Nasze projekty
FOT. Krzysztof Noworyta

Pielgrzym z Polski do św. Szarbela. Opowieść Krzysztofa

Wstał zza biurka w biurze agencji kreatywnej i poszedł w indywidualną pieszą pielgrzymkę śladami św. Szarbela po Libanie. "Poczułem, że jestem w Kanaanie, prawdziwej Ziemi Świętej, tętniącej nieprzerwanie modlitwą chrześcijan od 2 tys. lat" - mówi Krzysztof Noworyta o swojej październikowej wyprawie. 

Reklama

„Czuję, że muszę o tym opowiadać”

Na co dzień jest producentem kreatywnym w Studiu Tengent, które stworzyło wystawę multimedialną “Śladami Jezusa”. Ta wystawa także powstała jako owoc jednej z jego pieszych pielgrzymek – do Jerozolimy. Wyprawa do Libanu była kolejną po całej serii samotnych, pieszych wypraw duchowych, które Krzysztof Noworyta odbywał do różnych świętych miejsc: Santiago de Compostela, Meksyk, Manopello.

Pielgrzymkę do Libanu przeżył wyjątkowo mocno. Tak mocno, że do opowiedzenia o niej zgłosił się niemal sam. Czuję, że muszę o tym opowiadać na prawo i lewo, jako o odtrutce na nasze zakleszczenie w cyfrowym świecie, na życie które pędzi między mailami a postami na Facebooku – mówi. 

FOT. K. Noworyta

Reklama

Do św. Szarbela nie idzie się tak, jak do św. Jakuba, Matki Bożej z Guadalupe czy do Grobu Bożego

Pomysł wyprawy do Libanu szlakiem św. Szarbela zrodził się sam, gdy myślał nad celem kolejnej pielgrzymki. Bo chodzenie samemu pieszo do świętych miejsc ma już we krwi. Jeśli się chodzi regularnie, to już coś w człowieku zaczyna w pewnym momencie wołać: pora iść. 

Przygotowania rozpoczął kilka miesięcy wcześniej. Od razu okazało się, że do św. Szarbela nie będzie się szło tak jak się idzie do św. Jakuba, do Matki Bożej z Guadalupe czy do Grobu Bożego. Grób świętego znajduje się bowiem zaledwie 60 km od Bejrutu, skąd Krzysztof Noworyta planował wyruszyć piechotą. Wiedział również, że sam Liban bywa miejscami niebezpieczny i są strefy, po których Europejczyk nie może samodzielnie się poruszać bez narażenia się na niebezpieczeństwo. 

Pomocą w wyznaczeniu trasy posłużył mu Raymond Nader – znajomy, który na stałe mieszka w Libanie i, jak twierdzi, doświadczył osobistego objawienia św. Szarbela. To on doradził, by pielgrzymowanie zacząć od grobu świętego w Annaya i dopiero stamtąd wyruszać na piechotę do innych miejsc związanych z tym mnichem: w góry gdzie się urodził, czy do pustelni, w której spędził wiele lat na modlitwie. Dodatkowo Noworyta chciał również odwiedzić miejsca związane z innym sławnym Libańczykiem – Khailem Gibranem, autorem poematu „Prorok” i wielu poruszających sentencji. 

Reklama

Stereotypy, które miałem o Libanie, czyli wojna, cierpienie, terroryści – bardzo szybko upadały, bowiem zobaczyłem przepiękny kraj, niebywale pachnący i z niebywale serdecznymi, gościnnymi ludźmi – mówi Noworyta.

FOT. K. Noworyta

„Wielu dotykało mojej chusty”

Z pewnością w nawiązywaniu kontaktów pomogła mu przygotowana wcześniej przy pomocy Mirny Kbbeh, syryjskiej artystki mieszkającej w Polsce, chusta z wizerunkiem pustelnika i napisem w języku arabskim: “Pielgrzym z Polski do św. Szarbela”.

Reklama

Potrafili sami mnie zaczepiać, wielu dotykało mojej chusty, wierząc że sam wizerunek świętego jest już godny czci, zresztą tam wiara i duchowość wyrażają się właśnie często w dotyku do przedmiotów związanych ze sferą sacrum. Machali mi, pozdrawiali, ta chusta bardzo pomogła przejść bezpiecznie, bez podejrzeń, że jestem podejrzanym szpiegiem – opowiada Noworyta.

FOT. K. Noworyta

W Libanie nawet większość facetów nazywa się Szarbel

Nabożeństwo do Szarbela zobaczył nie tylko przy okazji pobożności wobec jego chusty. Widział je dosłownie wszędzie: przy drogach, na płotach, w ogłoszeniach ulicznych, w imionach ludzi, tak jak w Polsce kapliczki z Matką Bożą. W Libanie nawet większość facetów nazywa się Szarbel – mówi Krzysztof. Przytacza dowcip, który mu opowiedziano, o tym jak do baru w Bejrucie wpada człowiek i krzyczy “Szarbeeel”. Głowę znad piwa podnoszą wszyscy faceci. 

Zachwyciło go piękno tego miejsca i jego wyczuwalna chrześcijańska duchowość. To Liban był przecież biblijnym Kanaanem, krajem mlekiem i miodem płynącym. To tu nieprzerwanie od 2 tys. lat modlą się chrześcijańscy mnisi i pustelnicy, najczęściej gromadzący się w dolinie Quannoubine. Byłem tam, wdychałem piękny zapach tamtego powietrza i duchowego klimatu. Wieczorem zawsze unosi się tam charakterystyczna mgła i miejscowi mówią “co wieczór duch świętości unosi się nad Quannoubine”.

Dolina Quannoubine. FOT. Krzysztof Noworyta

„To było mocne duchowe przeżycie”

To tam także spotkał – co rzadkie – jednego z mieszkających tam mnichów. Najczęściej nie pokazują się turystom albo pielgrzymom. Gdy jednak Krzysztof modlił się w kaplicy przy eremie, w pewnym momencie ukazał się jeden pustelnik. Zapytał skąd jestem, dokąd idę i pobłogosławił mnie, po czym zniknął, jakby go nigdy nie było. Było to mocne duchowe przeżycie – wspomina.

Jak się modlił w czasie pielgrzymki? Najczęściej ciszą, samym marszem, obecnością tu i teraz. Wskazówkę dał mu sam Szarbel na początku drogi, bo na jednej z tablic przy jego pustelni w Annaya Krzysztof przeczytał słowa świętego: “Jeśli nie zrozumiesz mojej ciszy, nie zrozumiesz moich słów”.

Szlak nad morzem  FOT. Krzysztof Noworyta

Guz zniknął!

O co się modlił? Miałem oczywiście pewną swoją intencję, prywatną, ale znajomi wiedząc, że wybieram się na pielgrzymkę podrzucali mi swoje intencje, miałem ich dosłownie cały worek. Jedna z nich dotyczyła uzdrowienia z nowotworu mamy mojego kolegi. Zanim wyruszyłem czekała na operację, bo wykryto u niej kilkucentymetrowy guz. Operowali ją w czasie gdy byłem w Libanie. Okazało się, że nie ma czego operować, bo guz zniknął. A jak wiemy Szarbel jest specjalistą od raka

Na inne owoce trzeba jeszcze czekać, choć już teraz w sobie Krzysztof widzi, że została mu tam powierzona jakaś “tajemnica”, coś w sercu, co dopiero będzie odkrywał. 

Będąc tam czułem, że ta pielgrzymka jest jak wejście do pięknego ogrodu z najlepszymi owocami do jedzenia. Kosztowałem je zarówno w sensie metaforycznym czyli w formie rozmów, spotkań z  tamtymi ludźmi, pejzaży, jak i dosłownie, fizycznie bo naprawdę jadłem tam najlepsze owoce, jabłka, pomarańcze, figi. I wchodząc tam wszedłem w pewną tajemnicę, w coś, co krąży w człowieku w środku, w głowie, w sercu i karmi duchowo w tajemniczy sposób.


Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę