Osobiście nie oglądam telenowel, również tych historycznych, ani produkcji tureckiej (Wspaniałe stulecie) ani polskich. Przełamałem się jednak, ponieważ internetowe polemiki dotyczyły również spraw liturgicznych, a skoro liturgia i średniowiecze pojawiają się na ekranie, czemużby nie zresetować umysłu i przyjrzeć się osiągnięciu polskiej kinematografii. Reset podziałał połowicznie, bo zamiast wprowadzić w stan intelektualnego letargu a przynajmniej błogiej tabula rasa — w końcu tego właśnie oczekuję od wieczornej posiadówki przed ekranem — ciśnienie nieznacznie mi podskoczyło, a szczęki się zacisnęły, jakby nazbyt kurczowo. Reakcja była spowodowana dwoma wątkami prezentowanymi w serialu.
Pierwszym z nich zajmę się poniżej, a drugim, gdy serial dotrze już do zapowiadanego Triduum Paschalnego. Zirytował mnie sposób prezentacji XIV-wiecznych dominikanów. Nie pomijam, ale wybaczam kwestię czupryn, z jakimi się pojawiają na planie. Co prawda, wypadało aktorów wystrzyc w przyzwoite, wąskie tonsury. Ale co tam, niech będzie. Pewnie zabrakło w budżecie pieniędzy, by chłopakom dopłacić za niewygodę i ziąb odczuwany na szczycie głowy.
Bez większego trudu wybaczam też sprawę habitów. Nie dość, że odwzorowują krój z epoki baroku, to do tego robią to błędnie. W ekranizowanym okresie bracia kaznodzieje używali habitów skromniejszych, bez szerokiego kołnierza, a czarny kaptur był połączony z kapą, biały natomiast ze szkaplerzem. Tutaj, nie wiem dlaczego, biały kaptur zszyto z czarnym. Przez to spowiednik Anny Aldony, ojciec Wojciech, żeby przyjść do księżnej bez kapy, musi paradować w czarnym kapturze, bo białego nie ma. Wystarczyło zgłosić się do nowicjatu. Bracia pewnie i za darmo pożyczyliby kilka habitów. Choć nie odpowiadałyby tym z czasów Łokietka, przynajmniej byłyby bliższe jakimkolw jakimkolwiek habitom dominikańskim.
Przeczytaj również
Najbardziej jednak kłuje mnie w oczy sam fakt pokazania się kaznodziejów na dworze króla Władysława i Jadwigi. Para królewska wspierała franciszkanów, dla nich fundowała klasztory i oddawała w opiekę kościoły, im też pewnie polecała duszpasterstwo dworzan. Dominikanie mogli wydawać się władcom podejrzani, ponieważ współpracowali z krzyżakami. Owszem, wraz z nimi ruszyli na północ kraju, tam stawiali klasztory w miastach lokowanych lub rozbudowywanych przez krzyżaków, spowiadali Wielkiego Mistrza zakonu rycerskiego, a Krzyżacy na swój użytek skopiowali liturgię kaznodziejów.
Co prawda, jest pewien plus tej dziwacznej — z punktu widzenia historii — podmiany. W kilku odcinkach serialu można posłuchać Marcina Bornus Szczycińskiego, który intonuje i z zespołem śpiewa chorał dominikański. Panowie wykonują śpiewy według rytmicznej interpretacji opartej o trzynastowieczny traktat De musica Hieronima z Moraw, dominikanina. Nieczęsto się zdarza, by do telewizji przebił się chorał w tej interpretacji. Brakuje niestety nieco pogłosu i większej liczby gardeł, ale widok Marcina w habicie zakonu, którego tradycji liturgicznej poświęcił wiele lat pracy, cieszy i wynagradza wiele.
Skąd producenci zaczerpnęli pomysł na umieszczenie dominikanów na dworze królewskim w Krakowie?
Może chodziło o malowniczy element w dość ubogiej scenografii? Biało-czarny habit w tym czy innym kroju dobrze się prezentuje na ekranie. Myślę, że chodziło o coś więcej. W serialu kler diecezjalny, czy to biskupi czy archidiakon, są konsekwentnie przedstawiani w negatywnym świetle. Religia, nazwijmy ją „urzędowa”, wyznawana przez królową Jadwigę i narzucona dworzanom, jest zlepkiem rygorystycznych przepisów, obłudy i dewocji. W tym kontekście umieszczono kilku braci zakonnych, którzy niewiele mówią, a gdy się odzywają, wydają się być pobożni. Wykorzystywani są przede wszystkim do nabożnego śpiewania antyfon i responsoriów żałobnych. Czy nie jest to stereotyp z XXI wieku przeniesiony do czasów Kazimierza Wielkiego?
Wiele osób postrzega braci św. Dominika jako odrębny nurt w Kościele. Ma ich za „bardziej ludzkich” księży, którzy niekoniecznie jeżdżą drogimi samochodami, posługują się niezrozumiałym, nadętym, kościelnym językiem i nie zależy im wyłącznie na pieniądzach. Nie będę nikomu bronił mieć fałszywego wyobrażenia na nasz temat. Ale martwi mnie utwierdzanie negatywnego obrazu kleru diecezjalnego i sugerowanie, że wiara przeżywana przez ludzi w kręgach władzy musi być obłudna. Coraz więcej jest przykładów bardzo oddanych i życzliwych ludziom księży, pobożnych pasterzy od wikarych zaczynając a na biskupach kończąc, coraz więcej księży dobrze wykształconych. Od wielu braci w sutannach możemy uczyć się i wiary i poświęcenia, duchowości i uczciwości, pobożności i kaznodziejstwa. Sądzę, że wady u dominikanów rozdane są w podobnej ilości i mocy, jak u księży diecezjalnych.
Nie ma powodu, dla którego warto było wbrew faktom historycznym utwierdzać przeciwstawianie dominikanów klerowi diecezjalnemu. Również wiara przeżywana przez władców nie musi być obłudna i fanatyczna.
Wydaje się, że chociażby przykład byłej pani premier na to wskazuje. Czy wiele potrzeba wyobraźni, by stworzyć postać pozytywnie religijną? Czy dewocja musi przykrywać mordercze instynkty i niskie motywacje? Świat się zmienia, Kościół również. Mógłby też zmienić się w tych aspektach serial Korona królów.