Przegrani za życia, wygrani po śmierci
Przegrana bywa często pozorna, a zwycięstwo odkryte dopiero po pewnym czasie
Gdy Jezus umarł na krzyżu, większość ludzi była pewna, że to koniec, że to nie Mesjasz. Tak myśleli nawet najbliżsi uczniowie Chrystusa. Tymczasem On zmartwychwstał, pokonał śmierć, zwyciężył. Życie wielu ludzi bywa często niedoceniane lub traktowane w kategoriach porażki. Dopiero z perspektywy czasu nabiera ono znaczenia, dostrzegamy, jak było wielkie. Takich życiorysów dostarcza nam historia Polski.
Sięgając w głąb naszych dziejów, najbliższą współczesnym czasom postacią, której życie i świadectwo nabrało ogromnego znaczenia głównie po śmierci, jest bez wątpienia bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Kapelan warszawskiej Solidarności był oczywiście przez wielu kochany i doceniany już za życia. Jednocześnie jednak, życie to było bardzo trudne. Z jednej strony nieustanna inwigilacja ze strony komunistycznych władz, aresztowania i przesłuchania, z drugiej intrygi wobec ks. Jerzego oraz nastawianie przeciwko niemu ludzi z jego otoczenia, hierarchii kościelnej. Wreszcie męczeńska śmierć, która była jednocześnie jego wielkim zwycięstwem nad złem. Oprawcy pozbawili go życia, jednak nie pokonali. Zwyciężył zło miłością. Módlmy się zatem o szybką kanonizację ks. Jerzego Popiełuszki oraz o wyjaśnienie sprawy jego zabójstwa.
Przeczytaj również
W historii mieliśmy też wiele życiorysów mniej dramatycznych, jednak wyraźnie niedocenianych. Mieliśmy nawet swojego Billa Gatesa. Nazwisko Jacek Karpiński tyle nikomu nie mówi, jednak na to zasługuje. To był żołnierz Szarych Szeregów oraz uczestnik powstania warszawskiego. Po wojnie ukończył studia i pracował, najpierw na Żeraniu, następnie w Instytucie Podstawowych Problemów Techniki PAN, gdzie skonstruował maszynę AAH, służącą do długoterminowych prognoz pogody. Jego wynalazków można by podać wiele. W 1969 zakończył swój najważniejszy projekt – minikomputera, co było dla wszystkich w PRLu nie do pojęcia. Z pomocą zagranicznych środków udało mu się wyprodukować komputer, niestety zaledwie 30 egzemplarzy. Konstruktor musiał bez przerwy walczyć z oporem władz. Miał z pewnością potencjał Billa Gatesa. Niestety nie stworzono mu warunków, aby zrealizował swe zamierzenia. Zmarł w 2010 roku.
Idąc dalej w głąb historii Polski zatrzymujemy się w roku 1948. Wtedy to wykonano bezprawny wyrok śmierci na jednym z naszych największych bohaterów, rtm. Witoldzie Pileckim. W tym przypadku mamy do czynienia ze wspaniałym życiorysem oraz męczeńską śmiercią. Życiem Ochotnika do Auschwitz można by obdzielić kilka scenariuszy filmowych.
Brał udział w wojnie polsko – bolszewickiej, kampanii wrześniowej, następnie przeszedł do “podziemia”, udał się z misją do obozu w Oświęcimiu, gdzie wspierał współwięźniów oraz organizował w tych nieludzkich warunkach konspirację! Brał też udział w powstaniu warszawskim, przebywał w niewoli niemieckiej, był żołnierzem II Korpusu Polskiego. Po wojnie wrócił do kraju, gdzie dalej prowadził działalność konspiracyjną, tym razem przeciwko nowym, komunistycznym władzom, które po schwytaniu go, wykonały haniebny wyrok śmierci. Rtm. Witold Pilecki był prawdziwym człowiekiem renesansu. Oprócz chwały wojennej, potrafił przysłużyć się Ojczyźnie w czasie pokoju. W swoim majątku wprowadzał różne nowinki rolnicze, uczył chłopów ekonomicznego gospodarowania. Miał też zdolności artystyczne. Zawsze był wsparciem dla innych, niezależnie od okoliczności. Przez władze PRL został zamordowany i skazany na zapomnienie. Prawda jest jednak silniejsza. Rotmistrz wychodzi po latach z cienia i zajmuje należne miejsce w historii. Zasługuje na to jak mało kto.
Kolejną postacią jest Antoni Ferdynand Ossendowski. Ta postać zmaga się z brakiem rozpoznawalności, jednak głównie w swoim kraju, w Polsce. Za granicą jest świetnie znany, a w okresie międzywojennym jego książki sprzedawały się prawie tak dobrze, jak Sienkiewicza, miały sto czterdzieści dwa przekłady na dziewiętnaście języków. Jego biograf stawia pytanie, kim tak naprawdę był: chemikiem, naukowcem, dziennikarzem, doktorem, profesorem, fałszerzem, politykiem, tajnym emisariuszem, hochsztaplerem, białym partyzantem, współpracownikiem japońskiego wywiadu, podróżnikiem, myślicielem, filozofem, literatem zarabiającym krocie, działaczem społecznym, myśliwym, geografem, autorem światowych bestsellerów, ekspertem, filantropem, scenarzystą, redaktorem, konspiratorem, handlarzem? Oszustem czy kryształowym człowiekiem? Jednocześnie daje sobie odpowiedź: Chyba wszystkim po trochu. Barwną, renesansową postacią. Szkoda, że jest dziś tak mało znany nad Wisłą, bowiem jego życiorys jest arcyciekawy, a książki wspaniałe.
Cypriana Kamila Norwida nikomu dziś przedstawiać nie trzeba. Dramatopisarz, poeta, malarz, rzeźbiarz, znawca muzyki, tłumacz, prozaik, wieszcz narodowy. Dziś ma swoje ulice, stowarzyszenia, biblioteki, konkursy. Niestety wśród współczesnych był kompletnie niezrozumiany i niedoceniany. Za życia udało mu się wydać zaledwie mały procent swoich wszystkich dzieł, a i te były ostro traktowane przez krytykę. Norwid tułał się po świecie, borykając się z dużymi problemami finansowymi. Miał też ciągłe problemy zdrowotne, cierpiał m.in. na głuchotę oraz gruźlicę. Na wybitnym poecie poznano się dopiero w XX wieku. Jego gloryfikacja trwa od okresu Młodej Polski. Tak bywa, kiedy wyprzedza się swoją epokę…
Norwid zmarł w roku 1883. Zaledwie cztery lata wcześniej ziemski padół opuścił inny wybitny Polak, choć do dziś praktycznie nieznany szerszemu gronu – gen. Dezydery Chłapowski. Powód tego jest jeden. Był on wybitną postacią głównie na polu nowoczesnej i wydajnej gospodarki rolnej. Można uśmiechać się pod nosem, ale w czasach zaboru pruskiego, taka praca u podstaw, rywalizacja na polu gospodarki, mogła być dużo bardziej skuteczna, niż walka przeciw zaborcy z bronią w ręku. Zresztą nasz bohater nie unikał ani jednego, ani drugiego. Walczył w czasie wojen napoleońskich, był odznaczony krzyżem Virtuti Militari i Legią Honorową. W momencie wybuchu powstania listopadowego, porzucił pług i ruszył walczyć z zaborcą. Znał swój obowiązek wobec ojczyzny, gdy inni sięgali po broń, nie mógł przyglądać się z boku. Rozumiał jednak coś, czego wielu nie może zrozumieć do dziś. Nasza niepodległość zależała w ogromnej mierze od pracy u podstaw, od gospodarki. Chłapowski ze swojego majątku w Turwi stworzył stworzył jedno z najlepszych i najprężniejszych gospodarstw w Wielkim Księstwie Poznański. Szkoda, że jest dziś tak mało znany.
Zatrzymał słońce, ruszył ziemię. Teoria jasna jak… słońce! Koncepcję heliocentryzmu odkrył nasz (nie niemiecki!) astronom Mikołaj Kopernik. W czasach sobie współczesnych uchodził jednak wręcz za szaleńca. Podobnie było później. Włoski astronom Giovanni Riccioli jeszcze w XVII wieku krzyczał: „Kopernik jest w błędzie! Dryfuje jak zagubiona łódź w odmętach oceanu”. Książki o heliocentryzmie były nawet zakazane przez Świętą Kongregację Indeksu. No cóż, jeszcze niedawno w filmie „Konopielka”, główny bohater nie wierzył synowi, który opowiadał mu, że ziemia jest okrągła, twierdząc, że to niemożliwe, bo pod spodem by się człowiek urwał, a za horyzontem był i ziemia nie załamuje się tam w dół. Cóż więc dziwić się ludziom w XVI czy XVII wieku?