Czy religia rzeczywiście uczy skąpstwa?
Kilka ostatnich dni w mediach nieprzychylnych Kościołowi upłynęło pod znakiem komentarzy do najnowszych badań. Wynika z nich - jak twierdzą - niezbicie, że religia nie jest ostoją moralności. I mają na to dowody
Siedem uniwersytetów przeprowadziło wspólne badanie na grupie 1170 osób w wieku 5-12 lat. Wyniki wykazały tendencję dzieci pochodzących z religijnych rodzin do większej niechęci wobec dzielenia się z innymi oraz surowszych ocen czyichś błędów, niż ma to miejsce w wypadku dzieci z rodzin niewierzących. Polskie media w ślad za światowymi wydały jednoznaczną opinię pokrywającą się z cytowanym przez Newsweek Keithem Woodem z Brytyjskiego Towarzystwa Świeckich: Ten raport to odtrutka na przekonanie, że religijność jest podstawą moralności. Pytanie brzmi: czy werdykt jest słuszny?
Warto zwrócić uwagę na silny akcent stawiany przez polskich dziennikarzy: część artykułów komentujących badania opatrzona została zdjęciem krzyża w klasie szkolnej, co ma sugerować, że świat nauki dostarczył kolejny argument za wykluczeniem religii ze szkół. Jest to detal o tyle znaczący, że 43% badanych dzieci pochodziło z rodzin muzułmańskich. Nie podważa to wiarygodności samych badań, ale medialnych wniosków – już tak.
Podobny skutek przynosi wybiórcze przedstawianie źródeł. Z polskich, zaangażowanych antykościelnie tekstów można przeczytać wiele na temat skąpstwa i złośliwości dzieci z chrześcijańskich rodzin, ale brakuje im przeciwwagi, na którą potrafiły się zdobyć zagraniczne media. Dla przykładu Warren Cornwall na stronie internetowej magazynu Science zwraca uwagę na wcześniejsze badania (autorstwa A.F. Shariffa i A. Norenzayana) mówiące o prawidłowości dotyczącej dorosłych chrześcijan, częściej angażujących się w dzieła charytatywne. Zaznacza, że w grę wchodzi oczywiście więcej czynników i nie ma tu żadnej prostej proporcji między religijnością, a charytatywnym poświęceniem, ale zasadnicza tendencja została naukowo wykazana. Przy tej okazji warto wspomnieć również wyniki uzyskane 10 lat temu przez Roberta Putnama: na każdym, możliwym do zmierzenia polu działalności wierzący Amerykanie zachowują się bardziej prospołecznie od swoich niewierzących współobywateli. Zespół naukowy wziął pod uwagę tak podstawowe kwestie jak ofiarowywanie pieniędzy żebrzącym i wolontariat (nie tylko religijny), ale również obszary mniej oczywiste: oddawanie krwi, spędzanie czasu z załamanym człowiekiem, czy nawet ustępowanie miejsca w autobusach i poczekalniach.
Przeczytaj również
Jest to spostrzeżenie o tyle istotne, że z wielu artykułów tchnie naiwne przekonanie: skoro dzieci z religijnych rodzin są bardziej samolubne, przyzwolenie na religijne wychowanie to budowanie skąpego społeczeństwa. Tymczasem nie tylko zdrowy rozsądek, ale i badania naukowe wykazują jasno, że ze zachłannych dzieci niekoniecznie wyrastają materialistyczni dorośli. Znów kamyczek do ogródka antykościelnej narracji.
Same prace badawcze mają z kolei zupełnie inne minusy, tkwiące m.in. w metodologii. Przede wszystkim, nie jest znany sposób, w jaki weryfikowano środowisko domowe dziecka, później klasyfikowanego jako potomka chrześcijańskich, religijnych rodziców. Ta wątpliwość dotyczy przede wszystkim pytania: jak rozpoznawać i oceniać religijność? Wydaje się, że do grupy dzieci z rodzin chrześcijańskich zakwalifikowano zarówno wieloletniego ministranta po wczesnej pierwszej komunii św., którego rodzice są zaangażowani przy parafii, jak i dziecko rodziców, których zaangażowanie religijne zakończył np. sakrament bierzmowania, a samą przynależność do Kościoła wyznacza jedynie akt chrztu. W żaden sposób nie jest to próba oceny rodziców ani tym bardziej samych dzieci, ale nie ulega wątpliwości, że ich zachowanie może się zaskakująco różnić. W którąkolwiek ze stron. Tym bardziej, że podstawą klasyfikacji pozostała religijna przynależność samych rodziców kompletnie nie biorąca pod uwagę religijności dziecka.
Inna sprawa, że chcąc obalić sensowność szkolnej katechizacji warto wziąć pod uwagę różnorodność wyznań chrześcijańskich, która na polskim gruncie nie zaznacza się równie mocno jak w miejscach, gdzie przeprowadzono badania (Kanada, Chiny, Jordan, Turcja, RPA i USA).
Moje osobiste obiekcje budzi również przyjęcie jedynie cechy hojności, zdolności do dzielenia się jako symbolu moralnego zachowania, choć można było zwrócić uwagę np. na obronę słabszych, odporność na pokusę kradzieży itp. Zbadanie wrażliwości dzieci na materialną potrzebę bliźniego nie ukazuje szerokiej perspektywy, ale jest powierzchownym prześlizganiem się przez temat. Nawet przy założeniu całkowitego zaniku szczodrości wśród dzieci z katolickich rodzin, wnioskowanie z satysfakcją o bezużyteczności chrześcijańskiej aksjologii jest naiwnym przejawem życzeniowego myślenia.
To ono bowiem stoi za twierdzeniem, które zdaje się stanowić fundament dla antykościelnych komentarzy do wyników eksperymentu. Ateizm lub agnostycyzm jako środowisko kształtowania się wyższej, a w każdym razie skuteczniejszej niż kościelna formy moralności u dzieci – nie da się ukryć, że o takich wynikach marzy się również w Polsce. Stąd ta desperacja w komentowaniu ostatnich badań. Niestety dla części dziennikarzy, tzw. wielkość efektu – podstawa i konieczność w publikacjach naukowych tego typu – wykazuje wartość zbyt niską, by stawiać jakąkolwiek ostrą tezę. Dzieci z rodzin niewierzących dzieliły się chętniej niż te z rodzin chrześcijańskich i muzułmańskich – tu nie ma dyskusji – ale różnica jest zbyt mała, by można było wykazać upragnioną przez lewicę prawidłowość.
Nie oznacza to jednak, że cała praca poszła na marne.
Omawiany eksperyment, mimo powyższych niedoskonałości dał bowiem jeden, niepodważalny wniosek, którym antykościelne media zdają się nie zadowalać – stąd bezpardonowy atak na religię. Okazuje się, że dzieci z rodzin ateistycznych nie są urodzonymi potworami. To również ważne, a przy okazji prawdziwe, stwierdzenie. I autentyczny, nieprzekłamany ideologią fakt, który warto przyjąć.