Kościół podzielony. Wyszyński kontra Wojtyła.
Miały być między nimi napięcia z trudem skrywane. Mieli się nie lubić i ze sobą rywalizować. Tak głosiła peerelowska plotka wsączana przez SB w umysły i serca Polaków.
Chodzi o rzekomy konflikt prymasa Stefana Wyszyńskiego i kardynała Karola Wojtyły. Peerelowskie oszustwo było na tyle skuteczne, że jeszcze dzisiaj słychać jego echo. Jeszcze dzisiaj powątpiewa się, czy aby na pewno między dwoma kardynałami nie było konfliktów. Rozsiewanie plotek o ich istnieniu było elementem gry operacyjnej, jaką Służba Bezpieczeństwa prowadziła wobec obu kardynałów. Rozpoczęła się w 1967 roku, gdy arcybiskup krakowski otrzymał nominację kardynalską.
„Wojtyła nie pójdzie raczej na otwartą walkę z Wyszyńskim i nie pozwoli się do tej walki pchać”. Dlatego, „im mniej będzie przez nas pchany, tym szybciej dojdzie do konfliktu. Wcześniej czy później te dwie orientacje muszą wejść w konflikt między sobą, muszą się zderzyć na wielu frontach” – pisał latem 1967 roku Adam Piekarski, radca w Urzędzie do Spraw Wyznań, który przygotowywał plan postępowania władz wobec obu kardynałów. Celem było ich skłócenie. Ale Piekarski, jak twierdzą historycy IPN nie był dobrze poinformowany. Tajni współpracownicy SB, którzy działali w krakowskim otoczeniu Wojtyły i kontestowali Wyszyńskiego, byli mylnie przekonani, że krytykują Prymasa Tysiąclecia, mają ogromny wpływ na kardynała Wojtyłę. Pomylili się.
W celu skłócenia kardynałów SB drogą operacyjną rozsiewało plotki o germanofilstwie Wojtyły, co przy znanych uprzedzeniach Wyszyńskiego do Niemców mogło prowadzić do napięć między nimi. Zdaniem historyka dr. Marka Lasoty plotką była także informacja, że „Wyszyński miał za złe Wojtyle, iż ten działał zbyt samodzielnie, bez konsultacji z nim”. Inna mówiła o tym, że „prymas Wyszyński miał często do abp. Wojtyły pretensje o to, że pewne sprawy związane z zakonami rozwiązuje sam, bezpośrednio zwracając się do odpowiednich centralnych struktur zakonnych, a nie załatwia ich drogą służbową, za pośrednictwem Wydziału Spraw Zakonnych przy Sekretariacie Prymasa Polski”.
Przeczytaj również
Tym, co rzeczywiście różniło obu kardynałów, była odmienna koncepcja rozwoju uczelni katolickich. Kardynał Karol Wojtyła dążył do reaktywowania wydziałów teologicznych na wszystkich uczelniach, na których istniały one przed wojną. Chciał utworzyć w Polsce sieć wyższych szkół kościelnych. Prymas Stefan Wyszyński natomiast uważał, że wystarczy Kościołowi warszawska ATK (Akademia Teologii Katolickiej, poprzedniczka Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego), której był kanclerzem, oraz Katolicki Uniwersytet Lubelski.
W 1976 roku na kongresie teologów w Krakowie Grupa „D”, zakonspirowana grupa do działań dezintegracyjnych wobec Kościoła katolickiego w Departamencie IV MSW, miała za zadanie „pogłębienie rozdźwięków” między Wojtyłą a Wyszyńskim właśnie w sprawie uczelni katolickich. Grupa planowała m.in. wykorzystać w przyszłości ewentualne niezadowolenie księży występujących o przyznanie wyższych stopni naukowych, a których wnioski negatywnie zaopiniowała rada naukowa przy episkopacie kierowana przez kard. Wojtyłę. Esbecy mieli inspirować utrąconych kandydatów z ATK i KUL, by interweniowali u Wyszyńskiego, licząc na wywołanie rozdźwięków między kardynałami. Ale to się nie udało.
To, iż kardynałów różniły koncepcje rozwoju uczelni przyznał po latach Jan Paweł II.
Bp Tadeusz Pieronek opowiadał mi, że gdy w czasie wizyty u papieża powiedział coś o wydziale teologicznym w Krakowie, którego był wówczas prodziekanem, Jan Paweł II odpowiedział: „No właśnie, to była ta dziedzina, w której ja się nie mogłem porozumieć z prymasem”.
Ale nawet i ta sprawa nie stała się powodem konfliktu między hierarchami. Z kilku powodów. Obaj mieli świadomość, że SB próbuje ich rozgrywać. I byli na to zbyt inteligentni, by poddać się esbeckim rozgrywkom. Na przekór im zachowywali jedność i solidarność.
Kardynał Wojtyła był niezwykle wobec prymasa Stefana Wyszyńskiego lojalny.
Przykładem tego była wizyta we wrześniu 1967 roku prezydenta Francji gen. Charles’a de Gaulle’a . Pod naciskiem I sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki w programie wizyty de Gaullea nie znalazło się spotkanie z prymasem Polski. Kiedy więc de Gaulle z Warszawy udał się do Krakowa i odwiedził katedrę na Wawelu, przywitał go tam nie, jak mógł się spodziewać, kardynał, ale zakrystianin. Poinformował de Gaulle’a, że metropolita krakowski został nagle wezwany do Wrocławia. Kilka miesięcy później kard. Wojtyła miał powiedzieć konsulowi generalnemu Francji Patrice de Beauvais, że „nie chciał sprawiać wrażenia, że kogoś zastępuje”. Do tego wydarzenia wrócił raz jeszcze, już jako papież, w 1979 roku, w rozmowie z ministrem Alainem Peyrefitte’em, który w 1967 roku był w Krakowie. Papież powiedział: „Od wieków, kiedy w Polsce jest bezkrólewie, wtedy prymas jest interreksem – sprawuje tymczasowo najwyższą władze. Gdybym przyjął generała de Gaulle’a, powiedziano by, że dezawuuję Prymasa”.
Kilka dni po tym incydencie władze po raz kolejny odmówiły Wyszyńskiemu wydania paszportu na wyjazd do Rzymu, gdzie rozpoczynał się synod biskupów. Kardynał Wojtyła znów okazał solidarność z prymasem. Poinformował, że w tej sytuacji on również nie pojedzie. Jak wspomina biskup Tadeusz Pieronek, Wojtyła nie wahał się nawet przez sekundę. Dobrze wyczuł, o co chodzi komunistom. Gdyby to on stanął na czele delegacji biskupów na synod, dla świata byłby to znak podziału w polskim episkopacie. A komentatorzy głównej linii podziału dopatrywaliby się stosunku do komunistycznej władzy.
W prywatnych rozmowach kard. Wojtyła często powtarzał: „Nie wolno utrudniać zadania prymasowi”.
Ale nawet podczas spotkań w gronie zaprzyjaźnionych osób nigdy nie czynił jakichkolwiek uwag na temat działań prymasa. Bohdan Cywiński w połowie lat 70., podczas jednej z wypraw w Beskid Wyspowy z kard. Wojtyłą, zadał mu pytanie na temat porozumienia zawartego przez prymasa Wyszyńskiego z komunistami w 1950 roku. Zapytał, kto miał rację: Wyszyński czy Sapieha, który – jak się wydawało – był przeciwny porozumieniu. „Byliśmy tylko we dwóch. Kardynał spojrzał na niebo, na które napływała wielka granatowa chmura. «Musimy schodzić na dół. Zaraz będzie lało» – odpowiedział. I dał mi sójkę w bok”.
Wojtyła jako metropolita krakowski w sposób świadomy i konsekwentny oddawał pierwszeństwo prymasowi Wyszyńskiemu, pomimo tego, że w hierarchii Kościoła jako kardynałowie byli sobie równi. Miał bowiem ogromny szacunek dla prymasa, czego największym, symbolicznym znakiem był ten na placu św. Piotra w dniu inauguracji pontyfikatu, 22 października 1978 roku, gdy papież przyklęknął przed nim.
Zanim został papieżem kard. Wojtyła usuwał się w cień. Najlepszym tego dowodem są czarno-białe zdjęcia z podróży biskupów polskich do Niemiec we wrześniu 1978 roku. Gdy miesiąc później niemieccy wydawcy chcieli opublikować album ze zdjęciami z niedawnej podróży po Niemczech nowego papieża, stanęli przed poważnym kłopotem. Trudno było im „wydobyć” z tych fotografii postać Wojtyły, gdyż zawsze był na drugim planie, w cieniu prymasa. Arcybiskup Szczepan Wesoły, który uczestniczył w tej podróży wspominał, iż zapamiętał, że wówczas ks. Stanisław Dziwisz trochę się denerwował, że kard. Wojtyła zostawał na dalszym planie. A Wojtyła powiedział wtedy: „nie denerwuj się, ja wiem, że to jest wszystko organizowane tak, by uhonorować prymasa”.
Podczas jednej z wizyt w Rzymie kard. Wojtyła w rozmowie z dziennikarzami dziwił się, że włoscy kardynałowie nie jeżdżą na nartach. W Polsce, zauważył, czterdzieści procent kardynałów, to narciarze. I wtedy na czyjąś uwagę, że w Polsce jest przecież tylko dwóch kardynałów, odparł: „Tak, ale kard. Wyszyński liczy się jako sześćdziesiąt procent”.
Obaj kardynałowie utrzymywali także kontakty na gruncie prywatnym, w czasie wakacji. Te spotkania na pewno budowały między nimi więź. Kard. Wojtyła dbał o to, aby przed 3 sierpnia, gdy prymas obchodził dzień urodzin, imienin i święceń kapłańskich, osobiście złożyć mu życzenia. Był to już czas wakacji, więc Wojtyła odwiedzał Wyszyńskiego tam, gdzie odpoczywał: w Stryszawie, Bachledówce, w Zakopanem albo w Fiszorze, niedaleko Wyszkowa. Spędzali razem kilka dni. A wspólny czas wypełniały spacery, rozmowy i śpiewy przy ognisku.
Ewa K.Czaczkowska, publicystka, areopag21.pl.