Nasze projekty
FOT. Łukasz Muzyka

Marcin Wyrostek: Potrzeba nam panamskiej energii w Polsce

O tym, jak wyglądały ŚDM 2019 z perspektywy sceny i czego powinniśmy nauczyć się od Panamczyków - rozmawiamy z Marcinem Wyrostkiem - charyzmatycznym wirtuozem akordeonu, zwycięzcą drugiej edycji programu „Mam Talent”.

Reklama

Marcinie, spotykamy się bezpośrednio po Twoim powrocie z Panamy, gdzie wraz z innymi muzykami graliście koncert podczas Polskiego Spotkania Narodowego w ramach Światowych Dni Młodzieży. Jakie są Twoje wrażenia z tego miejsca?

Wciąż mam w głowie tę niesamowitą otwartość i pozytywne nastawienie do życia, które bije od mieszkańców Panamy. Udzielił mi się ten wyjątkowo radosny klimat uczestników ŚDM. Spotkałem wiele grup młodych ludzi z różnych państw – wszystkim, bez wyjątku, towarzyszył szczery uśmiech na twarzy. Wyczuwalna była moc i niesamowita energia. Ludzie śpiewali i tańczyli, a flagi ich państw powiewały na wietrze. Nieprawdopodobne przeżycie. Jako muzyk, radowałem się z wszechobecnego śpiewu, który rozbrzmiewał przez całe dnie i noce z instrumentów pochodzących z najdalszych zakątków świata. W Polsce brakuje nam takiego podejścia do życia, do codzienności. W moim odczuciu jesteśmy zbyt przygnębieni i zamknięci na drugą osobę. Przywiozłem mnóstwo pozytywnej energii z Panamy i dzielę się nią z każdym, kogo spotkam na swojej drodze.

Reklama

Co najbardziej poruszyło Cię w podejściu gospodarzy ŚDM wobec pielgrzymów?

Reklama

Byłem pod wielkim wrażeniem gościnności i ufności Panamczyków wobec ludzi, których dopiero co poznali. Młodzi Polacy, którzy przypłynęli słynnym “Darem Młodzieży” opowiadali, że czuli się jak w domu. Warunki, w których przebywali przyjezdni były bardzo skromne. Czasem brakowało nawet prądu! Jednak ciepło i serdeczność wypływające od gospodarzy rekompensowały wszelkie niedogodności. Potraktowali ich jak własną rodzinę. W Polsce często doświadczamy niechęci, zamknięcia się, a nawet alienacji. Myślę, że dla Europejczyków wyjazd do Panamy powinien skutkować pozytywnym nastawieniem, nauką radości i otwartości wobec bliźniego. Bardzo tego potrzebujemy.

Jak wspominasz sam koncert? Jak przyjęli Cię słuchacze?

Reklama

Podczas koncertu grałem wybrane utwory z mojej ostatniej płyty, m. in. Mazurcyjek. Nie spodziewałem się, że zostaną odebrane tak pozytywnie. Oczywiście nie brakowało muzykowania w klimacie latynoamerykańskim – Libertango idealnie wpisało się w klimat. Na koncert przybyło mnóstwo ludzi. Patrząc ze sceny, nie widziałem horyzontu widowni. Później “napadła” na mnie grupa Meksykanów, robili zdjęcia, byli bardzo szczęśliwi. Było to bardzo miłe i jednocześnie wzruszające. Ta pozytywna energia wzajemnie się przenikała. Ludzie wiedzieli po co tam są i było to mocno odczuwalne.

FOT. Archiwum Marcina Wyrostka

Byłeś w Panamie, kiedy przybył tam Papież Franciszek. Jaka atmosfera panowała wtedy w mieście?

Przed przylotem Papieża, wyczuwalne było wielkie napięcie, oczekiwanie i ekscytacja. Pomimo tłumów ludzi nie doszło do żadnych przykrych incydentów. Panował porządek, ład i bezpieczeństwo. Czułem się naprawdę szczęśliwy, będąc uczestnikiem właśnie tych Światowych Dni Młodzieży, dodatkowo, mogąc zaprezentować swoją twórczość na tak ważnym wydarzeniu.

Udało Ci się przybić “piątkę” z Franciszkiem?

Niestety, nie udało się, ale cieszę się, że mogłem go zobaczyć. I za to jestem Bogu niezwykle wdzięczny.

Marcinie, nie ukrywasz, że jesteś wierzącym i praktykującym katolikiem. Opowiedz o korzeniach swoich wartości, jak łączysz muzykę z wiarą?

Dla mnie wiara to człowiek, który powinien być wsparciem dla bliźniego. Wszelkie podziały ze względu na narodowość, czy wyznanie są mi obce. Wszyscy jesteśmy tacy sami. Staram się wspierać jak najwięcej działalności charytatywnych, bo są one dla mnie świadectwem człowieczeństwa. Jestem szczęśliwy, że mogę pomagać. Bóg stawia nas w różnych sytuacjach i to od nas zależy, jaką drogę wybierzemy. Taką naukę wyniosłem z domu. Moi rodzice byli dla mnie prawdziwym przykładem pomocy innym. Dostrzegam mnóstwo ludzi, którzy są przytłoczeni problemami, które nierzadko prowadzą do depresji, załamań. Wystarczy, że otworzymy się na drugiego człowieka, poznamy jego historię i przyjmiemy prośbę o pomoc. Radość pojawi się wtedy sama! Czuję wielką satysfakcję, płynącą z dawania i zachęcam do tej formy pomocy wszystkich. Wracając jednak do muzyki, gram od piątego roku życia. Wiara i muzyka od pokoleń była obecna w mojej rodzinie. Miało to duży wpływ na ukształtowanie mojej życiowej drogi.

FOT. Łukasz Muzyka

Jesteś już znanym na całym świecie akordeonistą. Droga do sukcesu z pewnością nie była łatwa.

Była niezwykle trudna, ale nauczyła mnie dużo pokory. Podjąłem wiele wyrzeczeń. Był czas, kiedy permanentnie byłem niewyspany, w rozjazdach, a dom traktowałem jak hotel. Na szczęście moja kochana żona jest wyrozumiała i przywykła do takiego stylu życia. We wszystkim co robię, zawsze kieruje się sercem. Konsekwentnie podążałem za swoimi marzeniami, dlatego ten “sukces” niczego we mnie nie zmienił. Zaraz po studiach, znajomi zakładali firmy lub spełniali się na etacie. Ja grałem po nocach w garażu. Ta wytrwałość doprowadziła mnie do momentu w którym jestem teraz. Dziękuję za to mojemu tacie, który był pierwszym akordeonistą w rodzinie i zarazem dziadkowi, który mimo trudnej sytuacji materialnej sprzedał krowę, aby kupić akordeon dla swojego syna. Pamiętam też o moich nauczycielach – to nasz wspólny sukces.

Jesteś przykładem człowieka żyjącego w pełni swoją pasją. Czy wychowanie w katolickiej rodzinie miało wpływ na twoją miłość do muzyki?

Zdecydowanie tak. W okresie dzieciństwa często jeździliśmy do moich dziadków, którzy mieszkali pod Jelenią Górą. Tam też chodziliśmy wspólnie do kościoła na niedzielną Mszę świętą. Pamiętam stare organy, których nikt nie używał, bo nie było organisty. Mój tata natychmiast wziął je w obroty i podczas naszej obecności na Mszy nie było już tak ponuro. To właśnie rodzice nauczyli mnie tej otwartości na drugiego człowieka i zaangażowania w szerzenie dobra. Życie jest krótkie, trzeba działać. To jest przecież przekaz wprost z Ewangelii. W parafii w której mieszkałem, stale graliśmy na festynach, uroczystościach, jasełkach. Rodzinnie graliśmy także na Pasterkach i pewnego razu ksiądz proboszcz znając nasz zapał muzyczny obawiał się, że zrobimy z Mszy dyskotekę (śmiech). Oczywiście umiar został zachowany.

Wychodzisz na scenę i grasz. Co chcesz przekazać publiczności? Jakie emocje wzbudzić?

Ostatnio dużo o tym myślę. Traktuję muzykę bardzo życiowo. Będąc na scenie, wyobrażam sobie obraz, który chcę przedstawić za pomocą dźwięków. Ogromnie ważne są dla mnie emocje. Chcę, aby moja muzyka przekazywała przeżycia, stan ducha, to co gra mi w sercu. Każdy utwór ukazuje różnorodność mojego wnętrza. Stąd kompozycje są zarówno wesołe, baśniowe, poważne i nostalgiczne. Chcę być prawdziwy i autentyczny. Wiem, że każdy człowiek doświadcza takich stanów jak ja. Wiara pomaga mi w tym, aby mieć świadomość, co jest w życiu najważniejsze .

Rozmawiały: Daria Jędras i Anna Leszczyńska

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę