Spotykam w swoim stosunkowo krótkim życiu ludzi tak odmiennych, tak różnych, niedających się ujednolicić, którzy wcale a wcale z sobą nie współgrają. Pośród tej różnorodności i nieuporządkowania jedynym łącznikiem, który ich definiuje jest wyznanie.
Katolik, chrześcijanin, Sługa Boży. Jakkolwiek byśmy się nie nazwali w religii koherencja wewnętrznych myśli powinna być spójna. Podczas Świąt Wielkiej Nocy przeżywamy niesamowicie duchowe, do głębi wzruszające i przeszywające zdarzenia, przez duże D. Oczywistością jest skłonność do refleksji i zastanowienie nad tym, co jest najważniejsze, a co drugoplanowe. Mimo podświadomego obowiązku skłonienia głowy i chwili bardzo hermetycznej, tylko dla nas i Jezusa Zmartwychwstałego odczuć można częściową relegację tego sacrum na rzecz ślepo pojętego profanum. O tak wiele prosimy Boga, tak wiele mu zawdzięczamy, jesteśmy Mu tyle winni, a nie stać nas, usprawiedliwiając się brakiem czasu, a tak naprawdę z gnuśności, na poświęcenie chociażby godziny, wyznaczonej przez proboszcza na adorację Najświętszego Sakramentu. Święta to przede wszystkim czas modlitwy, a momentami czuję się jak persona non grata, kiedy pytam ile czasu poświęciłeś Chrystusowi. Nie dociera do nas powaga sytuacji.
Mogę przypuszczać, że ludzie teksty biblijne traktują bardzo poważnie i doniośle, ale nie urealniają sobie tego, że to, co czytane to rzeczywistość, bardzo daleka, a jednocześnie bardzo bliska. W każdej rodzinie, pracy, szkole mamy mnóstwo problemów, borykamy się z rusz to nowymi przeszkodami, popadamy w depresje, nałogi. Życie to ciągła sinusoida. Nie damy sobie z ciężarem naszego życia rady, jeśli nie uwierzymy, realnie nie będziemy tego pewni, że Jezus Zmartwychwstał. Dokonał rzeczy niemożliwej dla nas szarych, obojętnych ludzi-niewiarygodnej.
Należałoby zastanowić się, na jakim etapie wiary jestem. Czy powstanie z grobu Jezusa sprawia mi radość, czy słowa „ I dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza (…) Ducha mojego” (Ez 36, 26, n.; por. I 7, 37-39; 19, 34) są dla mnie obietnicą przyjścia Ducha Prawdy-Parakleta, który odmieni mnie poprzez Zmartwychwstanie Pana? Czy może zapomniałem w pogoni za novum o tym, co daje prawdziwą radość życia i jestem zblazowany, zobojętniały na Prawdę?
Bądźmy megalomanami religii, nie wstydźmy się podążać drogą Prawdy. Religia to nasza oaza spokoju, nasz świat pisany zasadami nam odpowiednimi, gdzie karuzela emocji spotyka się z ukojeniem w Panu. Nie róbmy z Świąt cepeliady, bo to, co zewnętrzne minie zapomniane, a pozostanie tylko to, co zawiera się w trzech słowach: modlitwa, post, jałmużna.
Przeczytaj również
Si Deus pro nobis, quis contra nos?