Pasterz to nie lider
Czwarta Niedziela Wielkanocna chyba od zawsze opatrzona jest tym pięknym, miękkim i delikatnym tytułem Niedzieli Dobrego Pasterza, wywiedzionym z samej Ewangelii św. Jana, w której czytamy Jezusową autodeklarację:
Ja jestem dobrym pasterzem (…) znam owce moje, a moje Mnie znają.
Od dzieciństwa towarzyszy mi przypisany do tej niedzieli wizerunek Pana Jezusa z owcą na ramionach, z pewnością tą zagubioną, a którego bodaj najstarszy ślad znajdziemy w cubiculum Dobrego Pasterza w katakumbach Domitilli.
Przeczytaj również
Im jednak jestem starszy, tym coraz częściej ta niedziela budzi we mnie dość różne, trochę około dobropasterskie myśli i skojarzenia.
Pierwsza sprawa dotyczy coraz większego kłopotu ze współczesną czytelnością chrześcijańskiej symboliki, powiedziałbym nawet z jej zrozumieniem.
Weźmy na przykład wodę, która niezbędna jest do Chrztu, bez której jest on przecież niemożliwy. Coraz trudniej przychodzi nam postawić znak równości między wodą, a życiem. O ile jeszcze związek wody z czystością wydaje się nam być oczywisty, o tyle z życiem, już nie bardzo, nie do końca. A przecież woda w Chrzcie, to nie tylko obmycie, oczyszczenie z tego odziedziczonego grzechu, ale przede wszystkim nowe życie.
Tyle tylko, że my już od dawna nie mamy doświadczenia zaschniętych warg, braku wody. Ona po prostu jest. Wystarczy odkręcić kran. Ja już nie pamiętam sytuacji, żeby w kranie zabrakło wody.
Przypomniałem sobie o tym, a nawet to uświadomiłem, będąc w ubiegłym tygodniu na takiej short pielgrzymce w Ziemi Świętej. Wystarczył wcale nie długi odcinek jazdy z Jerozolimy do Jerycha, i wcale nie przy wielkim słońcu, żeby wysiadłszy z busika na placo-parkingu przed Górą Kuszenia, wszyscy nie skierowali swoich pierwszych kroków do pobliskiego kiosku kupić wodę, i to z zapasem, by poczuć się bezpiecznie.
Odnoszę wrażenie, że podobny zanik czytelności znaczenia znaku, odniesienia dotyczy też pasterza, jego roli, funkcji, ale i cech charakteru. Bo kto to jest pasterz? To ten, który jest powszechnie znany i rozpoznawany po głosie, który nie fałszuje i nie nudzi, który jest słuchany, i który daje poczucie bezpieczeństwa, który wie, dokąd prowadzi, jest wprawdzie na czele, ale jest blisko, nieodgrodzony, dostępny, no i jest odpowiedzialny.
W miejsce pasterza coraz częściej stawiany jest, albo sami stawiamy, lidera. A kto to jest lider? Lider, to inaczej przywódca, ktoś, kto przewodzi innym, zarządza grupą, jest dowódcą, doradcą, nauczycielem i sędzią.
A to nie to samo, co pasterz, to nawet zupełnie, co innego.
Pasterz, to nie lider. Między pasterzem, a tymi, których prowadzi są zupełnie inne relacje niż między liderem, a grupą, czy zespołem.
W pierwszej relacji jest bezpośredniość i zadbanie, a w drugiej, przywództwo, zarządzanie i dowodzenie. W pierwszej, wyraźnie czuć ciepło i bliskość, a w drugiej chłód i dystans. W pierwszej liczy się pojedyncze dobro i bezpieczeństwo, a w drugiej osiągnięcie celu przez grupę, zespół.
Tak sobie myślę, że zamiana pasterza na lidera jest jednym z większych niebezpieczeństw teraźniejszości, ale też i łatwizn usprawiedliwianych coraz rzadszą postawą owcy.
Sprawa druga. Jeśli mówimy o pasterzu, pasterzach, to nie możemy zapomnieć i nie powiedzieć sobie o owcy, owcach.
Dziś symbolika owcy kojarzy się źle. Owcę widzi się przede wszystkim w stadzie, a więc bezmyślnie, bezwolnie idącą w grupie. Przyzwyczajona do obecności pasterza, kojarzona jest z błądzeniem i zagubieniem, brakiem samodzielności.
Na dodatek owca widziana jest, jako zwierzę łagodne i cierpliwe, w milczeniu, niekiedy tylko pobekując, znoszące strzyżenie, przez co stała się nawet symbolem niezasłużonego cierpienia. Nadto, owca to ofiara, to nieśmiałość, uległość, a nawet głupota.
Te cechy owcy są dziś kompletnie nie w modzie. Kto dziś chce być ofiarą, jak owca, i bezwolnie iść w stadzie. Kto dziś przyznaje się do pobłądzenia i braku samodzielności, i kto łagodnie, milcząco i bez sprzeciwu jest w stanie znosić jakiekolwiek smutek, o cierpieniu nawet nie wspominając.
W Niedzielę Dobrego Pasterza cały akcent położony jest na modlitwę o nowe powołania kapłańskie, w domyśle o nowych pasterzy, a brakuje mi prośby, za tych, którzy już są, by bliżej im było do pasterza niż do lidera.
I na koniec myśl jeszcze jedna. Nie jest tak, że jedni są tylko pasterzami, a drudzy to tylko owce.
Każdy z nas, niezależnie kim by nie był, bywa w życiu i pasterzem, i owcą. Ważne, żebyśmy pasterzowania nie zamieniali na liderowanie i panicznie nie uciekali przed własną owczością.
Artykuł pierwotnie ukazał się 20 kwietnia 2013 roku.