
Cykl: Pocztówki z Uduophori
Wiersze napisane w ciągu pobytu w Nigerii i tragicznych wydarzeń jakie miały tam miejsce
Lagos
Przeczytaj również
Ulica milczy.
W hotelowym pokoju
o trzeciej nad ranem brak wody.
Wyciskam z kranu pojedyncze krople
aby ogolić się po dniach spędzonych
pośród zagajników Uduophori.
Tam w pyle i zieleni
bardziej niż gładkiej skóry
wyglądałem koloru
jaki ofiarowuje życie zapisane
na mulistych ścianach lepianek.
Tam bruzdy na twarzy są piękne.
Tam oczy błyszczą surową prostotą.
W Lagos jest inaczej.
Ponad 20 milionów mieszkańców
warkot silników
wrzeszczący po sobie mężczyźni
kobiety i dzieci uciekające spod kół
krowy na targowisku.
Ale o trzeciej nad ranem ulica milczy
a w kranie brak wody.
Opuszczam Lagos bez żalu.
Z wioski odjeżdżałem z uśmiechem
I z wdzięcznością.
Forcados
Płyniemy do Bargolo
W drewnianej szopie czekamy
na komplet.
Osób ma być dwanaście.
Nie jesteśmy jednak jak apostołowie.
Z wyjątkiem Damiana który w niebo zapatrzony
krzykiem przepędza złe duchy.
Ale i on nie potrafi chodzić po wodzie.
Czy zabrakło mu wiary gdy na środku rzeki
krzyknął "nie chcę teraz umierać"
widząc jak łódź nabiera wody
od przodu kadłuba?
Obserwowałem tą sytuację
na szybko tasując w myśli karty życia i
uczucia nieporozumienia
na skutek tak absurdalnego biegu zdarzeń.
Ludzie zaczęli się modlić.
Dobiliśmy do brzegu wylewając wodę
plastikowymi butelkami.
Płyniemy dalej na wiarę.
Czekamy na łódź kolejną
niezrażeni sytuacją graniczną.
Jest już komplet.
Tniemy po rzece Forcados
Ufając że i tym razem
nie utoniemy.
Wiedząc że Bóg jest dobry.
Oghene do.
Dżu – dżu
Tam nie idź – powiedział biskup Hiacynt
kiedy go zapytałem o radę
czy odwiedzić kapłana
który w zaroślach odprawia gusła
przed dniem targowiska.
Nie dotykaj, ręki nie podawaj – rzekł
Kelvin, opowiadając
jak człowieka widziano
w dwóch miejscach naraz
odległych od siebie o dzień drogi.
I kulę wystrzeli w górę
a uśmierci tego kto mówi nieprawdę
sypnie ci w twarz pudrem
przejmie nad tobą kontrolę
Niedaleko wioski jest też
jaskinia pytona olbrzyma.
Wejdzie do niej kapłan
i senator, który tam ukrył konstytucję państwa.
Senator moc swą okazał
bestii nie lękliwy.
W Warri czarownik pokładał się
z dziewczyną. Gdy żądzę
swą zaspokoił rozpoczął przemianę
kobiecego ciała w węża.
Nie dokończył. Wykrzyknęła: Jezu!.
Przybiegli z recepcji. Wezwali wojsko.
Zastrzelili pół gada pół kobiety.
W gazetach pisali, mówili w telewizji.
Cała wieś tym żyła. Nawet biskup mówił.
I mówiła siostra zakonna.
O chłopaku, który Port Harcourt
okradł bank.
Goniony przez policję zamienił się w kota.
Niestety wpadł pod samochód.
Pod kołami znaleziono człowieka.
W zagajniku przeklętym na trawie
leżą czerwone łuski od pocisków
i małe butelki po medykamentach.
W rodzinie papy Simona zmarło 26 dzieci.
Przyszedł. Mówił dwie godziny.
Powódź wypłukała z jego ziemi
czaszkę psa, krokodyla, kokos, zardzewiałą maczetę.
Dżu – dżu się mści na tych którzy się odwrócili.
Tak wierzą w wiosce choć chcą ufać Bogu.
Papa Simon prosi o modlitwę.
Chce uwolnić ziemię.
Damian rusza uzbrojony
w różowy spryskiwacz do kwiatów
z poświęconą wodą i słoik benzyny.
Spalimy dżu-dżu
Poświęcimy ziemię
Pobłogosławimy dom.
O darose Boromo Weri Ofafo Ise
W imię Oj ca i Syna i Ducha.
Onisha
Tu nie ma piękna
Tu jest smród
Tu się rozkłada mięso i warzywo
Tu zgarną od ciebie więcej
I tu cię zabiją
Wdychaj fetor i spaliny
spójrz na rzekę
zamyśl się
w wodzie było kiedyś życie
dziś jest śmierć w niej
maź i krew
Tylko Tansi tu nie gnije
jego ciało w trumnie trwa
oczom wiary wystawiony
uprzytamnia światy dwa
w jednym miejscu
w każdej porze
kto usłyszy będzie żyw
A gdy wieczór połknie miasto
talerz Luny wzruszy cię
zarys rzeki raj przypomni
twarz pogłaszcze ciepły wiew
zamkniesz oczy i pomyślisz
jak tu kiedyś mogło być
Czmychaj z miasta w słońca wschodzie
kiedy potwór jeszcze śpi
nie oglądaj się za siebie
otwórz oczy zamknij sny
o tym czego nie ma wszak.
Benedyktynki
Oczywiście że tańczymy
Mówi siostra Celestyna
Jej głos spokojny
Słowa o ciszy splata ;jak
korale na swą brązową szyję
szczelnie przykrytą welonem
Śpiewają po łacinie
na zawsze za klauzurą
wykarczowanego buszu.
Pytam jak afrykański ogień
i temperament znosi ascezę
gestów słowa
Słyszę o Łasce Bożej
Miłości Jezusa
Oddaniu się całkowitym
Dziękuję za zimną wodę
i prażone orzechy
Odchodzimy w pokoju
Biskup Hiacynt
Jego biała sutanna idealnie komponuje
się z kolorem skóry
A różowy biret na głowie przypomina
że świat nie jest czarno biały.
Zaprosił nas do siebie w piątek
popołudniu
Usiedliśmy w przestrzennym salonie
biskup Hiacynt włączył telenowelę.
Zbaranieni patrzyliśmy jak trzy ostre
dziewczyny likwidują po kolei alfonsów
Na koniec wymierzyły pistolet
w siostrę zakonną
Kula odbiła się od medalika
rykoszetem wróciła do zabójczyni
Napisy końcowe
"Pan strzeże tych którzy mu ufają"
Kolejna telenowela
wszystkie z biblijnym przesłaniem
Już rozumiemy skąd to u biskupa
Tym czasem on proponuje ryż
Zaleca aby najpierw zjeść owoce
"To polepsza trawienie" mówi
z troską ludzką nie koniecznie pasterską
Niestety jestem już w połowie ryżu
Zabiera nas samochodem
na objazd okolicy
Pokazuje ruiny państwowej szkoły
przeskakujemy błoto i kałuże
Stara się by jego wikariat urósł
do rangi diecezji
"Co jest potrzebne?" pytam
"Budynek kurialny" odpowiada.
Biskup Hiacynt jest wdzięczny
za pomoc jaką otrzymał z Polski
"Jak mogę jeszcze podziękować" pyta
Na pożegnanie zamyka oczy modli się błogosławi
Bilard
Ustawili stół bilardowy
prawie na środku drogi
Stół dobrze się trzyma
jego nogi umocowane z błocie
Mają kije samobije
i wolę gry nieskończoną
Grają o każdej porze
Chcą aby ich uwiecznić
na zdjęciu
Przecież mają bilard
czas na grę
na śpiew
na śmiech