Nasze projekty
Reklama
Fot. episkopat.pl, Vatican News ,Canva

Koniec z wygodnictwem księży, rodziców i wszystkich wiernych. Czy synod rzeczywiście to zmieni?

O fascynującym synodzie, kilku zaskoczeniach i wielu zadaniach opowiada Stacji7 uczestnik synodu abp. Józef Górzyński, metropolita warmiński.

Tomasz Krzyżak: Na długo przed Synodem, mówił ksiądz w jednym z wywiadów, że zapowiada się on fascynująco i mogą z niego „wyjść rzeczy, których dziś w ogóle nie bierzemy pod uwagę”. Synod za nami, ksiądz brał udział w drugiej sesji, więc jakie rzeczy wyszły, których nie braliśmy wtedy pod uwagę?

Abp Józef Górzyński: Nie braliśmy pod uwagę tego, że na Synodzie nie będzie nic nowego, że to będzie przywołanie tego, co Kościół dawno powiedział, opisał, określił, do czego zachęcał, a co zwyczajnie nie funkcjonuje. Spotkaliśmy się zatem z kwestiami, postulatami, które dawno były zgłaszane, jak chociażby zaangażowanie świeckich w życie Kościoła, a których my ciągle nie potrafimy uruchomić. W moim przekonaniu papieskie wezwanie do synodalności, to jest taka próba znalezienia klucza, jak uruchomić, napełnić treścią, całą rzeszę postulatów w Kościele obecnych, tak, by nie były to wyłącznie postulaty.

ZOBACZ>>> Papież na zakończenie synodu: Kościół synodalny jest misyjny

To była odpowiedź na wyzwania formułowane już przez Sobór Watykański II, potem także św. Jana Pawła II, o większe zaangażowanie świeckich?

Wydaje mi się, że tak. Odwołam się do liturgii, bo temat jest mi bliski, a został przywołany w dokumencie końcowym, a wcześniej w instrumentum laboris, jako swoisty model. Od lat zwracam uwagę na to, że nie można mówić, że to ksiądz odprawia wiernym mszę świętą, że jej przewodniczy, ale trzeba podkreślać, że cała wspólnota celebruje liturgię. W tej wspólnocie każdy ma własną funkcję, przepisy liturgiczne określają kto i co w czasie liturgii może robić. Tymczasem okazuje się, że to nie działa. Ciągle trafiamy na mszę świętą, gdzie mówi się, że będzie modlitwa wiernych, tylko wierni ani tej modlitwy nie napisali, ani jej nie wygłaszają. Robią to księża. Dlaczego? Bo obu stronom to odpowiada, będzie sprawniej. Ksiądz weźmie przygotowany tekst, przeczyta i już. A tak musiałby zadbać o to, by zaangażować w to wiernych. Trzeba ich jakoś zmobilizować, przygotować do pełnienia tego zadania. Robi się duży zakres robót. Prościej można to zrobić samemu, weźmie się tekst z książki i już. To jest niepodjęte zadanie własne.

Reklama

To wygodne dla obu stron. I dla księdza, i dla nas wiernych. Nie musimy się angażować. Przychodzimy na gotowe.

Dlatego mi się bardzo podoba to, że papież jakby idzie po całości, to znaczy apel o większe zaangażowanie się nie idzie tylko do biskupów i duchownych, tylko do wszystkich ludzi wierzących, których zadania wynikają z przyjętego chrztu. 

CZYTAJ>>> Kard. Ryś: „Synod ma być wdrażany w praktycznym działaniu. Nie ma innej drogi”

Skoro Synod nie był nowością, lecz próbą odczytania tego, co już było w Kościele, a co mieliśmy zaniedbane, to skąd brały się różne obawy? Liczne były przecież dyskusje, że Synod będzie zmierzał ku zmianom w doktrynie. Wskazywano np. na niemiecką drogę synodalną, za niebezpieczeństwa jakie za nią idą.

Reklama

To prawda, mieliśmy obawy. Spotykałem się z tym na etapie synodalnym w archidiecezji warmińskiej. Obawy wybrzmiewały w sprawozdaniach z parafii, diecezjalnych, także w syntezie krajowej. Myślę, że mieliśmy duży problem ze zrozumieniem przesłania zasadniczego. Mieliśmy to spłoszenie, bo słyszeliśmy, że gdzieś są wrzucane takie tematy, które od strony doktrynalnej uważaliśmy za zamknięte. Jeśli pojawiło się uroczyste nauczanie Kościoła, które pewne rzeczy rozstrzygają, to i tak są głosy, że niczego nie rozstrzygnięto. I ciągle kręcimy się wokół tego samego. Zamiast iść dalej, napełniać treścią to, co powinno być napełniane, dyskutujemy. Pojawia się strach.

Jadąc do Rzymu miał ksiądz jakieś obawy?

Trochę mi ich towarzyszyło. Ale obecność na sesji i zobaczenie, jak wygląda Kościół Powszechny, czyli wtedy, kiedy zjechali biskupi, świeccy z całego świata, uspokoiły moje obawy. Te głosy dotyczące zmian doktryny oczywiście w Rzymie były obecne, ale złapały proporcje, w odniesieniu do całości okazały się marginalne.

Reklama

Okazało się, że to co za istotne uważa Europa nie jest najistotniejsze w Ameryce czy Afryce?

Tak jest. Myślę, że to jest z jednej strony oczywiste, że mamy w Kościele wiele różnych głosów, ale z drugiej strony bardzo ciekawe i zaskakujące jest, że jak człowiek tego doświadcza, jak to słyszy, to zauważa realną rzeczywistość, że to nie jest taka domniemana, spodziewana, ale realna rzeczywistość. W tych problemach, które są przedstawiane i są wspólne dla całego Kościoła powszechnego, te problemy nawet jak dla jakiegoś środowiska mogą brzmieć bardzo przekonująco i wydawać się ważne, w całości muszą znaleźć swoje miejsce, swoje proporcje.

ZOBACZ>>>  Franciszek: Synod jest znakiem gotowości Kościoła do słuchania głosu Ducha Świętego

Jeszcze przed Synodem, ale i w jego trakcie, mocno wybrzmiewała rola kobiet w Kościele. Z wyników głosowań dokumentu końcowego, że chociaż praktycznie we wszystkich punktach uczestnicy synodu byli ze sobą zgodni, to jednak pojawia się punkt sporny. Dotyczy ewentualnego diakonatu kobiet. To nie jest kwestia zamknięta doktrynalnie, aczkolwiek wydaje się, że historycznie rzecz ujmując, mówiąc o diakonacie kobiet tak naprawdę mówimy o diakonisach – o zupełnie innej posłudze aniżeli ten diakonat, który my znamy.

Tu dość sporą rolę odegrali eksperci. Kiedy pojawiały się kwestie doktryny, wtedy wkraczali eksperci, którzy mówili dlaczego co można, a czego nie można. I tutaj proszę zauważyć, w dokumencie nie ma mowy o święceniach, tylko o posłudze diakonatu. To jest inny wymiar.

Ale jak spojrzymy w historię Kościoła pierwotnego, to w dokumentach pierwszych synodów, mówi się właśnie o posłudze. Powierzeniu posługi.

Tak jest. Sposób tego powierzania, to jest pewna kwestia, którą trzeba określić. I to zostało otwarte w dokumencie końcowym. Przed głosowaniem, zanim przystąpiliśmy do analizy dokumentu ostatecznego, było wprowadzenie prefekta Dykasterii Nauki Wiary, który wyjaśnił jak trzeba podejść do tego tematu, że on jest dużo bardziej kompleksowy, że byłoby nawet nie do końca odpowiedzialne, czy wręcz niepoważne, gdybyśmy mówiąc o kobiecie w Kościele, ograniczyli ten temat tylko do święceń diakonatu. Tłumaczył, że trzeba dużo szerzej na to spojrzeć, i że kwestia w związku z tym wymaga właśnie szerszego tła, bardziej pogłębionej analizy. Zresztą pogłębienia wymaga nie tylko ten temat. Jest dziesięć komisji, które rozważają inne tematy, które na synodzie wyszły, a z racji na ograniczony czas, ale i zakres kompetencji synodu, muszą być dalej kontynuowane. I papież też o tym mówił. Wskazywał, że trzeba badać, analizować i ostatecznie rozstrzygnąć.

CZYTAJ>>> Franciszek zdecydował, że nie będzie adhortacji po synodzie. „Wystarczy dokument końcowy”

Po każdym Synodzie papież wydawał adhortację apostolską. Teraz Franciszek mówi, że nie będzie nic pisał i obowiązuje dokument końcowy, który przyjęliście. Zaskoczenie?

Byłem świadkiem wypowiedzenia tych słów i pamiętam moją reakcję i reakcję tych, którzy siedzieli przy moim stoliku. Byliśmy oczywiście tym zaskoczeni, tym bardziej, że my do końca nie widzieliśmy nawet w jakiej formie będzie publikowany ten dokument. Myśleliśmy, że to będzie klasyczna droga, czyli przygotowanie dokumentu, który papież otrzyma jako efekt pracy i coś z tym zrobi. Co? Tego oczywiście nie wiedzieliśmy. Byliśmy totalnie zaskoczeni, że to nad czym pracujemy będzie już dokumentem końcowym, ostatecznym. Być może gdybyśmy o tym wiedzieli, to niektóre zdania może zapisalibyśmy inaczej. Może próbowalibyśmy zrobić jakieś wprowadzenia, wyjaśnienia, stworzyć definicje.

Jako prawnik natychmiast powiem, że każda definicja jest niebezpieczna.

Prawda, definicja może wprowadzać stany niezadowolenia. To zresztą wychodziło przy naszych dyskusjach. Był taki stan niespełnienia. On był takim stanem stałym, bo ciągle ktoś chciał coś więcej, coś głębiej.Taka myślę, naturalna rzecz takiego grona. Natomiast wychodzi dokument, który papież uznał, że spełnia warunki i będzie dokumentem do całego Ludu Bożego.

Słuchanie, dialog, wspólne rozeznawanie. Jak to wszystko teraz przenieść z poziomu Kościoła powszechnego, z Rzymu, na poziom Kościołów lokalnych, do parafii?

To co powiem, może zabrzmieć trochę prowokacyjnie i może być odebrane jako mówienie przeciwko sobie. Według mnie, kiedy mówimy o świeckich, to w tym dokumencie świeccy dostali fantastyczne narzędzia, na które się mogą powołać w rozmowach z nami duchownymi. Tam wyraźnie jest napisane czego mają prawo oczekiwać i co mogą sami już wyegzekwować. Powiem tak, pasterze o tyle mogą użyć tego dokumentu do zasłaniania siebie, że mogą świeckim powiedzieć, a dlaczego tego lub tamtego nie robicie, chociaż możecie.

Namawia ksiądz do tego, żebyśmy korzystając z dokumentu końcowego synodu egzekwowali od was biskupów zapisane tam punkty?

Tak jest, czy od nas biskupów, czy od parafian, czy od proboszczów w parafii.

SPRAWDŹ>>> Sekretarz generalny Synodu: Wszyscy chcą reform, ale nie wszyscy takich samych

A nie boi się ksiądz, że to będzie rodziło pewnego rodzaju konflikty?

Dajemy to ludziom z założeniem, że są odpowiedzialni. Ludziom, którzy poczuwają się odpowiedzialni za konflikt, ja myślę raczej o twórczym sporze, który może nastąpić. Między innymi właśnie dlatego jest opisana droga synodalna. Synodalnością nie jest demokratyczne przegłosowanie proboszcza, to jest domaganie się tego, by stanęło na moim. Synodalność polega na słuchaniu. Według mnie nie ma problemu z tym, że ona będzie konfliktowa, bo nie ma nawet przestrzeni do konfliktu. Natomiast jest przestrzeń do tego, żeby egzekwować we wszystkich radach, do których świeccy wchodzą, zapisy dokumentu końcowego. Wierni mają świetne narzędzie, żeby jakaś rada zafunkcjonowała rzeczywiście w wymiarze eklezjalnym. Razem mamy dążyć do dobra wspólnoty po rozeznaniu, modlitwie. Myślę, że gdybyśmy poważnie lekcję z Synodu zaczęli przerabiać na bardzo wielu płaszczyznach czy odcinkach życia Kościoła, to mógłby być to bardzo konkretny, dostrzegalny wymiar ożywienia życia Kościoła poprzez, z jednej strony, odpowiedzialność, czyli właśnie ten wspólny udział, a po drugie, że zaistniałyby decyzje, które nie zaistniały z jakichś tam powodów.

Trzeba pokonać swoje słabości, ludzkie słabości, to co mówiliśmy na początku, że w pewnym momencie pewne rzeczy nie zaistniały, chociaż wszyscy wiedzą, że mogły.

Czyli razem, wierni świeccy i duchowni musimy brać się do roboty?

Tak i robić to, co do mnie należy. Było o wygodnictwie nas księży, to teraz coś o świeckich. Rodzice są tymi pierwszymi, którzy mają dziecko nauczyć modlitwy, a oczekują, że zrobi to za nich ksiądz lub siostra zakonna. To jest już nieporozumieniem. Jakiś czas możemy pewne rzeczy zastępczo robić, ale one już wiadomo nie będą miały tego efektu, jaki miałyby wtedy, kiedy zrobiłaby to osoba do tego powołana w sposób bezpośredni, czyli rodzic. To ożywienie własnych zadań jest punktem wyjścia, a potem dopiero wchodzimy we wspólne działania. Wypełniwszy dobrze funkcje własne, wchodzę do wspólnych działań, wchodzę w gremia różnego rodzaju, wspólnot, które coś przygotowują. Angażuję się na innych poziomach. Angażuję się w jakąś aktywność, którą rozeznałem w charyzmacie. Wiem, że tym mogę służyć w wspólnocie.

Musimy się wzajemnie uzupełniać.

Tak jest. I poczuć też tę wspólnotowość, potrzebę tego zaangażowania. Papież w trakcie Synodu stwierdził, że Kościół podobny jest po trosze do orkiestry. Orkiestra dobrze gra wtedy, kiedy każdy gra to co do niego należy. Jak ktoś nie gra, albo fałszuje, to już jest defekt, czegoś brakuje. Papież mówi, że harmonię wszystkiemu nadaje tylko jeden, tylko Duch Święty. W Kościele harmonia, to jest jego dzieło.

Teraz po Synodzie powszechnym czas na synod w Polsce? Widzi ksiądz taką potrzebę?

Pojawiają się takowe postulaty. Ale myślę, że synod nie polega tylko na tym, by się spotkać, porozmawiać, przyjąć jakiś dokument, który ładnie wydany wyląduje na półce. Życie będzie się toczyć, niezależnie od tego, czy coś się wydarzyło czy nie. Myślę, że dziś należałoby wziąć dokument końcowy Synodu o synodalności i wcielać go po prostu w życie. Ewentualne zwołanie synodu plenarnego w Polsce musiałoby poprzedzić rozeznanie potrzeb. Jeśliby się okazało, że jest potrzeba, trzeba to odważnie podjąć i tyle. Natomiast robić to po to, żeby sobie wydać kolejne dzieło i odhaczyć, że zrobiliśmy, a nie będzie to miało przełożenia na życie, to jest troszeczkę szkoda energii i czasu.

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja