Ostrożnie z rogami
Siedzę spokojnie za granicą, otwieram internet, a tu: „łup“. Oto koledzy ze środowiska, które jeszcze rok temu walcząc z głupimi okładkami „Newsweeka“ zapewniało, że będzie ostatnim szańcem jakości i godności w mediach, dziś prześcigają kolegę Lisa robiąc w piśmie „W sieci“ okładkę tak niegodną, że mój były kierownik może spokojnie zacierać ręce: jego konkurencja sama, dobrowolnie, bez walki, pozbyła się tytułu do mówienia: a my nie jesteśmy publicystycznym tabloidem. Otóż już jesteście.
Uwielbienie dla księdza Bonieckiego nie obowiązuje w Kościele pod sankcją grzechu. Nie ze wszystkimi jego opiniami się zgadzam, strasznie irytowało mnie robienie zeń symbolu Kościoła „fajnego i miłego”, czasem mam wrażenie, że celowo prowokuje, w niczym co robi nie potrafię jednak znaleźć niewierności Bogu. On ma inne metody, inny styl, może więcej cierpliwości do gadających głupoty ludzi (dowiemy się po tamtej stronie, czy on miał jej za dużo, czy to ja miałem jej za mało) – oceniajmy to sobie jak chcemy, podajmy argumenty, pozwólmy odpowiedzieć. Ale walenie teraz w starego, zasłużonego księdza, podsumowywanie pół wieku jego kapłaństwa okładką, na której dorabia mu się diabelskie rogi i mianuje „Adwokatem diabła” to po prostu żenująca dziecinada.
Nie wiem, co kierowało redaktorami „W sieci“. Są dwie opcje. Pierwsza: doszli do wniosku, że skoro wszyscy robią na okładkach dom publiczny, to oni też nie będą gorsi, bo czytelnicy to debile i nie chcą już kupować rzeczy lepszych. Druga: doszli do wniosku, że ich nie obowiązują zasady, bo to oni tu obowiązują, więc sami będą nadawać moralne znaki otoczeniu. Obrzydliwe reklamowanie durnego portalu randkowego wizerunkiem Lecha Kaczyńskiego potępią (i słusznie) za chamstwo, ale gdy oni swojego ideowego przeciwnika potraktują równie nie fair na okładce – wtedy chamstwo nagle się „uszlachci”, w ich rękach stając się metodą uprawiania „niepokornego dziennikarstwa”.
Przeczytaj również
„Niepokorni dziennikarze” przypominają ważną duchową prawdę: od braku pokory tylko krok do pychy. Do wskazania na siebie, jako na źródło wartości, moralności i piękna, do modlitwy: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak ten grzesznik”. Chcę wierzyć, że koledzy z „W sieci“ nie uwierzyli jeszcze, że są Prawdą, że zaliczyli po prostu wypadek przy pracy – ot, chcieli sprzedać więcej gazety, to zrobili hardkorową okładkę, by przyciągnąć do tekstu.
Zaryzykowali, i jeśli idzie o mnie – przegrali. Roman Graczyk (autor materiału wewnątrz numeru) to mądry gość, ale żeby nie wiem jak dobry był towar, gdy reklamowany jest niezgodnie z moimi zasadami – stosuję bojkot konsumencki i po niego nie sięgam. Sorry, panie Romku, zawinęli pana w coś, czego trochę brzydzę się odwijać. Nie pogadamy tym razem.