Nasze projekty

Bronię Ewy Wójciak (choć się z nią nie zgadzam)

Na wieść, że kardynała Jorge Mario Bergoglio został wybrany papieżem Ewa Wójciak, dyrektor poznańskiego Teatru Ósmego Dnia napisała na facebooku: „no i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży".

Reklama

Zrobiła się z tego potężna afera.

Z jednej strony zarzucano autorce słów chamstwo oraz domagano się jej dymisji, z drugiej broniono wolności słowa i posady dyrektorki.

 

Reklama

Sama zainteresowana, gdy opadły pierwsze emocje, podtrzymała swoją spontaniczną reakcję. Stwierdziła, że choć nic osobiście nie wiedziała na temat kard. Bergoglio, to:

 

„w Argentynie Kościół katolicki w 100 procentach poparł juntę i współpracował z nią. Wszyscy przedstawiciele hierarchii, którzy nie byli na wygnaniu byli tym samym odpowiedzialni za to, co działo się w tym kraju. A dochodziło tam do rzeczy strasznych, w okrutny sposób zamordowano 30 tysięcy osób”.

Reklama

Bronię Ewy Wójciak (choć się z nią nie zgadzam)

Dodała przy tym, że:

 

Reklama

„przeszłość go [kard. Bergoglio] całkowicie dyskwalifikuje. (…) Jeśli nie akceptował tego, co się działo w Argentynie to powinien stamtąd uciec – tak jak niegdyś zrobili Jan Nowak Jeziorański czy Jan Karski – i dać świadectwo temu, co się dzieje pod rządami junty”.

 

Gdy okazało się, że trudno coś udowodnić, a ludzie kiedyś prześladowani przez juntę bronią dzisiejszego papieża, powiedziała, że:

 

„nie jest ważne, czy on na kogoś doniósł, czy bezpośrednio "popchnął" kogoś do katowni (…) papieżem nie powinien zostać człowiek, który żył i rozkwitał w sensie zawodowym w najgorszym, najpaskudniejszym w tamtych czasach reżimie na świecie”.

 

Taki styl myślenia jest nieuczciwy.

 

Karol Wojtyła też „rozkwitał w sensie zawodowym” pod rządami komunistów.

Czy ktoś trzeźwo myślący zrobi z tego zarzut?

Zygmunt Baumann, który zanim stał się szanowanym filozofem, w czasach dyktatury stalinowskiej w Polsce nie tylko nie sprzeciwiał się mordowaniu AK – owców, ale – jak stwierdził w jednym z wywiadów:

 

„podejmowane decyzje uważał w tamtym czasie za słuszne (…) a powojenny program polityczny partii komunistycznej stanowił najlepsze wówczas rozwiązanie krajowych problemów”.

 

Nie przeszkadza to jednak, by dziś był zapraszany na spotkania do Teatru Ósmego Dnia. Jednym słowem, jak ktoś nie walczył czynnie z prawicową dyktaturą w Argentynie, to dla Ewy Wójciak jest chu…, a jak ktoś był instruktorem w zarządzie polityczno – wychowawczym KBW w czasach stalinowskich, to dziś jest dla niej autorytetem.

 

Nadziwić się nie mogę, skąd takie uproszczenia i stosowanie odpowiedzialności zbiorowej u Ewy Wójciak, którą cenię za wiele działań, podobnie jak cały Teatr Ósmego Dnia, któremu wiele zawdzięczam.

 

Jeszcze jako licealista, który wcześniej bywał tylko w tradycyjnym teatrze, zachwyciłem się, gdy pierwszy raz zobaczyłem spektakl „Ach, jakże godnie żyliśmy”. Potem wielokrotnie byłem na „Więcej niż jedno życie”, a następne przedstawienia starałem się zobaczyć, jak tylko miałem okazję. Każdy był inspirującym przeżyciem, po którym wychodziłem z głową pełną pytań i przemyśleń.

Bronię Ewy Wójciak (choć się z nią nie zgadzam)

Jak najlepiej wspominam również nasze osobiste kontakty. Dlatego tym bardziej zaskoczyła mnie podwójna miara przykładana do rzeczywistości i mentalność Kalego, którą zaprezentowała Szefowa Ósemek:

 

Jeśli są podejrzenia, że ksiądz wspierał dyktaturę, to pogarda.

Jeśli filozof aktywnie popierał dyktaturę, to szacunek.

 

Widocznie sympatie anarchistyczne i socjaldemokratyczne Ewy oraz jej niechęć do Kościoła zaciemniają w tym wypadku trzeźwość myślenia.

 

Mimo mojego zdziwienia postawą Ewy Wójciak, mimo wielkiego niesmaku spowodowanego wulgarnym stylem wypowiedzi i zdecydowanego sprzeciwu wobec lansowanych twierdzeń, bronię jej prawa do wypowiedzenie swojego zdania.

 

Oczywiście jej wypowiedź była wulgarna, jej słowa obraźliwe, a powoływanie się na prywatność śmieszne.

 

Wulgarny epitet pod adresem kardynała, o którym nic się nie wie, ośmiesza autorkę wypowiedzi, a mniemanie, że media z lubością nie zacytują na forum publicznym kontrowersyjnej opinii z facebooka, jest znakiem oderwania od rzeczywistości.

Każdy dotknięty stylem wypowiedzi Ewy Wójciak ma prawo protestować, a ten, kto twierdzi, że nie ma ona racji, powinien się zdecydowanie jej sprzeciwić i bezwzględnie wykazać, że się myli.

 

Tylko na Boga, niech prawda broni się siłą argumentów, a nie mocą prokuratorskich paragrafów za obrazę głowy obcego państwa.

 

Równie ostry sprzeciw jak wypowiedź Dyrektor Teatru, rodzi się we mnie, gdy ze strony obrońców dobrego imienia papieża Franciszka słyszę słowa wulgarne i obraźliwe epitety pod adresem Ewy albo ataki na Ósemki na równie żałosnym poziomie merytorycznym.

 

Nawet jeśli ktoś rzuca oszczerstwa bez pokrycia i obraża ludzi lub wartości, to wcale nie oznacza to, że wolno nie szanować jego godności i lekceważyć prawdę.

 

Jestem przekonany, że Pawłowy nakaz „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” propagowany przez księdza Jerzego Popiełuszkę w czasach państwa milicyjnego, łatwiej jest zachować w czasach demokracji.

Jeśli jestem zwolennikiem wolności słowa, to muszę sobie zdawać sprawę, że nie da się jej utrzymać, jeśli obwaruje się ją tysiącem przepisów, zakazów i nakazów.

 

Jeśli chrześcijanie chcą mieć prawo wypowiadanie się na temat moralności czy niemoralności rozmaitych postaw i zjawisk, jeśli chcą nazywać cudzołóstwo grzechem a dopuszczaną przez prawo aborcję morderstwem, to muszą się jednocześnie zgodzić, że inni będą ich obrażali, wymyślając od idiotów albo szargając ich świętości.

 

Marzenie o prawie, które  chroniłoby tylko wartości chrześcijańskie jest mrzonką, a jednoczesna zgoda na podważanie wartości ludzi myślących inaczej niż chrześcijanie, jest obłudą i hipokryzją.

 

Jeśli ktoś kierujący się określoną hierarchią wartości chce stawać po stronie wolności, to musi zgodzić się, że pojawią się opinie i wypowiedzi niezgodne z jego wartościami.

 

Znajdzie się wtedy w niekomfortowej sytuacji, gdy w imię tejże wolności będzie musiał bronić czyjegoś prawa do wypowiedzi nawet w przypadku, gdy się absolutnie nie zgadza z jej treścią i przesłaniem.

 

Wolny i odpowiedzialny człowiek sprzeciwia się odbieraniu wolności słowa nie tylko wtedy, gdy dotyka to jego sojuszników, ale również wtedy, gdy taka wolność jest odbierana jego ideowym przeciwnikom.

Bronię Ewy Wójciak (choć się z nią nie zgadzam)

Taki człowiek patrzy i reaguje na rzeczywistość niezależnie od swoich preferencji, co wcale nie znaczy, że jest relatywistą i nie ma swoich poglądów.

 

Ktoś głęboko przekonany o istnieniu prawdy absolutnej, nie będzie narzucał jej na siłę, ale ufał, że ludzie szukając jej będą się do niej coraz bardziej zbliżać.

 

W tym miejscu ktoś może stwierdzić, że taka postawa jest w dzisiejszym świecie skazana na przegraną, bo każe nam szanować wolność tych, którzy nie szanują naszego prawa wypowiedzi.

 

Jako przykład wskazywać będą to, jak niedawno potraktowany został felieton Szymona Hołowni we „Wprost”. Tekst nie został wydrukowany, ale została zamieszczona polemika wobec niego, czyli cenzura i przemoc, w piśmie, które chlubi się otwartością i tolerancją.

 

Zgadza się, moja propozycja nie jest receptą na sukces, ale kto chce kroczyć drogami Ewangelii częściej będzie nosił krzyż przegranej na ramionach, niż krzyż zasługi na piersi.

 

Proponowanej przeze mnie postawie można również zarzucić, że taka droga zachęca innych, by bezkarnie obrażali nasze świętości, podważali nasze wartości, propagowali postawy niemoralne, a więc jest zgodą na grzech i zło. Najgorliwsi powiedzą nawet, że jest współudziałem w tym złu. No bo skoro jestem przeciwny nasyłaniu na Ewę Wójciak prokuratora i pozbawianiu jej stanowiska dyrektora, to znaczy, że zgadzam się na obrażanie papieża Franciszka.

Powtarzam zatem, jeszcze raz: bronię prawa Ewy Wójciak do wypowiadania swoich sądów i opinii, choć się z ich treścią i formą tym razem radykalnie nie zgadzam.

 

Nie wiem, czy w podzielonym politycznie i ideologicznie świecie da się bronić wolności wypowiedzi połączonej z szacunkiem dla adwersarzy w takiej postaci, którą szkicuję wyżej.

 

Nie wiem, czy postawa, którą proponuję przyniesie owoce, czy też zostanie rozjechana przez ideologiczno – polityczny jazgot oraz potęgę medialnych holdingów. Coraz bardziej mam bowiem wrażenie, że w przestrzeni publicznej bardziej liczy się show i oglądalność, niż prawda i odpowiedzialność.

 

W mediach bowiem królują radykałowie z agresywnymi inwektywami, bo na poważny namysł ludzie nie mają czasu ani siły.

 

Wiem jednak, że jeśli chrześcijanie chcą pozostać wierni tym wartościom, które wypływają z Ewangelii, to nie mają innej drogi, jak tylko bronić wolności słowa każdego człowieka.

 

Wierzący w Prawdę, która może nas wyzwolić, będą ją dostrzegali i doceniali, bez względu na to, czy znajdą ją w słowach Dalajlamy czy Ojca Świętego, Ewy Wójciak czy Anity Gargas oraz stawali w obronie wolności słowa konserwatysty uciszanego przez komunizujących lewaków, jak liberała, kneblowanego przez faszyzujących prawicowców.

 

Dziś większość ludzi ma na ustach wolność, ale niewielu rozumie, że nie ma dwóch wolności. Jest jedna: taka sama zarówno dla mnie, jak i dla mojego ideowego czy politycznego przeciwnika.


W tym temacie polecamy również:

 

Alina Petrowa-Wasilewicz: Hołownia za burtą, Wójciak na pokładzie

 

Szymon Hołownia: Chamstwo i krzyż

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę