Bł. Pino Puglisi. Kapłan z podniesioną głową
Ksiądz Pino Puglisi wyszedł na schody kościoła św. Kajetana w Palermo, gdzie od trzech lat służył jako proboszcz. Widząc zbliżających się do niego ludzi, zdążył jeszcze powiedzieć: "czekałem na was". Zginął od jednego strzału w kark. Był 15 września 1993 roku, dzień 56 urodzin męczennika. - Tego uśmiechu i spokojnego spojrzenia jego oczu nigdy nie zapomnę - powiedział później morderca.
W Brancaccio, najniebezpieczniejszej dzielnicy Palermo, tylko mafiosi mogli chodzić z podniesioną głową. Ksiądz Giuseppe Puglisi zwany „Pino” doskonale o tym wiedział – przyszedł na świat w tym samym zakątku miasta, do którego po latach trafił jako proboszcz. Mimo to nie dość, że sam podnosił wysoko głowę, to jeszcze uczył tego innych. To nie mogło przejść niezauważone…
Język i obyczaje mafii znał od dziecka – nie mogło być inaczej, skoro dorastał w dzielnicy, w której wstąpienie w szeregi Cosa Nostry było jednym z niewielu sposobów na wybicie się z beznadziei: nie było tam kin czy miejsc rozrywki, nie działała służba zdrowia… Wielu młodym ludziom nie udało się nawet ukończyć podstawówki. Niewykształceni, bez perspektyw, byli łatwym kąskiem dla mafii. Młodziutki Pino wybrał inną drogę – wstąpił do seminarium i mając 23 lata przyjął święcenia kapłańskie. Od początku starał się służyć młodym, stwarzać im perspektywy, których nie dawał im nikt inny. Był aktywnym duszpasterzem, otwartym na kościelne ruchy – Akcję Katolicką czy Ekipy Notre Dame. Zawsze w centrum stawiał Chrystusa, a dzięki Niemu – najbardziej potrzebujących. W 1990 roku, po 30 latach kapłaństwa został proboszczem parafii św. Kajetana w samym sercu Brancaccio. Z własnego doświadczenia wiedział, jak wielkiej troski potrzebują młodzi, dlatego pierwsze, co stworzył, to… dobre boisko do gry w piłkę. Spędzał wiele czasu, grając z chłopakami, a pomiędzy meczami rozmawiał z nimi o życiu. Pokazywał, że mogą robić coś więcej, niż tylko sprzedawać narkotyki na zlecenie mafii.
Sycylijska mafia chlubi się swoją religijnością – mafiosi noszą ze sobą różańce czy egzemplarze Biblii, budują kaplice, uczestniczą w procesjach kościelnych. Mają swój „system moralny”, rodzaj „kodeksu dobrego mafiosa”, który szczegółowo określa, co wolno a czego nie. Kandydat na mafiosa swą inicjację zaczyna od przysięgi na święty obrazek, który plami krwią z palca wskazującego, czyli tego którym kiedyś pociągnie za spust. Zabity przez mafię sycylijski sędzia Giovanni Falcone mówił wprost: „Zostać mafiosem to przyjąć nowe wyznanie, rodzaj paralelnej religii”. Przez swoją demonstracyjną religijność mafiosi czują się „dobrymi ludźmi”, a Kościół przez lata nie robił zbyt wiele, żeby się temu przeciwstawić. Ks. Puglisi nie zgadzał się na zasłanianie się wiarą przez członków mafii – odważnie odmawiał mafiosom prawa do bycia rodzicami chrzestnymi, organizował modlitewne marsze młodych pod domami bossów. Kiedy papież Jan Paweł II waląc pastorałem o ziemię wołał na Sycylii gromkim głosem: „Bóg powiedział – nie zabijaj! Żadna mafia nie może tego prawa zmienić. Nawróćcie się!”, ksiądz Pino miał wykrzyknąć: „Nareszcie!”. Miarka się przelała, kiedy zabronił mafiosom uczestnictwa w procesjach ku czci św. Kajetana. To rozwścieczyło klan Graviano.
Wiedział, że ryzykuje życiem. „Mogą zabić moje ciało, ale nie duszę moją, moich wiernych, nie moją wolność i pragnienie budowania dobra, nie zabiją mojej nadziei dla tej dzielnicy” – mówił. I jeszcze: „Jedyne, co się liczy, to spotkać Chrystusa, żyć tak jak on, głosić Jego zbawczą miłość, nieść nadzieję i nie zapominać, że wszyscy tworzymy nowy świat, nawet jeśli przyjdzie nam za to zapłacić osobiście”. Gromadził wokół siebie współpracowników, którzy mogliby kontynuować rozpoczęte przez niego dzieła, gdyby jemu samemu coś się stało. „Uparty i łagodny” – mówili o nim ci, którzy go znali. Założył centrum pomocy, które nazwał „Ojcze nasz” – tam gromadził młodych, których próbował wyrywać spod skrzydeł mafii. A ta coraz bardziej traktowała go jako wroga… Ostrzegali go – prowadzone przez niego dzieła były regularnie niszczone, ale on się nie poddawał. Wstawiał wybite szyby, naprawiał zdewastowane sprzęty i był razem z ludźmi. „Ja nie walczę z mafią. Ja tylko głoszę Ewangelię i w ten sposób zmieniam świat, nawet jeśli mi za to przyjdzie drogo zapłacić. Dając ludziom Chrystusa, przywracam im nadzieję” – powtarzał.
15 września 1993 roku młodzi zabójcy przyszli pod kościół, w którym pracował. Powitał ich swoim ciepłym uśmiechem i słowami: „czekałem na was”. Zginął od jednego strzału w kark. Tym razem ludzie nie dali się zastraszyć – choć zbrodnie mafijne okrywała przez lata zmowa milczenia uniemożliwiająca zidentyfikowanie sprawców, sześciu zabójców kapłana udało się schwytać, zostali skazani na dożywotnie więzienie. Kilka miesięcy po wyroku rozpoczęły się starania o uznanie ks. Puglisiego za męczennika. Proces beatyfikacyjny dobiegł końca w 2012 roku, a 25 maja 2013 r. w Palermo został wyniesiony na ołtarze jako pierwszy kapłan zamordowany przez mafię.
Przeczytaj również