Nasze projekty
fot. Unsplash

Niespodziewany skutek protestu mediów

“Środa bez mediów” przyniosła pouczający efekt. Dokładnie na tydzień przed Środą Popielcową.

Reklama

Kibice Igi Świątek, którzy nastawili budziki na 6 rano, by śledzić mecz polskiej tenisistki o III rundę Australian Open, zobaczyli jedynie czarną planszę z napisem “Tu miał być twój ulubiony program”. Podobna plansza zastąpiła programy prywatnych stacji informacyjnych. Mało tego. Zaprzestały nadawanie wszystkie kanały grupy TVN i Polsat. W internecie podobnie. Po wejściu na niemal wszystkie największe portale internetowe zamiast bogatej treści rozrywkowej i informacyjnej widoczna była czarna plansza z ostrzeżeniem, co czeka Polaków w przypadku wprowadzenia podatku od reklam. 

Tak było przez cały dzień. To była środa bez mediów, odcięcie od wielu źródeł informacji, do których się przyzwyczailiśmy. Do późnej nocy w telewizorach i na laptopach przeważały czarne ekrany i brak dostępu do programów i treści.

Akcja ta miała dodatkowy efekt. Otrzymaliśmy praktyczne doświadczenie tego, czym jest brak ulubionych treści w radiu, telewizji i internecie. Na masową skalę można było przeżyć to, co czasem (raczej rzadko) zdarza się nam, gdy zapomnimy zabrać z domu naszego smartfona. Znacie to uczucie? Najpierw panika lub złość a potem okazuje się, że to był nawet dobry dzień i nic strasznego się nie wydarzyło.

Reklama
Nie sądzę, by wybór dnia protestu był podyktowany kalendarzem liturgicznym Kościoła, ale tak się złożyło, że dał on pewną wskazówkę na temat wolności i wyboru

Nic strasznego

Środa bez mediów przypadła dokładnie tydzień przed Środą Popielcową, która zaczyna okres Wielkiego Postu. Nie sądzę, by wybór dnia protestu był podyktowany kalendarzem liturgicznym Kościoła, ale tak się złożyło, że dał on pewną wskazówkę na temat wolności i wyboru. Tradycyjnie w Wielkim Poście postanawiamy sobie różne wyrzeczenia (na przykład powstrzymanie się od słodyczy czy innych smacznych rzeczy). W środę, 10 lutego zafundowano nam swoisty post. Przypomniał on nam, że można obyć się bez rzeczy, które pozornie wrosły w naszą codzienność.

Po co podejmujemy post? Jego najgłębszym sensem jest dokładnie to, o co upominali się nadawcy – wolność. Tyle, że nie wolność zewnętrznego działania lecz wewnętrznej motywacji. Wybrać to co wydaje się trudniejsze, zrezygnować z natychmiastowej gratyfikacji, odroczyć przyjemność – nie tylko dla samego hartowania swojego charakteru, ale po to, by nauczyć się… kochać. Dlatego postowi ma towarzyszyć jałmużna (miłość bliźniego) i modlitwa (miłość Boga).

Żyjemy w czasach, gdy o tę wolność coraz trudniej. Nie tylko z powodu ograniczeń sanitarnych związanych z pandemią, lecz przede wszystkim dla tysiąca i jednej propozycji dostarczanych nam za pomocą mediów – szczególnie społecznościowych. Każdemu, kto widział film „Dylemat społeczny” nasuwa się pytanie: „Czy to ja używam mediów, czy też media używają mnie?”. W filmie tym twórcy potęg biznesowych mediów społecznościowych opowiadają o tym jak konstrukcja algorytmów sprawia, że użytkownik tych mediów staje się „produktem” interesującym dla reklamodawcy tym bardziej, im więcej czasu spędza przed ekranem. Media te „sprzedają” liczbę użytkowników pomnożoną przez czas użytkowania reklamodawcom i stąd uzyskują krociowe zyski. Ich twórcy zrobią wiele (a mogą naprawdę wiele), aby przykuć odbiorcę do ekranu i uczynić z niego nie tylko „produkt” lecz jakby niewolnika. Ludzie, którzy wpadną w tę sieć, stają się niezdolni do relacji, do zwrócenia uwagi na potrzeby drugiego człowieka, tak jest… niezdolni także do relacji z Bogiem. Kształtują się idealni egoiści, wychowywani są konsumenci treści o wątpliwej nieraz wartości, uzależnieni od doznań, które muszą być coraz silniejsze.

Reklama
W nadchodzących dniach poprzedzających dostosowane do sytuacji sanitarnej posypanie głów popiołem zastanówmy się nad tym jak poszerzyć przestrzeń swojej wolności poprzez post – może już nie od słodyczy, ale od ekranu.

Cyfrowy zachód słońca

Dlatego w nadchodzących dniach poprzedzających dostosowane do sytuacji sanitarnej posypanie głów popiołem zastanówmy się nad tym jak poszerzyć przestrzeń swojej wolności poprzez post – może już nie od słodyczy, ale od ekranu. Postarajmy się wychwycić takie momenty w ciągu dnia, kiedy stajemy się „produktem” to znaczy bezrefleksyjnie sięgamy po urządzenie z ekranem i zamieńmy te chwile na momenty podjęcia decyzji. Zamiast „scrollować” zadzwonię do bliskiej osoby, porozmawiam z koleżanką czy z kolegą z pracy, zaplanuję spotkanie z kimś bliskim, kogo dawno nie widziałem, napiszę odkładanego maila do przyjaciela, a przede wszystkim poświęcę czas na relację (przy posiłku, grze planszowej czy na spacerze) z moimi najbliższymi – żoną, mężem, dziećmi. Ustalę pewne granice, których nie przekroczę ja ani moi bliscy: będziemy jeść przynajmniej jeden wspólny posiłek dziennie i nikt przy stole nie będzie zerkał w smartfona albo ustalimy godzinę „cyfrowego zachodu słońca” – to czas, gdy odkładamy nasze elektroniczne smycze w bezpieczne miejsce (może nawet pod klucz) i szukamy alternatywnych metod spędzania czasu. Albo (najlepiej) jedno i drugie.

Zatem: “bez wyboru” czy “z wyborem”? Pamiętaj – masz wybór, a decyzja należy do Ciebie.

Reklama
Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę