Nasze projekty

Papież dobroci. Dziennik duszy

Angelo Giuseppe Roncallo, znany nam bardziej jako Jan XXIII. Papież, którego pontyfikat trwał zaledwie 5 lat, lecz miał ogromne znaczenie dla Kościoła. W swym „Dzienniku duszy” od 14 roku życia prawie do ostatnich dni zapisywał najbardziej znaczące myśli i obserwacje otaczającej rzeczywistości i życia duchowego. Z zapisków tych wyłania się portret człowieka wielkiej wiary, skromnego, prostolinijnego, ale również obdarzonego poczuciem humory i dystansem do siebie.

Reklama

Papież dobroci. Dziennik duszy

 

Jan XXIII, Dziennik duszy”, Wydawnictwo Znak


 

Reklama

Fragment rozdziału: 1901 – 1903 Seminarium w Rzymie

 

14 kwietnia

Reklama

To, że nie zawsze odczuwam bliskość Jezusa w takim stopniu jak podczas świętych rekolekcji, a zwłaszcza w dniu święceń – nie powinno mnie dziwić ani smucić. Jest rzeczą zrozumiałą, że czynności związane ze sprawami materialnymi lub inne, jak nauka, rekreacje itp., nie zwracają bezpośrednio myśli mojej i serca do Boga. Skoro Jemu tak się podoba, niech to będzie dla mnie pociechą. Moje zadanie polega na tym, by nie rozpraszać się tymi zajęciami. Myśl o zadowoleniu Jezusa i Jego miłości powinna – uciekając się do częstych aktów strzelistych i sposobu postępowania, którego źródłem życie wewnętrzne – nurzać jakby wszystkie moje czynności w zbawiennej kąpieli. Św. Józef pracował od rana do wieczora, a jednak jego myśl i serce były zawsze przy Jezusie. O drogi Święty, dopomóż mi w naśladowaniu Ciebie.

 

16 kwietnia

Reklama

Moje stosunki z bliźnimi będą wtedy święte, gdy nauczę się być doskonałym w słowach. Pod tym względem muszę być bardzo skrupulatny, by w żadnym wypadku nie pozwolić sobie na choćby najlżejszą obmowę mych towarzyszy, mych bliźnich. Codziennie mam niezliczone okazje, by się w tym ćwiczyć. Będę z nich korzystał, by wznosić myśl do Boga i wzbudzać akty głębokiej pokory. Zresztą muszę być głęboko przekonany, że mój bliźni jest ode mnie lepszy i stąd godny największego szacunku. „O dobry Jezu, postaw straż ustom moim i drzwi osadzone wargom moim” [por. Ps 140, 3].

 

19 kwietnia, niedziela „in Albis”

Dziś zakończenie oktawy Zmartwychwstania Pańskiego. Podczas uroczystej mszy prymicyjnej w naszym kościele San Apollinare miałem zaszczyt pełnić funkcje subdiakona. Lecz dla mnie Wielkanoc trwa i zawsze musi trwać w prawdziwym zmartwychwstaniu ducha i ciągłym postępie w doskonałości. O mój Jezu, nie chcę oddalić się od Ciebie. „Zostań z nami [Panie], bo się ma ku wieczorowi” [Łk 24, 29], W ciągu dnia, podczas wykonywania zwykłych moich czynności, będę się starał o dwie rzeczy: po pierwsze – będę się upokarzał zawsze i we wszystkim, starając się o wzgardę samego siebie w obliczu Boga i wobec moich towarzyszy, co mi jest bardzo potrzebne; przekonuję się o tym co chwila.

 

Po drugie – upokorzywszy się, będę usiłował trwać w obecności Jezusa, jaśniejącego w blaskach Najświętszego swego Serca, pod postaciami eucharystycznymi. O dobra Matko, „mistrzyni pokory, spraw, bym stał się podobny do Ciebie”.

Papież dobroci. Dziennik duszy
Angelo Roncalli, 1901 r.

22 kwietnia

Grzechy i melancholia – oto dwie rzeczy, dla których nie może być miejsca w mojej duszy. Muszę znosić z wielkim spokojem to, co drażni moją wrażliwość, a także kolegów, którzy mi nie odpowiadają, bo inaczej – gdzie zasługa i gdzie zadowolenie Boga? Będę się starał wynajdywać cnoty tam, gdzie ich – sądząc po pozorach – nie widać. Będę miał to na uwadze, że z pewnością inni, z powodu licznych moich wad, muszą czynić wielką ofiarę, by znosić moją nędzną osobę. Pokory więc, ale pokory połączonej z radością ducha i stałym szczęściem. „O Jezu, spraw, bym był pokorny”.

 

26 kwietnia

Dzisiaj, w drugą niedzielę po Wielkanocy, seminarium czciło pamięć trzech świętych młodzieńców protektorow, których relikwie są przechowywane z wielkim pietyzmem pod ołtarzem naszej kaplicy. Była to jedna z tych uroczystości rodzinnych, które tyle dobrego przynoszą duszy. Wspominanie męczenników, ich wiary i miłości ku Bogu, jest na porządku dziennym tu, w błogosławionym Rzymie, gdzie ziemia przesiąknięta jest krwią chrześcijan, lecz im bliższe są więzy, które nas z tymi świętymi duszami łączą, tym droższe staje się dla nas to wspominanie. Byli to trzej biedni chłopcy, niewinni jak trzy białe lilie [Mowa tu o świętych męczennikach: Florentynie, Socjuszu i Wiktorynie, trzech chłopcach, których cenne relikwie zostały darowane Seminarium Rzymskiemu przez kardynała Gaspare de Carpineo w 1693 r.] W wiośnie życia miecz prześladowcy ściął ich. Mieli szczęście! „Zdało się oczom głupich, że umarli, lecz oni są w pokoju” [Mdr 3, 2–3]. Wiemy o nich tylko tyle, że żyli i umarli dla Chrystusa, nic więcej. Lecz Bóg zna ich aż nadto dobrze: ich imiona, ich cnoty są zapisane w księdze żywota; ich czoła są uwieńczone chwałą, ich radość jest bezmierna, a pamięć o nich nieśmiertelna. O drodzy święci, Florentynie, Socjuszu i Wiktorynie, uproście i dla mnie tę łaskę, bym mógł życie spędzić w ukryciu, wzgardzie u ludzi, bym nieznany światu, mógł krew przelać z miłości ku Jezusowi, bym kiedyś, odziany chwałą, mógł dzielić waszą radość i towarzyszyć wam w pochodzie za Barankiem, „dokądkolwiek pójdzie” [por. Ap 14, 4].

 

28 kwietnia

Po męczennikach Kościoły czci dziś wyznawcę, który miał duszę przepojoną męczeństwem Kalwarii, co przejawia się w jego imieniu: św. Paweł od Krzyża. Odwiedziłem dzisiaj jego chwalebne ciało, prawie nienaruszone, spoczywające w zacisznym kościele, niegdyś domu dwóch męczenników, świętych Jana i Pawła, na Monte Celio w pobliżu Koloseum, gdzie piasek jest jeszcze zabarwiony krwią chrześcijan. Prosiłem go o prawdziwą miłość ku Chrystusowi i Jego Męce i wielki zapał do życia ofiarnego. Tylu potrafiło przelać krew a Chrystusa, inni, nie mając ku temu okazji, znaleźli sposób, by poświęcić życie dla Jego miłości, a ja nie umiałbym nakazać sobie najmniejszego umartwienia za moje grzechy, dla postępu duchowego, dla zbawienia dusz? Byłby to wielki wstyd dla mnie, tak wielkiego grzesznika, wobec tych świetlanych przykładów umiłowania cierpienia i bezustannej pracy dla chwały Bożej. Muszę zrozumieć, że bez przyzwyczajenia siebie do radosnego znoszenia prześladowań, bólu fizycznego i moralnego nie dojdę nigdy do świętości ani nie przydam się do niczego nawet w winnicy Pańskiej. O Panie, przez wstawiennictwo Twego znakomitego naśladowcy, niech otrzymam wielką i radosną cierpliwość w przeciwnościach oraz gorące pragnienie cierpienia z Tobą i z miłości ku Tobie. „Jeśli razem z Nim cierpimy, abyśmy z Nim razem i uwielbieni byli” [Rz 8, 17].

Papież dobroci. Dziennik duszy
Jan XXIII z założycielem cyrku Orlando Orfei

(…)

30 kwietnia

Od marności tej ziemi myśl biegnie szybko do wielkości nieba, od błyskotek światowych do pogodnego blasku cnoty. Jak pocieszająca jest myśl o dzisiejszej świętej, zapomnianej i wzgardzonej, która jednak stała się godna, by przeprowadzić z całą energią wiele spraw, bardzo korzystnych dla Kościoła. Na tej wielkiej dziewicy, świętej Katarzynie ze Sieny, sprawdzają się słowa: „Bóg wybrał to, co głupie u świata, aby zawstydził potężnych” [por. 1 Kor 2, 27–28]. Ona, która pragnęła tylko życia pokornego i ukrytego i nie chciała niczego prócz miłości Boskiego Oblubieńca, została wybrana do przywrócenia pokoju Kościołowi przez sprowadzenie papieża do Rzymu. Czym są w porównaniu z nią mędrcy, zdobywcy, wielcy tego świata żyjący w jej epoce? Jaka to subtelna lekcja dla mej miłości własnej i jaki powód do ufności w Bogu, który wszystko może, uzupełnia nasze braki i czyni nas wielkimi w swoich oczach i w obliczu całej ziemi!

 

1 maja. Cześć Maryi!

Dzisiaj ludzie pracy, lecz nieuznający religii i Boga, biedacy, których wyzyskują demagodzy, tłum nieuświadomiony – radują się i propagują swoje idee, najczęściej utopijne, czasem bardzo słuszne, lecz prawie zawsze wypaczone i sponiewierane. Lud wierny natomiast rozpoczyna maj od uczczenia Tej, która jest Matką Słowa, uosobieniem wielkiej myśli Jezusa Chrystusa, Księcia Pokoju; ten lud skupia się pobożnie wokół ołtarzy Maryi. Ile uroku i słodyczy kryje w sobie to nabożeństwo do Dziewicy! Rozczula ono nawet tych, którzy dalecy są od wiary i pobożności. I ja także, w porywie miłości ku Maryi, padam do Jej stop, Jej oddaję, zwłaszcza w tym miesiącu, samego siebie, wszystkie moje czyny, aby mi wyprosiła coraz gorętszą miłość do Jezusa.

 

Będę się starał pielęgnować w duszy myśli i uczucia miłości ku Maryi przez częste wzbudzanie aktów strzelistych. Z całą radością będę Jej ofiarowywał moje dary duchowe, akty cnót uświęcone wzywaniem Jej imienia i Jej opieki. Najlepszym sposobem okazania w tym miesiącu wdzięczności mojej najdroższej Matce będzie usilne i ciągłe staranie o doskonałe wypełnianie rzeczy małych, codziennych, o wierność przepisom; a wszystko to bez dąsów i zniechęceń, lecz z radością i pogodnie.

 

4 maja

Będę pilnie zważał, by nie dać się wciągnąć w sprawy, które nie sprzyjają pracy wewnętrznej. Woda, która powoduje zatonięcie łodzi, przenika powoli przez niedostrzegalne szpary. Każde rozproszenie myśli powoduje ubytek w moim życiu wewnętrznym. Trzeba więc zwracać uwagę na wszystko, zwłaszcza na rzeczy małe. „O Maryjo, Panno najpobożniejsza, daj umysłowi memu skupienie”.

 

8 maja

Ponowne uroczystości, tym razem na cześć cesarza Wilhelma, chcąc nie chcąc, stały się dla mnie powodem roztargnienia. Widok świetnego orszaku i najwyższego przepychu światowego tak mnie olśnił, że to mi przeszkodziło w skupieniu wewnętrznym. Ta wizyta jest wydarzeniem niezwykłym i o doniosłym znaczeniu, gdyż jest dowodem Bożej Opatrzności, prawdziwym triumfem papiestwa. Oto cesarz protestancki, po tylu walkach, udaje się do pałacu watykańskiego w całym splendorze i okazałości – rzecz rzadko albo nigdy niewidziana – i korzy się przed wielkością tronu papieskiego. Widok ten budzi, zwłaszcza w nas, młodych, najlepsze nadzieje i czystą radość, a zamiast rozpraszać, winien uwznioślić nasze pojęcie o Bogu, o Jezusie Chrystusie, prawdziwym Królu Kościoła i wszystkich wieków, a w sercach rozpalić szczerą i gorącą miłość ku Niemu i ku Jego dziełu.

 

Obecnie cesarz, tak tu podziwiany i oklaskiwany, on, który – gdy by nie był heretykiem – mógłby zostać Karolem Wielkim nowożytnych czasów, powrócił już do Berlina, do swojego domu, a u nas wszystko wróciło do normy.

 

Powracam i ja do Maryi, do miłującego Serca Jezusa, tym bardziej że odczuwam wielką tego potrzebę z powodu pustki, jaką pozostawiły w mym sercu światowe uroczystości, i gorącego pragnienia, by uczynić znowu choć parę kroków naprzód.

15 maja

W tych pięknych dniach miesiąca maryjnego praca wewnętrzna idzie mi nie najgorzej. Powracająca raz po raz myśl o Jezusie i Maryi wlewa w duszę słodycz i cichą radość. Dziś przeżyłem kwadrans cichego szczęścia w uroczym kościele San Gioacchino w Castel Gandolfo, wzniesionym przez świat katolicki jako hołd miłości dla Leona XIII.

 

W czasie gdy bojownicy Akcji Katolickiej i pełne werwy zastępy gorliwej młodzieży uroczyście obchodzili w miastach Włoch i w całej Europie wydanie encykliki Rerum novarum wielkiego papieża robotników i z radością manifestowali na cześć demokracji chrześcijańskiej, ja, nieprzygotowany jeszcze do pracy apostolskiej, sądziłem, że najlepiej uczczę to wielkie wydarzenie oraz dołożę swój skromny przyczynek do chwały i gorącego entuzjazmu dla wielkiej idei, gdy przylgnę jeszcze mocniej do Jezusa uczuciem i modlitwą. Modliłem się gorąco przed Najświętszym  Sakramentem, prawdziwym Chlebem niebieskim, który da życie światu; modliłem się u stop białej Dziewicy Niepokalanej w kaplicy wśród wdzięcznych kwiatów młodej Ameryki Północnej, a zwłaszcza przed piękną kopią obrazu Serca Jezusowego z Montmartre’u, która jest darem pokutującej i pobożnej Francji. O, jak piękny jest Jezus, królujący na cennym ołtarzu, objawiający swą miłość, w otoczeniu świętych i adorujących Go aniołów! O, jakże kwestia społeczna, która dotyczy nie tylko spraw materialnych, ale i duchowych, wszystkie dyskusje niepokojące umysły, skargi wydziedziczonych, gorączkowa praca dusz apostolskich, walki, rozczarowania i zwycięstwa, jakże to wszystko wydaje mi się godne uwagi i zainteresowania, żarliwych postanowień i czynów, kiedy z tła wielkiego obrazu widzę wyłaniającą się postać Chrystusa, niby słońce wiosenne wschodzące nad niezmierzonym morzem: oblicze pogodne i słodkie, ramiona otwarte, Serce w blaskach jasności, która otacza i przenika wszystko. O Boskie Serce, Ty jesteś naprawdę rozwiązaniem wszystkich problemów: „Chrystus jest rozwiązaniem wszystkich trudności”. W Tobie nasza nadzieja, od Ciebie oczekujemy zbawienia.

 

Powróć, o Jezu, do społeczeństw, do rodziny, do dusz i króluj jako władca pokoju. Wlej skarby wiary i miłości w dusze tych, którym leży na sercu dobro ludu i Twoich biednych; daj, by przeniknął ich Twój duch, duch karności, porządku i łagodności, podtrzymuj w ich duszach płomień zapału.

 

O Jezu, jeśli będę mógł kiedyś z Twoją pomocą uczynić coś dobrego – i ja staję w szeregach Twoich bojowników. Oby w Twojej szkole moje przygotowanie było naprawdę poważne, głębokie i zapewniające dobre rezultaty, gdyż niebezpieczeństwo zagubienia busoli zagraża zawsze. Niech prędko już nadejdzie dzień, kiedy ujrzymy Cię przychodzącego do społeczeństw wśród powszechnej radości, niesionego na ramionach ludu!

 

Papież dobroci. Dziennik duszy

TESTAMENT DUCHOWY I MOJA OSTATNIA WOLA

 

Wenecja, 29 czerwca 1954 r.

 

W chwili kiedy mam stawić się przed Bogiem, w Trójcy Świętej Jedynym, który mnie stworzył i odkupił, chciał mnie mieć swym kapłanem i biskupem, obsypał mnie niezliczonymi łaskami, powierzam moją biedną duszę Jego miłosierdziu. Proszę Go pokornie o przebaczenie moich grzechów i ułomności. Ofiaruję Mu tę odrobinę dobra, choć niedoskonałego i lichego, które z Jego pomocą udało mi się spełnić dla Jego chwały, na pożytek Kościoła świętego, dla zbudowania mych braci, błagając Go, by zechciał mnie przyjąć, jak dobry i kochający Ojciec, do grona swych świętych w błogosławionej wieczności.

 

Pragnę wyznać raz jeszcze całą moją wiarę chrześcijańską i katolicką, moją przynależność i uległość względem świętego Kościoła, apostolskiego i rzymskiego, moje całkowite oddanie i posłuszeństwo jego Dostojnej Głowie Najwyższemu Pasterzowi, którego przedstawicielem miałem zaszczyt być przez długie lata w rożnych krajach Wschodu i Zachodu, który w końcu zechciał mnie mieć w Wenecji jako kardynała i patriarchę i którego zawsze darzyłem szczerym uczuciem, niezależnie od wszelkich godności, jakimi mnie obdarzał. Poczucie mej małości i mej nicości towarzyszyło mi przez całe życie, utrzymując mnie w pokorze i pokoju ducha, darząc mnie radością wypływającą z ustawicznego ćwiczenia się, w miarę mych możliwości, w posłuszeństwie, miłości dusz i spraw Królestwa Chrystusa, mojego Pana, który jest dla mnie wszystkim. Jemu cała chwała, bo moja zasługa tylko z Jego miłosierdzia. „Zasługą moją miłosierdzie Pańskie. Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię miłuję”. To jedno wystarczy.

 

Proszę o przebaczenie tych wszystkich, których mogłem nieświadomie obrazić, i tych także, dla których nie byłem budującym przykładem. Ze swej strony nie mam nikomu nic do przebaczenia, ponieważ we wszystkich, którzy mnie znali i mieli ze mną do czynienia – choćby mnie obrazili, mną gardzili, odnosili się do mnie, zresztą całkiem słusznie, z lekceważeniem lub też stali się powodem mego zmartwienia – widzę jedynie braci i dobroczyńców, jestem im wdzięczny, modlę się i zawsze za nich modlić się będę.

 

Urodziłem się biedny, lecz z godnej i skromnej rodziny, i jestem szczególnie szczęśliwy, że umieram biedny, rozdawszy, wedle potrzeb i okoliczności mego prostego i skromnego życia, na rzecz ubogich i Kościoła św., który mnie żywił, wszystko, co mi wchodziło w ręce – zresztą w bardzo ograniczonej mierze – podczas lat mego kapłaństwa i biskupstwa. Pozory dostatku często zasłaniały ukryte ciernie dotkliwego ubóstwa i uniemożliwiały mi dawanie zawsze z taką hojnością, jakiej byłbym pragnął. Dziękuję Bogu za tę łaskę ubóstwa, które ślubowałem w młodości, ubóstwa ducha, jako kapłan Serca Bożego, i ubóstwa rzeczywistego, co mi dopomogło, by nigdy o nic nie prosić, ani o stanowiska, ani o pieniądze, ani o względy, nigdy, ani dla siebie, ani dla mojej rodziny czy przyjaciół.

Papież dobroci. Dziennik duszy
Jan XXIII w czasie otwarcia wydziału lekarskiego, Kliniki Gemelli , Katolickiego Uniwersytetu w Rzymie 5 listopada 1961 r.

Mojej ukochanej rodzinie „wedle ciała”– od której zresztą nie otrzymałem żadnego dobra materialnego – mogę zostawić jedynie wielkie i specjalne błogosławieństwo wraz z zachętą do trwania w tej bojaźni Bożej, dzięki której moja rodzina, prosta i skromna, była mi zawsze tak droga i ukochana i nigdy nie musiałem jej się wstydzić: to bowiem stanowi prawdziwy tytuł jej szlachectwa. Czasem wspomagałem ją w najpilniejszych potrzebach, tak jak biedny wspomaga biednych, lecz nie odbierając jej zaszczytnego i dającego zadowolenie ubóstwa. Modlę się i zawsze modlić się będę o pomyślność dla niej, stwierdzając z radością u jej nowych i silnych latorośli stanowczość i wierność religijnej tradycji ojców co stanowić będzie zawsze jej bogactwo. Moim najgorętszym życzeniem jest, aby nikogo z moich krewnych i powinowatych nie zabrakło w radości ostatecznego wiecznego zjednoczenia.

 

Odchodząc, jak ufam, w stronę nieba, pozdrawiam, dziękuję i błogosławię tych wszystkich, którzy stanowili kolejno moją duchową rodzinę w Bergamo, w Rzymie, na Wschodzie, we Francji, w Wenecji, a którzy byli mi współobywatelami, dobroczyńcami, kolegami, uczniami, współpracownikami, przyjaciółmi i znajomymi, księży i świeckich, zakonników i siostry zakonne, dla których z woli Opatrzności byłem, mimo mej niegodności, bratem, ojcem lub pasterzem.

 

Dobroć, z jaką odnosili się do mojej biednej osoby ci wszyscy, których napotkałem na mojej drodze, uczyniła me życie pogodnym. W obliczu śmierci wspominam wszystkich i każdego z osobna spośród tych, którzy mnie wyprzedzili w tym ostatnim przejściu, oraz tych, którzy mnie przeżyją i pójdą za mną. Niech oni się za mnie modlą. Odwdzięczę im się z czyśćca lub z nieba, gdzie, mam nadzieję, będę przyjęty, powtarzam raz jeszcze – nie dla moich zasług, lecz dzięki miłosierdziu mego Pana.

 

O wszystkich pamiętam i za wszystkich będę się modlił. Lecz moje dzieci z Wenecji, ostatnie, którymi Pan mnie otoczył, na wielką pociechę i radość mego życia kapłańskiego, chcę specjalnie tu wymienić, na znak podziwu, wdzięczności i szczególnej czułości.

 

Wszystkich ściskam w duchu, wszystkich, duchownych i świeckich, bez żadnej różnicy, tak jak bez różnicy ich kochałem, jako członków tej samej rodziny, przedmiot tej samej troski i miłości ojcowskiej i kapłańskiej. „Ojcze Święty, zachowaj w imię Twoje tych, których Mi dałeś, aby byli jedno jako i my” [J 17, 11].

 

W godzinie rozstania albo raczej żegnając słowami: „do widzenia” – raz jeszcze przypominam wszystkim to, co ma największą w życiu wartość: Jezus Chrystus, Jego święty Kościół, Jego Ewangelia, a w Ewangelii przede wszystkim Ojcze nasz w duchu i w sercu Jezusa, a z Ewangelii – prawda, dobroć, dobroć łagodna i życzliwa, czynna i cierpliwa, niepokonana i zwycięska.

 

Dzieci moje, Bracia moi, do widzenia. W Imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. W Imię Jezusa, naszej miłości; Maryi, naszej i Jego najsłodszej Matki; św. Józefa, mojego pierwszego i najdroższego patrona; w imię św. Piotra, św. Jana Chrzciciela i św. Marka, św. Wawrzyńca Justiniana i św. Piusa X. Amen.

 

Kardynał Angelo Giuseppe Roncalli patriarcha

 

Te stronice napisane przeze mnie są zatwierdzeniem mojej bezwzględnej woli na wypadek mojej nagłej śmierci.

† Angelo Giuseppe kardynał Roncalli

Wenecja, 17 września 1957 r.

 

I zachowują swą moc, jako testament duchowy, który należy dołączyć do rozporządzeń testamentowych tu zebranych, z 30 kwietnia 1959 roku.

Jan XXIII papież

Rzym, 4 grudnia 1959 r.

 

MÓJ TESTAMENT

 

Castel Gandolfo, 12 września 1961 r.

 

Oddając się z miłością i ufnością pod opiekę Maryi, mojej Niebieskiej Matki, której imieniu poświęcona jest liturgia dnia dzisiejszego, w osiemdziesiątym roku mego życia, składam tu i odnawiam mój testament, unieważniając wszelkie poprzednie oświadczenia dotyczące mojej woli, kilkakrotnie spisywane.

 

Oczekuję i przyjmę z radością i prostotą nadejście mojej siostry śmierci, we wszystkich okolicznościach, w jakich Panu będzie się podobało mi ją przysłać.

 

Przede wszystkim błagam Ojca Miłosierdzia o przebaczenie za „niezliczone grzechy, zniewagi i niedbalstwa moje”, jak tyle i tyle razy mówiłem i powtarzałem w ofertorium mojej codziennej mszy św.

 

Ażebym mógł uzyskać tę pierwszą łaskę przebaczenia Jezusowego wszystkich moich win i wprowadzenia mojej duszy do błogosławionego i wiekuistego raju, polecam się wspierającym modlitwom tych wszystkich, którzy mi towarzyszyli, znali mnie w ciągu mego życia kapłańskiego, biskupiego i jako najniższego, niegodnego sługę sług Bożych.

 

Z sercem przepełnionym najwyższą radością odnawiam pełne i gorące wyznanie wiary katolickiej, apostolskiej i rzymskiej. Wśród rozmaitych sformułowań, jakimi wiara zwykła się posługiwać, najbardziej mi odpowiada Credo mszy kapłańskiej i pontyfikalnej, dźwięczące wzniośle, obejmujące wszystko, łączące nas z Kościołem powszechnym wszelkiego obrządku, wszelkiego wieku i wszelkiego kraju: od „Wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego” do „życia wiecznego w przyszłym świecie”.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę