Bałam się, że nas wywiozą
Pracuję na misjach od 4 lat, w Ngaoundaye od września 2013 roku. Po raz pierwszy w taki sposób – face en face – miałam spotkanie z Seleką. Byłyśmy w trakcie ewakuowania się do braci kapucynów, kiedy usłyszeliśmy strzały. Wiedziałyśmy, że już nie możemy uciec, więc wyszłyśmy z podniesionymi rękoma.
Jak wychodziłyśmy strzelali w powietrze. Chcieli nas chyba przestraszyć. Kazali nam otworzyć bramę, grzecznie się z nami przywitali, podając dłoń. Pytali nas, czy jest u nas anti-balaka, po czym przeszli do konkretów, i od tej pory nie odstępowali nas na krok. Pieniądze, telefony, komputery, samochód – oto ich oczekiwania. Przyszli z przewodnikiem, który mówił w sango i dokładnie wiedział, gdzie wszystko się znajduje. Oni natomiast mówili po arabsku.
Dałam im pieniądze 110 000 CFA (jakieś 200 euro), później chodzili od pokoju do pokoju żądając pieniędzy. Po tym rabunku kazali nam wyjść na zewnątrz. Bałam się, że gdzieś nas wywiozą. Znałam ich twarze, no właśnie ich szef też wiedział, że jestem dyrektorką szkoły, którą prowadzimy. Kazał mi wsiąść na motor i pokazać gdzie jest samochód. Ja nie wsiadłam, to później chcieli mi zabrać moje dokumenty, żeby mnie szantażować, trzeci coś wspominał o sznurkach, nie wiem, czy chcieli nas bić, czy związać – i po chwili cześć z nich odjechała w Waszą stronę (kapucynów). Dwóch zostało, aby nas pilnować, abyśmy czasem nie wezwały pomocy. Jeden z nich wziął Ewelinę (świecka wolontariuszka) i zaprowadził do jednego z pokoi, później kolej na nas, brał nas za rękę i wprowadzał do domu, po czym rzucił propozycje, aby ściągnąć ubranie – jak powiedziałam, że nie, to przyłożył broń. Po kilku minutach – zrezygnował, widząc nasz upór. Krzyczeli pieniądze, komórki, wszędzie, gdzie były drzwi, musieliśmy je otwierać.
Przeczytaj również
Nie bałam się o życie, bałam się, że nas wywiozą, zwiążą sznurami i nas zgwałcą. Tego się najbardziej bałam. Miałam w sobie wewnętrzny spokój…
Chyba 5 minut przed ich przyjazdem zdążyłyśmy spożyć Pana Jezusa z naszej kaplicy, aby seleka nie sprofanowała najświętszego Sakramentu, zabrałem także do mojej osobistej torebki Relikwie bł. Honorata Koźmińskiego, kapucyna, i przez cały czas chodzę z nimi – aż do tej pory.
Nie wiem, kto stoi za tą rebelią, wiem jednak, że seleka to tylko pionki, które są kierowane przez kogoś. Prezydent Czadu pozwala tym bandytą wracać do kraju, którzy: zabijali, gwałcili, kradli, palili domy i co tylko sobie można wyobrazić – a teraz wracają z wielkimi łupami, jako prawdziwi bohaterzy. Myślę, że za jakiś czas znów wrócą – jak tylko trochę sytuacja się polepszy.
Podczas tych wydarzeń, nie chciałam opuszczać misji, ale był u mnie taki krytyczny moment, aby gdzieś uciec, ale był to tylko moment. Ani nie można się modlić, ani pracować, tylko myśleć, jak i gdzie uciekać, i kiedy przyjadą. To młodzi chłopcy, 17, 18 lat, często po spożyciu narkotyków są zdolni do wszystkiego.
Mam nadzieję, że przełożeni obrony tego kraju, Francja – wyślę w stronę granicy kilku żołnierzy, aby nas strzegli, jeżeli zaś nie (a to już prawie tydzień) jesteśmy zdani sami na siebie. Będziemy uciekać i chronić się tak jak mieszkańcy tego miasta.
s. Barbara Samborska SMBP