Nasze projekty

Zgliszcza

„Rozpoczynam nowe życie u boku kobiety. Będziemy nadal sąsiadami, będziemy się spotykać”. W kościele rozlegają się... brawa. Kilka godzin później kapłan ten sam komunikat publikuje w mediach społecznościowych. Bardzo szybko zasypany zostaje komentarzami pełnymi gratulacji, życzeń szczęścia i podziwu za odwagę. 

Reklama

Boże Ciało. W jednej ze śląskich parafii kończy się procesja. Wierni wracają do kościoła, a proboszcz podchodzi do ambony, aby – jak to ma w zwyczaju – powiedzieć kilka słów. Tym razem nie jest to jednak żart ani życzenia dobrego dnia. „Rozpoczynam nowe życie u boku kobiety. Będziemy nadal sąsiadami, będziemy się spotykać”. W kościele rozlegają się… brawa. Kilka godzin później kapłan ten sam komunikat publikuje w mediach społecznościowych. Bardzo szybko zasypany zostaje komentarzami pełnymi gratulacji, życzeń szczęścia i podziwu za odwagę. 

A gdyby podobne wydarzenia miały miejsce w nieco innych okolicznościach? Oto stateczny ojciec rodziny podczas świątecznego obiadu wstaje i obwieszcza: – spotkałem miłość mojego życia, dlatego zostawiam żonę i dzieci, bo muszę przecież iść za głosem serca. W odpowiedzi na to wyznanie bliscy zaczynają klaskać. Po chwili taka sama deklaracja ląduje na portalu społeczościowym – tam natychmiast znajomi wspierają go dobrym słowem: „gratulacje”, „szczęścia na nowej drodze życia”, „brawo za odwagę”. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uznałby takiej reakcji za właściwą. 

Czwartkowe wydarzenia dobitnie pokazały, że mamy w Kościele wielki problem. I nie jest nim tylko tragedia odejścia tego czy tamtego kapłana. Problemem są reakcje ludzi: przyjaciół, parafian, czasem całkiem obcych ludzi, świadczące o tym, że – choć obecni w Kościele – nie słuchają tego, co jest w nim głoszone.

Reklama

„Gratuluję odwagi”, „męska decyzja” – przewija się w wielu komentarzach. „dobrze, że odszedł, bo drugi człowiek zawsze jest najważniejszy”, „każdy ma prawo być szczęśliwy” – piszą inni.

? PRZECZYTAJ: Ks. Adam Bilski: “List otwarty do księdza”

I choć słowa te wydają się być przepełnione życzliwością do byłego już księdza, to w rzeczywistości pokazują smutną prawdę o ich autorach – ludziach, którzy mylą szczęście z chwilową przyjemnością. Wartości takie jak odpowiedzialność, honor czy wierność mają dla nich znaczenie tylko wtedy, kiedy można je wykorzystać do zaspokojenia bieżących zachcianek. Ale gdy tylko trzeba ponieść jakąś ofiarę, natychmiast wyciągają sztandar z napisem „prawo do szczęścia” i ochoczo łopoczą nim przed oczami wszystkich, którzy ośmielają się przypomnieć o jakichś tam nieżyciowych zasadach.

Reklama

„Pozostaje być miłosiernym. Nie oceniać, akceptować” – czytam dalej w komentarzach. Racja! Trzeba być miłosiernym. Ale miłosierdzie nie oznacza akceptacji zła. Miłosierdzie to nazwanie grzechu – grzechem i wskazanie na Jezusa, który jest ratunkiem dla upadającego człowieka. Miłosierdzie oznacza pomoc drugiemu w wyjściu z bagna, a nie milczące przyglądanie się, jak w nim tonie. A związek kapłana z kobietą jest grzechem, nawet gdyby wszyscy komentatorzy świata krzyczeli inaczej.

Kilka lat temu ważny dla mnie kapłan zdecydował o „porzuceniu sutanny”. I choć nie zrobił tego w blasku reflektorów, to tylko Pan Bóg wie, ile kosztowała mnie jego decyzja. Ile łez zostało wylanych z żalu, że człowiek, który miał być przewodnikiem, sam pobłądził. Ile godzin spędzonych na rozważaniach, czy mogę ufać słowom, które słyszałam od niego w konfesjonale. I ile lat upłynęło, nim znowu zaufałam na tyle, aby dać się w kierownictwie duchowym poprowadzić innemu kapłanowi.

Każdy odchodzący ksiądz pozostawia za sobą zgliszcza w sercach tych, którzy go słuchali i w oparciu o jego słowo budowali swoją relację z Bogiem. Parafia, z której proboszcz odszedł w tak spektakularnych okolicznościach, już zawsze będzie żyła z głęboką raną, a jego następca stanie przed trudnym zadaniem odbudowania pokiereszowanej wspólnoty. Nonszalanckie podśpiewywanie „nic się nie stało, Polacy nic się nie stało” jest tylko próbą schowania tej rany pod brudnym opatrunkiem.

Reklama

? PRZECZYTAJ: Zamiast muzycznej kariery, wybrał kapłaństwo

Na Twitterze opublikowałam wpis, w którym zauważyłam, że ludzie pochwalający decyzję odchodzącego kapłana mają zdeformowane sumienia. Wydawałoby się, że nie napisałam nic odkrywczego – w końcu jeśli człowiek w swoim sumieniu nazywa zło dobrem, daje świadectwo deformacji tegoż sumienia. Z komentarzy dowiedziałam się dużo o… sobie: swoich kompetencjach zawodowych jako psychologa, własnych problemach psychicznych, ba – nawet o tym, że hańbię dobre imię Ślązaków i pochwalam pedofilię. Chociaż nigdy nie ukrywałam swojej wiary, pierwszy raz spotkałam się z tak gwałtownym atakiem ad personam ze strony całkiem obcych mi ludzi. Tyle, że atak najczęściej jest formą obrony – w tym wypadku obrony swojej wygodnej wizji świata, w której wartości są w cenie tylko wówczas, kiedy służą bieżącej przyjemności.

W śląskiej parafii trwa modlitwa za byłego proboszcza. Wielu parafian indywidualnie podjęło również post w jego intencji. Nie potępiają, nie przekreślają dobra, jakie wydarzyło się dzięki jego zaangażowaniu. Ale nie udają, że wszystko jest w porządku. Nie jest – stracili ojca, pasterza, przewodnika. I tak, jak on kiedyś im służył, teraz oni służą mu jak mogą najlepiej – prosząc Boga o łaskę nawrócenia dla niego. I to jedyna godna katolików odpowiedź na dramat, którego są świadkami.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę