Życie na misji to nie scenariusz (11)
Nieodpowiedzialni ludzie, którzy chcą być ważni, a są śmieszni, którzy mają niby bronić i pilnować porządku, a jedyne co potrafią to bawić się i w sumie nic nie robić. Tak można określić zachowanie Antybalaki w ostatnich dniach.
Strzelają w dzień i w nocy, z różnego rodzaju broni. Tutejsi ludzie nie przejmują się tym zbytnio – już zdążyli się przyzwyczaić. Czekaliśmy na pomoc, ale już nie czekamy, bo nikt raczej tu nie przyjedzie. Jest spokój, nic się przecież nie dzieje, a jak coś się zacznie dziać, to nikt nie przyjedzie, bo podróż będzie zbyt niebezpieczna.
Ludzie z Antybalaki siedzą na bramkach w każdej wiosce. Zastanawiam się, jak długo można tak siedzieć bez pracy i w konsekwencji bez środków do życia (to nie jest armia, żołdu nie dostają). Wszyscy posprzedawali co mieli cennego i kupili broń do polowania na jelenie, tak teraz wygląda ich nowa praca. Czekamy na to, co będzie dalej – na moje oko nic dobrego.
Tymczasem życie w Ngaoundaye powoli wraca do normy. Udało nam się zrobić zakupy w Kamerunie, a w związku z tym ruszył nasz punkt pomocy dzieciom niedożywionym. Poza tym działa nasza szkoła podstawowa, jako jedyna w mieście. Inne szkoły nie działają i w tym roku działać nie będą. Afrykańczycy nie śpieszą się generalnie nigdzie, a tym bardziej nie śpieszą się do szkoły. To dotyczy zarówno dzieci, jak i nauczycieli.
Przeczytaj również
Na początku ten ich brak pośpiechu dziwił mnie bardzo, nie wiedziałam, że tak można żyć (przed wyjazdem mieszkałam w Warszawie, gdzie tempo życia jest bardzo szybkie). Na Mszy Świętej praktycznie codziennie ktoś przychodzi ostro spóźniony, potrafią przyjść po kazaniu, po komunii, na ostatnią pieśń. Mało kto potrafi przyjść na czas.
Aby się zbytnio tym nie denerwować, dobrze jest przyjąć to za pewnego rodzaju normę (oni po prostu tacy są), a także przyjąć ją jako swoją. Skoro oni się nie śpieszą i stać ich na spóźnienie, to i ja mogę sobie na to pozwolić (oczywiście nie zawsze i nie w każdej sytuacji).
Klimat też pośpiechowi tu nie sprzyja – wysokie temperatury, trochę wiatru (oczywiście ciepłego, nadciągającego z Czadu) i duże ilości kurzu powodują, iż naprawdę ruchy się zwalniają. Dlatego też od 12 do 15 trwa siesta, nie działają szkoły, urzędy, ludzie na polach przestają pracować. Trzeba przetrwać te 3 godziny, które naprawdę nie sprzyjają pracy, a później oczywiście wszyscy powoli wracają do swoich zajęć, które trwają mniej więcej do 17 albo 17.30, gdyż o godzinie 18.00 zapada zmrok i trzeba przed nim trafić do domu.
Obserwując tych ludzi już trochę stwierdzam, że my mamy zegarki, a oni mają czas.