Trójmorza i piękne słowa wypowiedziane o Polsce podczas wizyty w Warszawie. Słowa właśnie o Polsce i Polakach, a nie o obecnej, takiej czy innej władzy. Ponieważ świat nie rozpieszcza nas dobrymi opiniami o nas i naszej historii (choć powinien), jesteśmy na te słowa wrażliwi. I nie uważam, że powinniśmy to ukrywać. Choć oczywiście bardziej od słów liczą się fakty. Będziemy więc pamiętać konkretny sprzeciw wobec Nord Stream 2, wsparcie planów dywersyfikacji źródeł energii, zwrócenie uwagi naszym sojusznikom, że powinni więcej płacić na wspólną obronę. Ci, którzy nie oczekiwali, że Waszyngton obali w Polsce rząd i wręczy władzę opozycji, mogą w sumie nawet dobrze Trumpa wspominać. I nie wypominać mu czytelnie biznesowego podejścia do wzajemnych stosunków.

Co teraz się zmieni? „Hoping for the best, prepared for the worst, and unsurprised by anything in between” – pisała poetka, Maya Angelou. Liczmy więc na najlepsze, przygotujmy się na najgorsze, by nie dać się zaskoczyć niczym pośrodku. Liczę na to, że Joe Biden nie wycofa się z amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce, bo to przecież administracja Baracka Obamy z jego udziałem się na nią zdecydowała. Liczę na to, że dokończy instalacje tarczy antyrakietowej w Redzikowie. Liczę na to, że nie złagodzi kursu wobec Rosji, nie tylko w sprawie Nord Stream 2. Czego się obawiam? Ekologicznie motywowanej zmiany kursu w sprawie wydobycia gazu łupkowego i sprzedaży LNG między innymi do Polski. Braku zainteresowania dla projektu Trójmorza i ingerencji w politykę wewnętrzną Warszawy. Zdaje sobie sprawę z tego, że opozycja w Polsce liczy tu na głęboki zwrot, ale tej emocji nie podzielam. Widziałem komentarze o tym, jak to dobrze, że będzie Biden, bo „choć Polska była hołubiona, a teraz będzie stawiana do kąta”, to przecież demokracja, praworządność itd. Takie opinie zostawię tu lepiej bez komentarza.

Osobiście liczę na to, że nowa administracja będzie nas traktować jak poważnego sojusznika. I tyle. Ale pewności niestety nie mam. Nie krytykuję jednak prezydenta Andrzeja Dudy za to, że jego gratulacje dla prezydenta-elekta Joe Bidena były powściągliwe. Tak to jest, że jeśli deklaruje się z kimś bliskie relacje trudno być pierwszym, który pobiegnie z kwiatami do jego następcy. To zwykła przyzwoitość, której opozycja po prostu nie rozumie. Gdyby zresztą prezydent Duda znalazł się w pierwszym szeregu gratulujących, docinków ze strony tej samej opozycji, jaki to z niego „przyjaciel” nie byłoby końca. Co najważniejsze, w czasach, gdy wielu miało z Ameryką kiepskie relacje Polska była stabilnym, bliskim sojusznikiem. Teraz trzeba znaleźć sposób, jak to kontynuować. 

Reklama

CZYTAJ: Katolicy na progu urzędowania prezydenta Joe Bidena

Co do wielkich spraw wielkiego świata, warto zdać sobie sprawę, że problemy z Chinami, czy z innej strony z branżą Big Tech zaczęły się w czasach, gdy przez osiem lat rządzili w Białym Domu Obama z Bidenem. W 2008 roku dopiero co pojawił się pierwszy iPhone, giganci cyfrowej gospodarki byli duzi, ale nie ogromni, Pekin dopiero kolekcjonował atuty na swej drodze do tego, by rzucić Ameryce globalne wyzwanie. To za czasów Obamy, mimo głośnego resetu, Rosja weszła na Krym i na trwałe wmieszała się w konflikt w Syrii. To wreszcie w czasach Obamy i Bidena urosła w siłę ISIS. Chcę wierzyć, że nowa administracja wykorzysta „brudną robotę”, którą w wielu sprawach na arenie międzynarodowej i wewnętrznej wykonał za sprawą swej asertywności Donald Trump i nie powtórzy pewnych swoich wcześniejszych błędów. To jednak tylko nadzieja i to nie przesadnie silna. Joe Biden bierze do swej ekipy wielu ludzi z czasów Obamy. Ich doświadczenie nie jest bez znaczenia, ale trochę trudno oczekiwać, że tak bardzo się zmienili. No, ale „hope for the best”. Wszyscy przecież uczymy się na błędach.

Ameryka ma przed sobą wielkie wyzwania. Poza walką z Covidem i związanym z pandemią kryzysem gospodarczym ma do przezwyciężenia potężny kryzys na tle rasowym. Musi także zmierzyć się ze skutkami politycznej polaryzacji, która – napędzana przez obie strony – osiągnęła epickie rozmiary. Republikanie mają przed sobą kluczowy problem, jak nie odepchnąć zapatrzonych w Donalda Trumpa wyborców. Jeśli poczują się oni zdradzeni, jeśli nie otrzymają konkretnej oferty, mogą być dla GOP na lata straceni. A wtedy marzenia o powrocie do władzy mogą na lata pozostać poza zasięgiem. Co zrobi sam Trump – oczywiście nie wiemy. Czy będzie chciał utrzymać zagorzałych zwolenników w przekonaniu, że wybory mu ukradziono i za cztery lata spróbuje wrócić? Czy zaszyje się na polu golfowym na Florydzie i będzie mu już wszystko jedno? Jego obecność w polityce nie pozwoli się republikanom odbudować, ale wielu może uznać, że za cztery lata, na fali spodziewanego rozczarowania Bidenem… kto wie, Trump może się jednak przydać. Poprzeć więc w Senacie wniosek o impeachment i mieć z nim święty spokój? A może jednak nie?

Reklama

Współpracownicy Joe Bidena zapowiadają w najbliższym czasie szereg decyzji, odwracających liczne regulacje wprowadzone przez Donalda Trumpa. Poza wszystkimi wymienionymi wcześniej sprawami będę się przyglądał między innymi sprawie aborcji. Nie ukrywam, że wycofanie się z agresywnej promocji aborcji w kraju i na całym świecie uważam za jeden z istotnych sukcesów Ameryki Trumpa. Wszyscy spodziewają się, że Ameryka Bidena do tych praktyk wróci. Jeśli tak, w tym sensie będzie to rzeczywiście inna Ameryka.

Tekst ukazał się również na stronie RMF24.PL.


Grzegorz Jasiński – fizyk i dziennikarz RMF FM. Przez 5 lat był korespondentem w Waszyngtonie. Relacjonował m.in. wydarzenia 11 września 2001 roku, czy początki wojen w Iraku i Afganistanie. Przeprowadził też wywiad z prezydentem USA Georgem Bushem.

Reklama
Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę