Nasze projekty
fot. facebook.com/janinasiostra

S. Janina: Nie jestem polską siostrą Cristiną

Dwa lata temu polski YouTube podbijało wideo, na którym siostra zakonna w niebieskim habicie śpiewa pielgrzymkową przeróbkę Despacito. Siostra ma w zakonie imię Janina i właśnie zadebiutowała piosenką „Zajmij się mną”, która zapowiada jej płytę w kwietniu tego roku. Jej cel jest jednak zupełnie inny niż zrobienie “zakonnego show”. 

Reklama

O nowym singlu s. Janiny już pisaliśmy>> ♦ Siostra Janina debiutuje pierwszym singlem

Teraz pytamy główną Bohaterkę o kulisy tego przedsięwzięcia: 

Reklama

Gdy rozmawiałam z panem Tomaszem, który wspólnie z siostrą zrobił tę płytę, zainicjował jej powstanie i wraz z amerykańskim kolegą Joshem Harrisem jest jej producentem, przyznał, że trochę inspirował się siostrą Cristiną Scuccią z Włoch, która w 2012 r. wygrała tam “The Voice of Italy” i nagrała potem płytę. Czy to zmierza w tym kierunku?

s. Janina Kaczmarzyk: Przede wszystkim w tym projekcie nie chodzi o show. Nasza płyta nie jest realizowaniem czyjejś pasji. W Polsce Zgromadzenia w głównej mierze raczej stawiają na działalność apostolską, a umożliwianie rozwoju talentów zakonników czy zakonnic jest sprawą wtórną. Nie idzie się do zakonu, żeby realizować siebie, tylko żeby służyć. Oddajemy swoje talenty zgromadzeniu i czasem są one wykorzystywane, a czasem nie. Życie zakonne zakłada, że pójdzie się w miejsca, w które nie chce się iść i będzie się wykonywało czynności, które często dla mnie nie są realizacją mnie, moich osobistych ambicji, które będą inwestycją w mój samorozwój. Chodzi o pewną wewnętrzną wolność. Cieszę się, że jesteśmy teraz tu, gdzie jesteśmy. Że będzie singiel, że wydajemy płytę, ale zdaję sobie z tego w pełni sprawę, że to jest coś dane na “teraz”. A jakie będzie “jutro” – tego nie wiem. To jest wpisane w moje powołanie. Gdy rozmawiam o tym z Tomkiem, to upomina mnie “jak możesz tak mówić”, ale właśnie tak jest. Umówiliśmy się na tę płytę, cieszę się że Zgromadzenie podjęło tą inicjatywę, ale to naprawdę może się wiązać jedynie z tą płytą. Przecież mogę nagle pojechać do Afryki i tam nie będę potrzebna do śpiewania i gry na gitarze, lecz żeby opatrywać rany trędowatym.

Reklama

Siostra Cristina Scuccia, urszulanka, wygrała w 2014 r. włoski „The Voice of”. W finale, po ogłoszeniu wygranej, zaprosiła jury i publiczność do wspólnej modlitwy. 

Czemu więc powstał ten projekt? Miał jakiś związek z popularnością siostry przeróbki Despacito? Nazwaliście go “posynodalnym”, dlaczego?

Reklama

To wszystko się pięknie połączyło, choć według ludzkiej interpretacji – przypadkowo. Popularność mojej wersji Despacito bardzo mnie i Zgromadzenie zaskoczyła i choć nie jest to moja poetyka muzyczna, pomyślałam, że skoro to jest takie popularne, znaczy, że młodzież właśnie tego słucha. I wtedy pojawił się Synod Biskupów o młodzieży, i płynące z niego wnioski, żeby wyjść do młodych w nowej formie z nowym stylem, nowym językiem, nową treścią, żeby podawać wartościowe rzeczy w nowy sposób, by móc do młodych trafić. A przecież muzyka zawsze była narzędziem tego dialogu. Świeccy już w nim uczestniczą poprzez muzykę chrześcijańską, ale ludzie Kościoła – tylko pojedynczo.

Dlaczego?

Być może za mało docenia się możliwości podejmowania dialogu niestandardowymi metodami. Widziałam to wyraźnie już w swojej pracy z młodzieżą.

Gdzie siostra pracuje?

Od 8 lat jestem katechetką. Pracuję z młodzieżą gimnazjalną, ponadgimnazjalną i studencką. Głoszę rekolekcje wielkopostne parafialne i szkolne. Prowadzę wolontariaty młodzieżowe, współpracuję z ośrodkami dla osób z niepełnosprawnościami.

Jak podopieczni reagowali na tamten niespodziewany sukces przeróbki Despacito? 

Bardzo entuzjastycznie, ale co najważniejsze, zauważyłam właśnie wtedy, że fakt, iż zobaczyli mnie na YouTube czy w innych okolicznościach zmniejszył dystans między nami. Pojawiła się przestrzeń dialogu. Zaczęli do mnie przychodzić na przerwach, zaczęli chcieć rozmawiać. Czasem rozmawiają o tym, co widzieli na TikToku, albo gdzieś indziej. Czasem rozmawiają w cztery oczy o sprawach, z którymi normalnie nie przyszliby do zakonnicy, albo do nauczyciela w ogóle. 

O czym na przykład?

Na przykład, jak przychodzą z czymś, co gdzieś tam zobaczyli, pytam ich co o tym myślą, jakie nastroje w nich to budzi. Mamy oczywiście różne preferencje muzyczne, ale i oni i ja oczekują od muzyki jakiejś treści. Młodzi mają w sobie wielkie pragnienie wyrażania głębokich wartości, głębszych refleksji. Są też bardzo wymagający, sprawni w wielu dziedzinach, mają wiele pasji, nawet jeśli z nimi nie wiążą wielkiej przyszłości. Nie jest więc prawdą, że dziś młodzież żyje tylko powierzchownie, to jest tylko pewna zewnętrzna poza, wytwór jakiejś mody. Oni też widzą, że modne jest to co głupie i prymitywne i im też się to nie podoba. Gdy tak przychodzą, rozmawiają, interpretuję to jako formę wejścia w dialog. I wydaje mi się, że właśnie w takim dialogu powinien być dziś obecny Kościół. Nie możemy bać się nowych narzędzi, dzięki którym dotrzemy do tych, którzy z Kościoła odeszli. Mam poczucie że dziś nie wystarczy powiedzieć młodemu człowiekowi “idź do kościoła”, trzeba mu coś w tym kościele zaproponować.

Chyba o tym właśnie mówił Synod o młodych.

Zgadza się, ale i wtedy nie brakowało takich, którzy uważają “Kościół powinien mówić, a młodzi powinni słuchać”. Tylko, że taki czas, gdy Kościół mówił, a młodzi słuchali już minął. Dziś jest moment gdy młodzi też chcą mówić. Powinniśmy zrobić wszystko, by młodzi czuli, że Kościół jest im potrzebny, bo ma im do zaproponowania wartość, z której nie chcą rezygnować dla judo, dla koszykówki, dla wielu dodatkowych zajęć, których mają w bród na każdym kroku.

Taki cel ma ten projekt muzyczny?

Najpierw, zanim na to wpadliśmy, widziałam to u młodych, których angażowałam w wolontariat dla niepełnosprawnych. To nie miało charakteru stricte religijnego, ale taki społeczny, empatyczny, do którego zaproszeni byli wszyscy, bez względu na poglądy czy wiarę. I spotkało się z ogromnym zainteresowaniem. Wolontariat na tyle ich wciągnął, że potem chcieli włączać się też w propozycje ściśle religijne. Ale i więcej. Poczułam, że pokazując im taką wartość, możliwość pomocy innym ludziom, uruchamiają się w nich nowe  przestrzenie których wcześniej nie znali. Gdy sami mogli coś zrobić, złapać za rękę dziewczynę z zespołem Downa i opiekować się nią, odkryć, że się jej nie brzydzą, to rodziło się coś nowego. I ten projekt też ma taki cel. On też może otworzyć takie przestrzenie. Mam nadzieję, że będzie z korzyścią dla młodych ludzi, ale nie tylko. Może zainspiruje. 

W jakim sensie?

Mam wrażenie, że są zgromadzenia zakonne mówiące o sobie “apostolskie”, które jednak boją się niestandardowych działań. Wolą sprawdzone metody, ale wydaje mi się, że wtedy ogranicza się pole działania apostolskiego, bo dociera się do bardzo wąskiego grona. Do grona tych, którzy przyjdą na religię, którzy już chodzą do kościoła. Pytanie o to, co z tym zrobić pojawia się nie od dziś. Wydaje mi się, że ten projekt muzyczny może być takim otwarciem okien, by wszedł jakiś nowy tlen, powiew. Może skoro trudno otworzyć drzwi, można choć otworzyć okno?

Jak Zgromadzenie zareagowało na pomysł wydania płyty?

Klip i tekst został zaakceptowany. Dla mnie najważniejsze jest to, że małymi krokami idziemy do przodu. To jest proces powolnego otwierania okna, nie z rozpędu i przeciągu, ale z dozą rozwagi, przemyślenia. Myślę, że chyba zawsze tak działał Kościół. 

Ile trwała praca nad płytą?

Rok. Poznaliśmy się z Tomkiem (Konfederakiem – przyp. red.) pod koniec października 2018. Pierwsza rozmowa była niezobowiązująca. Propozycja jednak została przyjęta, co uruchomiło machinę działań i pracy. Aby się przygotować po drodze tworzyliśmy trochę coverów, żebym ja poczuła się swobodnie w nowej roli. Choć zawsze używałam muzyki w swoim apostolstwie, to stanie na scenie przy mikrofonie nie jest dla mnie codzienną sytuacją, jeśli nie liczyć prowadzenia rekolekcji.

No właśnie, świetnie siostra śpiewa! Czy kształciła się siostra w tym zakresie? 

Należałam tylko do gospelowego chóru przy parafii, natomiast na gitarze nauczyłam się grać spontanicznie. No i gdy należałam do wspólnoty neokatechumenalnej przez pewien czas służyłam jako kantor. Nie było to więc żadne profesjonalne przygotowanie, ale raczej ciągła praktyka, która sprawiła, że poczułam się swobodnie ze swoim głosem, odkryłam, jak się modlić śpiewem. No i że to sposób na wyrażenia siebie i tego co człowiek nosi. 

Debiutuje siostra teraz również w roli autora tekstów. Kto był ich odbiorcą?

Cały ten muzyczny projekt ma charakter bardziej apostolski, więc teksty w tym kontekście były pisane. Chodziło nam o stworzenie muzyki, która przekazuje wartości, które mają prowadzić odbiorcę w kierunku duchowych refleksji, by mógł spotkać się ostatecznie z Bogiem, by zachęcić do wyruszenia w wewnętrzną drogę ku … Bogu.  

Czyli nie ma bezpośredniego odniesienia do wiary w Pana Boga? Nie padają słowa „Bóg” albo „Jezus”?

Prawie nie pada. Pada w jednej piosence, tej która teraz jest singlem promującym płytę Odnoszę się w niej do aktu strzelistego zaczerpniętego od ks. Dolindo: “Jezu, Ty się tym zajmij!” Mój znajomy, który słuchał piosenki myślał, że to piosenka miłosna! (śmiech) Rzeczywiście jest miłosna, ale w najgłębszym sensie. Jezus objawia się w niej jako apogeum. Mówi o tym, Kto najpełniej odpowie na nasze pragnienie miłości. Każdy z nas ma ulokowane w sobie głody miłości, które nie zawsze umie odpowiednio ukierunkować, by znaleźć najgłębszą odpowiedź.  A tą najgłębszą ostateczną odpowiedzią jest Bóg, Miłość w najczystszej postaci.

Twórczość siostry Janiny można obserwować na jej kanałach na YouTube i Facebooku>>

 

Rozmawiała Anna Druś

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę