Nasze projekty
Foto: YouTUbe/Schindler's List

Dlaczego jeden człowiek jest zdolny do zabicia drugiego, cywila, dziecka, na rozkaz

Jaka jest moralność ludzi, którzy są gotowi zabijać innych, zaatakowanych w ich domach, w ich kraju? Jak to możliwe? Jak możliwe jest to, że metody przećwiczone podczas II Wojny Światowej, działają bez problemu i w XXI wieku?

Reklama

Dehumanizacją nazywamy proces zanegowania człowieczeństwa drugiej osoby, tak przynajmniej twierdzi Wikipedia. Pozwala to patrzeć na człowieka nie jak na – no właśnie – człowieka, ale po prostu jakieś istnienie, coś co wygląda jak człowiek, porusza się jak człowiek, ale człowiekiem nie jest. Mechanizm ten prowadzi do instrumentalnego, wyjałowionego z wrażliwości traktowania drugiej osoby i w normalnych okolicznościach raczej występuje jedynie u ludzi o skłonnościach psychopatycznych.

Zdolni do zabijania

Tyle, że wojna normalną okolicznością nie jest. Nieprzypadkowo, gdy tylko pojawia się konflikt zbrojny, w typowej sytuacji z udziałem państwa rządzonego w sposób autorytarny, o wrogu mówi się w sposób mający doprowadzić do dehumanizacji. Ale to nie tak, że takie sytuacje miały miejsce tylko 100 lat temu, a odpowiedzialni za nie byli szaleńcami. Dehumanizację widzieliśmy, gdy w XXI (!) wieku amerykańscy żołnierze torturowali więźniów z Abu Ghrajb w czasie interwencji Stanów Zjednoczonych w Iraku. Widzieliśmy ją w 2011 roku, gdy tłumy Amerykanów wyszło na najważniejsze place USA by celebrować śmierć Osamy Bin Ladena, który poza tym, że był zbrodniarzem wojennym, był również człowiekiem. Jakaś dziwna, szatańska narracja istnieje w ludziach, która wybudzona wyzuwa ich z jakiejkolwiek wrażliwości na drugiego człowieka. Straszne, ale bardzo przydatne w propagandzie.

Doskonale wiedział o tym Adolf Hitler. Potrzeba mistrzowskiej propagandy – „ukłony” dla Josepha Goebbelsa – by nakłonić tysiące młodych, zdrowych i nierzadko wykształconych mężczyzn do zabicia 6 milionów ludzi jednej nacji, tylko dlatego, że do tej nacji należą. Trwające niemal przez całą wojnę niemieckie polowania na Żydów, były jednak także dla wielu okazją, by na przekór tej propagandzie, wykazać się człowieczeństwem.

Reklama

Wielu Polaków w godzinie egzaminu z człowieczeństwa zdało go na piątkę, ukrywając Żydów w swoich domach, dając schronienie, ryzykując własnym życiem. Egzamin z człowieczeństwa z wyróżnieniem, zdał także Oskar Schindler, niemiecki przedsiębiorca, o którym opowiada film „Lista Schindlera”.

Komu się wojna opłaca?

Schindlera poznajemy w filmie jako człowieka charyzmatycznego, ale nastawionego głównie na zysk i hedonistyczne przyjemności. Przyjeżdża do Krakowa, by kupić fabrykę naczyń emaliowanych, za bardzo niską cenę, po tym jak Żydom odebrano wszelką własność prywatną. Nie zatrudnia Żydów w fabryce z tego powodu, że ma wielkie serce, przynajmniej z początku, – ale dlatego że po prostu ich praca mniej kosztuje. Regularnie zdradza swoją żonę, przy prowadzeniu fabryki wysługuje się przymuszanym do tego przez okoliczności Żydem. Schindler nie wie, a przynajmniej w ogóle nie interesuje go to, że gdyby nie jego fabryka, wszyscy pracownicy mogliby zostać odesłani do obozów koncentracyjnych.

Dobro jednak ma to do siebie, że czynione nawet przypadkowo, wpływa korzystnie na człowieka. Podczas 3 godzin filmu obserwujemy drogę głównego bohatera do stania się bezinteresownym wybawcą, który poświęca wszystkie swoje zyski i ryzykuje życiem, by ocalić jak najwięcej osób.

Reklama

Można jednak i tak!

Po drugiej stronie barykady pojawia się Amon Goth, komendant obozu koncentracyjnego w Płaszowie, perfekcyjny produkt niemieckiej propagandy. Dla Gotha jedną z porannych rozrywek są ćwiczenia celności poprzez zabijanie Żydów z balkonu swojej willi. Jest niesamowicie dumny z faktu, że jest dla tych ludzi panem życia i śmierci. „Zastrzelił tę kobietę, bo była dla niego niczym” – mówi Schindler do jednej z obozowiczek i istotnie, wygląda na to że dla Gotha Żydzi znajdujący się w jego obozie są niczym, a przynajmniej na pewno nie są ludźmi. Nie tyczy się to zresztą tylko Gotha, ale wszystkich innych niemieckich żołnierzy. Główną oś filmu wyznacza swoisty pojedynek między Gothem, a Schindlerem i tak jak Schindler staje się aniołem na ziemi, tak można rzec, że Goth kończy w piekle.

Dlaczego dziś wracamy do „Listy Schindlera”?

Niestety można doszukać się pewnych analogii w tej historii do działań wojennych dzisiejszych Rosjan za naszą wschodnią granicą. Tak jak trudno byłoby 70 lat temu zamordować zwykłemu człowiekowi innego zwykłego człowieka przed procesem dehumanizacji, tak w 2022 roku podobnie trudne byłoby namówienie kogokolwiek do pozbawienia domu milionów ludzi, zupełnie bez powodu.

Niedaleko więc metodom Putina do tych hitlerowskich, oczywiście zachowując wszelkie proporcje.

Reklama

Wsłuchując się wnikliwie w przemówienia prezydenta Rosji tuż przed atakiem na Ukrainę, nie mamy złudzeń co do prób dehumanizacji. Słowa ośmieszające organizację państwową Ukrainy, zarzut wszechobecnej korupcji, w końcu odmowa przyznania obywatelom Ukrainy ukraińskiej narodowości i stwierdzenie, że pozwolenie przez Lenina na powstanie Ukraińskiej Republiki Ludowej było błędem.

Po takich słowach łatwiej rosyjskim żołnierzom przychodzi zabijanie, nie tylko ukraińskich żołnierzy, ale cywilów, zmuszanie rodzin do opuszczenia domów, w których mieszkali od wielu pokoleń. W XXI wieku są to zbrodnie niewiele tylko mniejsze od tego, co wyczyniali naziści w czasie II Wojny Światowej.

Znowu powracamy do egzystencjalnego przesłania „Listy Schindlera”. Nieprzypadkowo w 1995 Papieska Rada do spraw Środków Społecznego Przekazu umieściła film Spielberga na liście 45 ważnych i wartościowych filmów fabularnych jako film o szczególnych wartościach moralnych. W współczesnym, rozpędzonym do sprintu postmodernistycznym świecie tak ciężko chrześcijaninowi wykazać się miłosierdziem.

Egzamin z człowieczeństwa

Dziś współczesne społeczeństwo, podchodzi do egzaminu z człowieczeństwa. Ten egzamin zdajemy wszyscy a dla ludzi, dla których bezinteresowna pomoc jest kanonem wiary, poprzeczka podniesiona jest jeszcze wyżej.

„Ilu możemy przyjąć?” – zapytany został wczoraj Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych w sprawie uchodźców z Ukrainy. Jego odpowiedź wydaje się wpisywać w przesłanie „Listy Schindlera” i przesłanie naszej wiary, odpowiedział: Wszystkich.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę