Nasze projekty

Bp Ryś: To książka o Bogu, nie o miłosierdziu

Każdy z nas jest grzesznikiem. Każdy z nas odrzucił Boga po milion razy i cały urok Boga polega na tym, że to w Nim nic nie zmienia.

Reklama

Rozmowa portalu Stacja7.pl z bpem Grzegorzem Rysiem o najnowszej książce papieża Franciszka „Miłosierdzie to imię Boga”.

Papież Franciszek w swojej książce pisze, że miłosierdzie jest pierwszym atrybutem Boga. Co to oznacza?

Reklama

Więcej, papież pisze, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, a to coś znacznie ważniejszego, bo imię w refleksji biblijnej i chrześcijańskiej jest tożsame z osobą. Imię było bardzo ważne dla biblijnego Żyda, bo imię go opisywało, mówiło, kim jest. Kiedy więc papież mówi, że Miłosierdzie jest imieniem Boga, to znaczy o wiele więcej, niż tylko że jest jednym z Jego przymiotów. Jest jakąś składową boskiej natury.

To jest swego rodzaju dopracowanie tego, co mówi Jan ewangelista, kiedy mówi, że imieniem Boga jest Miłość – Franciszek mówi, że imieniem Boga jest miłość, która jest miłosierna. Ostatecznie nie interesuje nas to, jakie Bóg ma cechy, ale kim jest sam w sobie, najgłębiej. Jak nasłuchujemy tego, co Kościół mówi przez ostatnie 50–60 lat, to odkrywamy, że to jest właśnie to – że Bóg jest miłością, która jest miłosierna, czyli przekracza granice sprawiedliwości czy granice wzajemności.

Reklama

A co oznacza to doprecyzowanie? Dlaczego miłość miłosierna jest szczególna?

Miłość niejedno ma imię. Miłość miłosierna wyróżnia się tym, że wytrzymuje próbę odrzucenia.

Reklama

Przez człowieka?

Tak, w wypadku miłości do człowieka – próbę odrzucenia przez człowieka. Kluczem tej miłości nie jest doświadczenie wzajemności. Franciszek to świetnie wyczuwa, podpowiadając nam, że to jest miłość ojcowska albo miłość macierzyńska. Miłość ojca czy matki to właśnie miłość, która nierzadko musi się zmierzyć z tym, że dziecko wybiera, postępuje inaczej. Każdy z duszpasterzy ma chyba dość dużo doświadczeń takich rozmów z rodzicami, kiedy się słyszy: „A ja się tak starałem, oddałem wszystko – i na co to było?”. To jest potężna próba, żeby nie zacząć żałować swojego dobra, miłości, tej całej życiowej inwestycji w następne pokolenie, tylko żeby wytrwać w tej miłości, nawet jeśli nie jest oczywista.

Miłość Boga do każdego z nas musi być taka, bo nie może być inna. Każdy z nas jest grzesznikiem. Każdy z nas odrzucił Boga po milion razy i cały urok Boga polega na tym, że to w Nim nic nie zmienia. Może rośnie w Nim jeszcze większa determinacja, by nas kochać.

mother-103311_1280

Papież Franciszek wspomina, że jako spowiednik, nawet gdy napotykał „zamknięte drzwi” w sercu człowieka, szukał zawsze szczeliny, przez którą mógłby te drzwi otworzyć, ofiarować przebaczenie i miłosierdzie. Rozmówca papieża Andrea Tornielli przytacza historię Bruce’a Marshalla o młodym żołnierzu, który umiera, ksiądz bardzo chce mu dać rozgrzeszenie, ale żołnierz nie do końca żałuje za swoje grzechy. Ksiądz pyta go, czy żałuje, że nie żałuje, i na tej podstawie udziela rozgrzeszenia. Czy jest jakaś granica szukania tej szczeliny, czy można gdzieś postawić granicę miłosierdzia?

Granica jest w człowieku, bo może się okazać, że nie ma nawet tego minimum. Ten żołnierz mógł powiedzieć, że nie żałuje, że nie żałuje, ale na szczęście powiedział inaczej. Pan Bóg nie stawia granicy – granicą jest wolność człowieka, wolność do odrzucenia miłości, jaką ma Pan Bóg, ale w Bogu nie ma granicy.

Granicą jest to, co Pismo Święte nazywa grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Tego nie ma w książce, ale warto to przywołać: jesteśmy wzywani do nawrócenia przez Ducha Świętego, który w nas działa. Kiedy człowiek radykalnie zamyka się na doświadczenie nawrócenia, to nie tylko mocuje się sam ze sobą, ale – nawet gdy tego nie rozpoznaje – mocuje się z Duchem Świętym, który prowadzi ku nawróceniu. To zapowiadał też Pan Jezus: „Duch was przekona o grzechu”. Człowiek nie musi ulec Duchowi, może nie dać się przekonać o swoim grzechu i wtedy nie ma nawet tej szczeliny. Nie ma jednak takiego grzechu, który zamyka Boga. Konsekwentnie tak powinno być też po stronie Kościoła: jeśli w doświadczeniu spowiedzi cokolwiek przemawia na korzyść penitenta, to jest to argument za tym, by go rozgrzeszyć. Ale musi być szczelina.

W rozmowie z papieżem pojawia się też ciekawa zachęta dla spowiedników, którzy nie mogą udzielić rozgrzeszenia, żeby udzielili błogosławieństwa. Czy to coś nowego w Kościele?

To żadna nowość. W sytuacjach, kiedy spowiedź odbywa się publicznie, tak że penitenta widzą inni ludzie, jest nawet takie zalecenie, bo gest błogosławieństwa jest taki sam jak gest rozgrzeszenia. Unika się więc zdrady tajemnicy spowiedzi – nikt nie widzi tego, co się rozgrywa między spowiednikiem a penitentem, z zewnątrz to wygląda zupełnie tak samo. Ale nie chodzi tylko o to.

Człowiek, który nie może być rozgrzeszony, z różnych powodów, nie jest od razu ekskomunikowany, on nadal jest w Kościele. Owszem, teraz porządek sakramentalny nie jest dla niego dostępny, ale to nie znaczy, że Pan Bóg nie może działać w jego życiu inaczej. Nie może być rozgrzeszony, ale może się modlić. Ja go nie mogę rozgrzeszyć, ale mam prawo się za niego pomodlić, a błogosławieństwo jest formą modlitwy nad człowiekiem. Nie można pozostawić człowieka samego, a szczególnie nie można zostawić człowieka, który jest w tak dramatycznej sytuacji, że nie może być rozgrzeszony.

My nie jesteśmy wezwani do osądu człowieka. Jesteśmy wezwani do osądu nad całą sytuacją. Owszem, są momenty, gdy nie można udzielić rozgrzeszenia – nie są one znowu aż takie częste – i nieraz są to sytuacje oczywiste dla obu stron. Mnie się w ciągu 28 lat kapłaństwa zdarzyło dwa razy odmówić rozgrzeszenia i zapewniam, że jest to niebywały ból. To nie jest tak, że gdy ktoś przychodzi do spowiedzi i jest niedysponowany, to się mu mówi „wynocha”. Pierwszym obowiązkiem spowiednika jest doprowadzenie do dyspozycji. Dlatego też spowiedź jest miejscem na poważną rozmowę, na wzajemne posłuchanie się, żeby człowieka, który może z niedojrzałych powodów przyszedł do spowiedzi, doprowadzić do takiej dyspozycji, by mógł być spokojnie rozgrzeszony.

KONF-O

To jest wydarzenie. Nie tylko dwóch ludzi się tu spotyka, tu działa też Duch Święty, następuje otwarcie przestrzeni na działanie Pana Boga, tu się wszystko może zdarzyć. Ale nie jest to żadna nowość i dobrze, że papież o tym mówi, bo w ten sposób pokazuje jakieś formy odpowiedzialności za człowieka, dla którego porządek sakramentu nie istnieje w tym momencie – nikt nie mówi, że na zawsze. Ważne jest, by człowieka nie odrzucać i papieże zawsze o tym przypominali – człowiek odchodzi od konfesjonału nie rozgrzeszony, ale nie może odejść rozgoryczony. Ja nie mogę człowieka odesłać z konfesjonału, nie tłumacząc mu wyraźnie i jasno, dlaczego nie może dostać rozgrzeszenia, i nie pokazując, co jednak może czynić. To nie jest człowiek, który jest poza Kościołem, więc i jemu trzeba w Kościele towarzyszyć. I to też nie może być teoria, abstrakcja – „towarzyszę ci, ale z tobą nie porozmawiam”.

Są grzechy, które pociągają za sobą ekskomunikę, ale też nie ma ich milion, to są bardzo konkretne sytuacje.

Franciszek mówi też, że teraz Kościół powinien wychodzić do grzeszników, że powinien być jak szpital polowy. Jak to rozumieć i jakie to stawia zadania przed duchownymi i przed świeckimi?

Papież nie mówi tego jako pierwszy, bo to mówił już Pan Jezus. Ta książka jest fascynująca we fragmencie – dla mnie osobiście bardzo ważnym – gdy papież rozważa uzdrowienie trędowatego przez Jezusa. Jezus nie tylko go uzdrowił, ale go też dotknął, więc absolutnie przekroczył granice nieprzekraczalne. Nieprzekraczalne po pierwsze ze względu na to, co mówił zdrowy rozsądek – dotkniesz trędowatego, to się zarazisz, i to chorobą nieuleczalną – a po drugie, co mówiło prawo.

Franciszek jest dość bezlitosny dla tego prawa, bo mówi, że odpowiada ono logice uczonych w prawie, która nie ma nic wspólnego z logiką Bożą, a polega na tym, że wydziela się chorych ze społeczeństwa zdrowych. Są owce przy pasterzu – zdrowe, bezpieczne, tłuściutkie, fajne – i teraz chronimy przede wszystkim te owce, chronimy tych, którzy są w zasadzie pewni zbawienia i nawróceni. Ochrona polega na tym, że odcinamy się od wszystkich, którzy do tego grona nie należą. Mówi papież, że to jest logika uczonych w prawie i że nie ma ona nic wspólnego z logiką Bożą, bo logika Boża mówi, że zostawiasz te zdrowe owce, a idziesz do tych, które się pogubiły. I to się zaczyna już wtedy, kiedy masz jedną owcę poza stadem. To jest napisane w Ewangelii według św. Łukasza, w 15. rozdziale: masz 99 owiec, jedna się zgubiła, zostawiasz 99 i idziesz szukać tej jednej. To podkreśla papież Franciszek.

Co to oznacza dla Kościoła dzisiaj? Chociażby to, o czym mówiono na ostatnim synodzie – jest cała rzesza ludzi żyjących w sposób, który prawo kanoniczne określa mianem „nieregularnie”; nie są oni w tym gronie owiec zdrowych pod każdym względem, jeśli w ogóle takie istnieją. Jak wychodzić do tych, dla których porządek sakramentalny jest niedostępny? Na ten temat mówił właśnie synod, czekamy, co powie papież na temat końcowego dokumentu. Kluczem jest pojęcie towarzyszenia, z przełożeniem go na inne, czyli zaproszenie do współuczestnictwa. Nie towarzyszymy tylko na zasadzie: „jesteś tak naprawdę na zewnątrz, a my możemy ci posłać paczkę od czasu do czasu albo pomodlić się za ciebie” – choć modlitwy też bym nie lekceważył. Towarzyszymy komuś także w ten sposób: „jest tu część, którą możesz czynić, jesteś jednym z nas, potrzebujemy też twojego działania”. Oczywiście wymaga to poważnej refleksji – które z obszarów działania w Kościele można powierzyć komuś, kto żyje w sytuacji nieregularnej – ale do tego właśnie jesteśmy wezwani, by nad tym myśleć: nie jak się odciąć, ale jak zaprosić do środka.

milosierdzie_03

Chcielibyśmy jeszcze zapytać – nieco przewrotnie, ale i takie głosy mogą się pojawić – po co kolejna książka o miłosierdziu? Żyjemy w czasach, gdy coraz trudniej jest nam trwać w nauce Kościoła, coraz więcej ludzi od niej odchodzi – czy Kościół nie powinien mocniej akcentować swoich wymagań zamiast ciągle mówić o miłosierdziu? Myślę, że krytycy papieża mogliby zapytać: czy to nie jest otwieranie furtki do „rozmywania” nauki Kościoła, mówienia, że wszystko wolno?

To tak jakby zapytać, po co kolejna książka o Bogu. To pytanie jest niejako obok dyskursu, do którego zaprasza Franciszek, bo on nie zaprasza do dyskursu najpierw o Kościele i o tak zwanych racjach duszpasterskich – to pojęcie robi nieraz za łom. Nie. To jest książka o Bogu. Warto może przypomnieć, że jej oryginalny tytuł brzmi „Imieniem Boga jest Miłosierdzie”. To nie jest książka o miłosierdziu. Franciszek mówi: nie spierajmy się o miłosierdzie, pospierajmy się o Boga. Imieniem Boga jest Miłosierdzie.

Kim jest Bóg? Papież pisze o tym w bulli „Misericordiae vultus”. Ktoś może powie, że w kategoriach rangi teologicznej bulla nie jest najważniejsza, niemniej jednak mnie się zdaje, że to jeden z istotniejszych dokumentów napisanych przez Franciszka – z czasem będziemy to dostrzegać. To jest bulla, która zaprasza do refleksji nad Bogiem.

Tak jak napisał Jan Paweł II w „Dives in misericordia” – odkryjmy, kim jest Bóg. Wtedy się skończą te wszystkie debaty: co się opłaca, co się nie opłaca, co jest skuteczne, co jest nieskuteczne. To są sprawy wtórne. Pytaniem istotnym jest: Kim jest Bóg? – Bóg, który się objawia w judaizmie, w chrześcijaństwie, w historii zbawienia. Jeśli odkryjemy, kim jest Bóg, dowiemy się też, kim powinniśmy być my, każdy z nas z osobna – bo jesteśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo – i kim mamy być jako Kościół także w swojej misji do człowieka. Czy my mamy poprawiać Pana Boga w Jego wyjściu do człowieka? Czy chcemy Mu powiedzieć, że my potrafimy lepiej? No, niepoważne by to było. Tego nie powie żaden z krytyków.

Spotkanie Jana Pawła II z wiernymi / fot. Gianni Giansanti
Spotkanie Jana Pawła II z wiernymi / fot. Gianni Giansanti

Papież zaprasza nas do istotnej refleksji nad Bogiem. Przepraszam, że mówię o tej zmianie tytułu, bo ja kocham Wydawnictwo Znak – ale jest ona dość istotna. Dobrze, by ludzie pamiętali, jaki jest oryginalny tytuł tej książki, bo to nie jest książka o miłosierdziu. Jeśliby uznać, że to książka o miłosierdziu, to łatwo będzie popaść w tony moralizatorskie – „bądźcie tacy i tacy, tamto, siamto” – albo w takie tony pseudopastoralne – ile miłosierdzia, a ile sprawiedliwości. Zaczynamy wtedy mówić o jakiejś abstrakcji, a to nie jest książka abstrakcyjna. To jest książka o Bogu, co Bóg o sobie mówi i jakim się pokazuje w działaniu. Jakim się Bóg pokazał w Jezusie Chrystusie, który uzdrowił trędowatego.

I teraz to już jest zupełnie inna rozmowa – czy ja chcę iść za tym obrazem Jezusa Chrystusa, poddając się temu, co Franciszek nazywa logiką Boga, czy może mam swoją logikę, którą papież nazywa logiką uczonych w prawie? Uczony w prawie może wiedzieć bardzo dużo o prawie i nie mieć żadnego doświadczenia Pana Boga. Może być skupiony tylko na swoich konstrukcjach, które nawet może i są zbudowane na Słowie Bożym, ale jednak używać tego Słowa Bożego do argumentowania własnych konstrukcji. A my nie mamy tworzyć na podstawie Słowa Bożego własnych konstrukcji, tylko poddać się temu, co Słowo mówi o Bogu.

Czy biorąc pod uwagę, że jedna z pierwszych homilii papieża Franciszka poświęcona była miłosierdziu, że papież zachował swoje zawołanie biskupie: „Spojrzał z miłosierdziem i wybrał”, że ogłosił teraz Rok Święty Miłosierdzia – można powiedzieć, że miłosierdzie jest niejako dewizą jego powołania, jego posługi na stolicy Piotrowej?

Co do tego nie ma wątpliwości, myślę tylko, że warto powiedzieć (co sam papież też pokazuje), że to nie jest jego prywatne odkrycie. To jest jego osobiste doświadczenie tego, kim jest Pan Bóg, ale też jego osobiste doświadczenie Kościoła, które Kościół pokazuje przynajmniej już od czasów Jana XXIII i od II Soboru Watykańskiego. Proszę zobaczyć, jak papież przedefiniował otwartość Kościoła. My, a już szczególnie my w środowisku Znaku, jak mówimy o otwartości, to od razu wpadamy w takie kalki: tu są progresiści, tu konserwatyści, i tak dalej – to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością! Franciszek opisał otwartość tak, jak Paweł VI, zamykając sobór – że otwartość soboru to logika starej opowieści o miłosiernym samarytaninie. Św. Jan XXIII, bł. Paweł VI, św. Jan Paweł II – papież Franciszek jest ich kontynuatorem; odnalazł się w Kościele, który prowadzony przez Ducha Świętego coraz więcej rozumie z tego, jakim się Bóg objawił w całej swojej historii zbawienia, od pierwszej strony Biblii, i jakim się ciągle objawia do dzisiaj. A co do tego, że to jest dominanta pontyfikatu Franciszka, nikt nie ma wątpliwości.

Dziękujemy bardzo, księże biskupie.

Proszę uprzejmie.

franciszek_Milosierdzie_500pcxPremiera książki „Miłosierdzie to imię Boga”
już 12 stycznia

Papież Franciszek w prostych i bezpośrednich słowach zwraca się do każdego człowieka, budując z nim osobisty, braterski dialog. Na każdej stronie książki wyczuwalne jest jego pragnienie dotarcia do osób, które szukają sensu życia, uleczenia ran. Do niespokojnych i cierpiących, do tych, którzy proszą o przyjęcie, do biednych i wykluczonych, do więźniów i prostytutek, lecz również do zdezorientowanych i dalekich od wiary.

W rozmowie z watykanistą Andreą Torniellim Franciszek wyjaśnia – poprzez wspomnienia młodości i poruszające historie ze swojego doświadczenia duszpasterskiego – powody ogłoszenia Nadzwyczajnego Roku Świętego Miłosierdzia, którego tak pragnął.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę