Nasze projekty

Caritas jest kobietą

Nie zrozumiemy "Caritas", tak jak nie zrozumiemy Kościoła, jeśli nie uwierzymy, że to nie instytucja, lecz przede wszystkim wspólnota miłości.

Reklama
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze

Caritas jest rodzaju żeńskiego. Kościół (Ecclesia) jest rodzaju żeńskiego. Caritas – podobnie jak Kościół – jest matką. Ale na co dzień w świadomości większości Polaków obie występują jako „oni”. Mówi się, że Kościół (jak ojciec) nakazuje, a Caritas (jak ojciec) gromadzi pieniądze. Caritas, podobnie jak Kościół, jest wspólnotą miłości. Jednakże na co dzień w świadomości większości Polaków obie występują jako instytucje. Nie zrozumiemy Caritas, tak jak nie zrozumiemy Kościoła, jeśli nie uwierzymy, że to nie wyłącznie instytucja, lecz przede wszystkim wspólnota miłości.

 

Tutaj wszystko jest inaczej, niż w „normalnym świecie”.

Reklama

 

Pierwszego dnia pobytu spostrzegam, że w jadalni dolnego ZOLu stoi pięć długich stołów i dwa mniejsze, a krzeseł jest może dziesięć. A i tak gdy przychodzi czas posiłku, każdy ma na czym siedzieć. Bo większość przybywa na wózkach…

 

Reklama

Drugiego dnia Eucharystia… Tylko kapelan stoi, reszta kapłanów i prawie wszyscy wierni siedzą przez całą Mszę św. Komunia św. – wszyscy pozostają na swoich miejscach – nawet ci chodzący – to kapłan podchodzi do nich po kolei, najpierw do tych w kaplicy, a potem do tych na salach, co znów nie wstali. Bo oni nigdy nie wstają…

 

Jedyny ministrant, pan Michał, w tym roku kończy 60 lat lecz kiedy służy, to „niech się ksiądz nie boi, wszystko będzie w porządku”. Po zakończeniu Eucharystii Marysia – kościelna, układa narzutę na ołtarzu. Równiutko i dokładnie, nie może być ani jednej zmarszczki.

Reklama

 

Był pan Andrzej – po miesiącu rehabilitacji stanął na usztywnione nogi i poczynił pierwsze kroki. Był pan Piotr – po dwóch latach pobytu bez świadomości odszedł do Pana. Różni są ci, przy których codziennie: rano, wieczór, we dnie, w nocy opiekunki są im zawsze ku pomocy

 

  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze
  • fot. Archiwum Ośrodka Caritas w Zatorze

Niespełna pół roku pracuję dla "Caritas" Archidiecezji Krakowskiej prowadząc Ośrodek w Zatorze, specyficzny, bo składający się z dwóch odrębnych i różniących się instytucji. Pierwszy powstał Dom Pomocy Społecznej (w kwietniu 1994), przeznaczony dla osób niepełnosprawnych intelektualnie; osiem lat później – Zakład Opiekuńczo-Leczniczy im. Hanny Chrzanowskiej, w którym opiekę i możliwość rehabilitacji otrzymują osoby głównie po urazach neurologicznych. Obecnie w DPS mieszkają 52 osoby, a ZOL ma kontrakt z NFZ na 60 łóżek. W obu instytucjach pracuje ponad setka osób (ale tylko 8 mężczyzn).

 

Kiedy opowiadam o swojej pracy, prawie zawsze otrzymuję trzy pytania – te same, choć w różnej kolejności: Co to ma wspólnego z działalnością charytatywną, skoro bierzecie za to pieniądze? Czy zarządzającym musi być ksiądz? Jak ty to wytrzymujesz?

 

Prawo stanowi, że każdy mieszkaniec DPS, niezależnie od dotacji z PCPR (Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie) czy MOPS/GOPS (Miejski/Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej), wpłaca co miesiąc do kasy Domu 70% swojego świadczenia (emerytury, renty, zasiłku socjalnego). Podobnie każdy pacjent ZOL, oprócz pieniędzy, jakie wykłada na jego leczenie NFZ, jest zobowiązany do pokrywania kosztów swojego utrzymania kwotą równą 70% świadczenia.

 

Stąd wiele osób z zewnątrz ma wrażenie, że naszym podopiecznym dzieje się krzywda, gdy pozostaje im niespełna 1/3 dochodów. I niektórzy są przekonani, iż „personel obławia się kosztem tych biedaków”. W odpowiedzi na taki zarzut proponuję drobne obliczenie: od własnych dochodów proszę odliczyć koszty mieszkania, mediów, żywności, leków i środków opatrunkowych, pampersów oraz całodobowej opieki pielęgniarskiej i pielęgnacyjnej. Jeśli komuś pozostaje więcej niż 30%, to gratuluję zarobków.

 

Lecz tak naprawdę nie o pieniądze chodzi. Kluczem do zrozumienia naszej działalności jest słowo caritas (charity) – miłość miłosierna, która jest otwarciem na drugiego człowieka. Mogę wykonywać czynności pielęgnacyjne przy drugim za darmo, ale z taką złością i pogardą, że chory (osoba starsza, niepełnosprawna, dziecko) będzie mieć w sobie wyłącznie pragnienie ucieczki. A mogę pracować (być zatrudnionym) i stać się kimś bliskim dla podopiecznego, który i dla mnie będzie bliskim.

 

Dlaczego ja tu pracuję?

 

Ideą mojego stanowiska pracy jest połączenie funkcji zarządzającego i opiekuna duchowego. Trudne w realizacji, bo autorytet „szefa” automatycznie stwarza dystans, a opieka duchowa wymaga bliskości. Ale też bycie kapelanem zapobiega oderwaniu od rzeczywistości, ucieczce od problemów ludzi w świat papierowych dokumentów.

 

Tworzenie planu budżetowego ośrodka i indywidualnego planu terapeutycznego mieszkańca, podpisywanie umów, uczestniczenie w zebraniach, zatwierdzanie faktur i przelewów nie wymaga miłości, lecz kompetencji zawodowych. A konkretny człowiek, który przychodzi (albo częściej przywołuje do swego łóżka) i ma konkretny problem – potrzebuje mojej uwagi, zaangażowania, zrozumienia – czyli po prostu miłości.

 

I to jest właśnie moja odpowiedź na pytanie, dlaczego tu jestem. Pan Bóg chce, bym się uczył miłości, bym dla innych był świadkiem miłosierdzia.

 

Jak można tutaj żyć?

 

Takie pytanie może zadać tylko ktoś z zewnątrz, ktoś, kto nie zna naszych imion, ani naszych historii. Ktoś, kogo przeraża widok kilkudziesięciu ludzi na wózkach inwalidzkich i kilkunastu nieprzytomnych. Ktoś, komu wystarcza stwierdzenie, że ten czy ów mieszkaniec mówi „bełkotliwie i niezrozumiale”. On nie ma czasu słuchać, nie ma czasu zainteresować się.

 

Tymczasem pracownicy DPS i ZOL, i wszyscy wolontariusze, przychodzą i są obecni.

 

Każdy z naszych podopiecznych potrzebuje, by ktoś go umył i przebrał, nakarmił i zawiózł w odpowiednie miejsce, a wieczorem położył do łóżka. Lecz przede wszystkim każdy z nich potrzebuje człowieka, który jest.

 

Kiedy Mojżesz widział krzew gorejący, Pan Bóg objawił mu swe imię: JESTEM. Bóg jest Miłością, mówi św. Jan w swoim Liście. Człowiek, który kocha, po prostu jest. A jak się jest, to i można żyć. I to całkiem nieźle, bo takie życie ma sens…

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę