Nie lękajcie się, nie obawiajcie, nie bójcie – te słowa zabrzmiały podczas trzech ostatnich inauguracji pontyfikatu. Powtarzali je Jan Paweł II, Benedykt XVI i Franciszek
„Medialne konklawe” zakończyło się totalną klapą. Nie chodzi o to, że żaden watykanista nie przewidział wyboru kard. Bergoglio z Argentyny.
Franciszek mówi językiem zrozumiałym dla każdego. A jego przesłanie przemawia nie mniej niż proste gesty, którymi podbija serca.
Jorge był chorowitym dzieckiem. Jako nastolatek miał usunięte z powodu infekcji płuco. Nie przeszkadzało mu to jednak grać w koszykówkę i piłkę nożną, która jest drugą „religią” Argentyńczyków. Do dziś kibicuje miejscowej drużynie San Lorenzo. Jako 10-letni chłopak był świadkiem, jak jego klub po raz trzeci zdobywał mistrzostwo Argentyny.
Chyba żaden zakon w historii Kościoła nie wzbudzał tak wielkich emocji. Jezuitów kochano i podziwiano, ale równie często nienawidzono i posądzano o najgorsze. W jednym momencie byli nadzieją Kościoła, w innym stanowili poważne zagrożenie.
Kiedy słuchałam pierwszej homilii głoszonej przez nowego papieża przypomniał mi się film Rolanda Joffé pt. „Misja”. „Kiedy idziemy bez krzyża, gdy budujemy bez krzyża i kiedy wyznajemy Chrystusa bez krzyża, nie jesteśmy uczniami Pana. Jesteśmy ludźmi doczesnymi: biskupami, kapłanami, kardynałami, ale nie uczniami Pana” – mówił papież Franciszek. Stanęły mi wtedy przed oczami dwie postacie z filmu: ojciec Gabriel, który założył misję dla Indian Guarani i kardynał Altamirano, mający zdecydować o jej losach.
Nie wierzę, aby w świecie szybkich i wpływowych mediów, którykolwiek z kardynałów, mających coś na sumieniu przyjął wybór na papieża. Byłby samobójcą, narażającym autorytet całego Kościoła. Dlatego nie sądzę, aby prawdziwe były oskarżenia o to, że kard. Bergoglio był winny uwięzienia przez juntę wojskową, która rządziła Argentyną na przełomie lat 70. i 80., dwóch jezuitów.
„To papież, który otrzaskał się z realnym życiem toczącym się na świecie. Jest też człowiekiem, który sam żyje bardzo skromnie” – mówi w rozmowie z Romanem Osicą, reporterem RMF FM, o wyborze na papieża Argentyńczyka Jorge Maria Bergoglio Szymon Hołownia.
To trzeci papież w moim życiu i wstyd się przyznać – pierwszy za którego chcę się modlić. Miałem wrażenie, że Jan Paweł II tej modlitwy nie potrzebował, to on modlił się za nas z intensywnością mistyka. Benedykt XVI był nauczycielem, dawał stabilizujące poczucie kierunku, mądre słowa.
Marny lecz wybrany. Takie zawołanie znajduje się w herbie ojca Bergoglio, metropolity Buenos Aires, wybranego na papieża dnia 13 marca 2013 roku.
Nade wszystko pierwszy, który pokornie skłonił głowę przed tysiącami ludzi na Placu św. Piotra i milionami przed telewizorami i poprosił z głębi serca: „Zanim biskup pobłogosławi lud, proszę, byście wy pomodlili się za mnie i mi pobłogosławili”. Tego Watykan jeszcze nie widział!