Nasze projekty

Polacy są jak husaria. Niezastąpieni w pomocy

„Nie mamy nic, więc zaczynamy budować” - pod tym zdaniem podpisał się niegdyś św. Maksymilian Kolbe. W ubiegłym roku to samo zrobiła polska siostra Michaela Rak. Zaczęła budować pierwsze hospicjum dla dzieci na Litwie.

Reklama

Potrzebowała 5 mln zł. Nie miała nic, ale zaufała i… zaczęła budować, wołając na prawo i lewo o pomoc. Gdy jej głos dotarł do Polski, w ciągu jednego roku postawiła nowoczesny budynek. Właśnie go kończy, choć brakuje jej około miliona. Jeśli chodzi o pomoc potrzebującym, Polacy są jak husaria – nie do zatrzymania.

Dzieci. Nigdy się nie spotkały. Łączy je to, że mają ok. 10 lat i że pewnego dnia usłyszały opowieść o szalonej siostrze, która buduje hospicjum dla dzieci w Wilnie. Pierwsza dziewczynka postanowiła, że po prostu zetnie włosy i sprzeda je fryzjerce. Tak też zrobiła. Rodzice zaskoczeni, ale gdy usłyszeli intencję córki, zgodzili się. Z dumą dała tacie 100 zł. 

Druga z dziewczynek poprosiła swoich rodziców czy mogliby jakoś ją zawieść do tej siostry na „My” w Wilnie. Nie wiedzieli dlaczego, ale pojechali. Okazało się, że mała bohaterka chciała oddać na hospicjum wszystkie pieniądze, które dostała na komunię

Reklama

Trzecia z nich po cichu zrezygnowała z kina, potem z czekolady a jeszcze potem z największego marzenia – z lekcji jazdy konnej. Wszystko, co zaoszczędziła, oddała na wycieczce siostrze Michaeli, którą wcześniej mocno przytuliła. 

Jest jeszcze trójka rodzeństwa. Słuchały z rodzicami audycji, bawiąc się zabawkami na podłodze. Siostra Michaela opowiadała o cierpieniu chorych dzieci na Litwie. Gdy usłyszały, że te najbardziej chore nie mają gdzie się podziać, cała trójka bez słowa wyszła na podwórko i tam omówili plan – będą pleść wianki i sprzedawać je na hospicjum dla dzieci. Ich mama zadzwoniła potem do Fundacji Aniołów Miłosierdzia, zbierającej środki dla s. Michaeli, by zapytać wzruszonym głosem jak może przekazać wszystko, co uzbierały jej dzieci. 25 zł. Dla nich to był majątek. 

Pewnego dnia zadzwoniła też nauczycielka jednej z podwarszawskich szkół. Opowiedziała o uczennicy, która w szkole usłyszała od pana z Fundacji o akcji „Budujemy Most do Nieba – pierwsze hospicjum dla dzieci na Litwie”. Najpierw – tak jak inni uczniowie – wycięła Skarbonkę Dobra (specjalnie zaprojektowaną na potrzeby zbiórki na rzecz hospicjum), oszczędzała, dekorowała pierniki. Ale dla niej to było za mało. Poszła do księdza proboszcza swojej parafii i zapytała czy może zrobić zbiórkę dla chorych dzieci. Ksiądz się zdziwił, ale po prostych wyjaśnieniach swojej małej parafianki zgodził się. Dziewczynka w ciągu jednego dnia uzbierała ponad 3000 zł. 

Reklama

W historii Mostu do Nieba przykładów dziecięcej hojności jest bardzo dużo. Te dzieci musiały od kogoś się tej hojności nauczyć.  

 

Reklama

 

 

Na 4 miliony zł, które udało się zebrać, składają się setki historii. Dziadkowie, rodzice, emeryci, aktorzy, piosenkarze, uczniowie, nauczyciele, sportowcy, pani z kółka różańcowego, gospodynie, taksówkarz, rolnik, pilot, pielgrzym, byli więźniowie a nawet bezdomni. Każdy z nich zapisał oddzielną kartę dobra „Made in Poland”. 

Jeden z prezesów dużej firmy, z którą przez lata Fundacja Aniołów Miłosierdzia próbowała się skontaktować, pewnego dnia nagle odwiedził hospicjum. Po spotkaniach z chorymi, cichych rozmowach z siostrą Michaelą powiedział zdanie, które wszystkim obecnym zapadło w pamięci: „Być może Bóg dał mi być prezesem tej firmy właśnie po to, bym tu przyjechał i po prostu pomógł hospicjum”. Pewnego zimowego dnia, gdy nie było jeszcze żadnej nadziei na ruszenie z budową hospicjum dla dzieci, Wilno odwiedził biznesmen z Polski. Czuł, że musi tu być. Ostatnim punktem wycieczki miała być wizyta w miejscu, gdzie namalowany został pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego – plebania bł. ks. Michała Sopoćko. Na spotkanie z nim wyszła s. Michaela. Oprowadziła po ośrodku, opowiedziała o codziennych troskach, o cudach tego miejsca i swoim wielkim marzeniu – hospicjum dla dzieci. Na pożegnanie usłyszała: „Zaczynamy. Biorę to na siebie”. Gdyby nie on, nic nie ruszyłoby do przodu.

 

Mała parafia w środku Polski. W trakcie kwesty do wolontariusza podchodzi emerytka. Dwie kule pomagają jej utrzymać równowagę. Powoli wyciąga z kieszeni garść monet i banknotów: „To już wszystkie moje oszczędności. Wiem, że to mało. Mieszczą się w mojej zgrabiałej dłoni, ale chcę się dołożyć, bo Bóg mnie kiedyś uratował z bombardowanego Wilna. Żyję do dziś. Chcę jeszcze raz podziękować. Powiedziałam też sąsiadce. Za chwile przyniesie coś od siebie. Proszę tylko poczekać, bo chodzi wolniej ode mnie”.  

W innej parafii podbiega dwóch młodych chłopaków. Wrzucają w ciszy banknoty i odchodzą. Widać, że coś omawiają. Po jakimś czasie wracają, oznajmiając, że chcą pomóc. „Co mamy robić?”. Gdy usłyszeli, że trzeba po każdej Mszy stać z puszką, reagują z wyraźną satysfakcją: „Będziemy. Możecie na nas liczyć”. Przychodzili punktualnie, zachęcali wszystkich do zbiórki, z dumą opowiadając zasłyszane historie o hospicjum dla dzieci w Wilnie. „Powiem jeszcze mamie – na pewno coś doda” – rzucił jeden z nich. Mama przyszła. Dumna z syna.

 

Dobroć. Tylko Bóg jest dobry. Jeśli jakiś człowiek zaczyna taki być, oznacza to, że po prostu zaczyna być do Niego podobny. Gdy powstawał pierwszy obraz Jezusa Miłosiernego, siostra Faustyna podobno smutniała, że to, co widzi na płótnie nie oddaje prawdziwego piękna Jezusa. Nasze codzienne, zwykłe dobro zapewne także nie oddaje piękna bożej dobroci. Jezus musiał pocieszać Faustynę, przekonując ją, że to nie w obrazie jest siła, lecz w ufności. Podobnie rzecz się ma z dobrocią – Bóg patrzy na nasze drobne, czasem krzywe dobre uczynki, jak ojciec na rysunki swoich małych dzieci. Dla Boga każda kreska, każdy bazgrołek, każdy nasz niezdarny gest dobroci jest arcydziełem. Nawet jeśli dla nas coś wydaje się niczym, czy Bóg już nie udowodnił, że potrafi jednym słowem stworzyć wszystko właśnie z niczego?

W wileńskim hospicjum widać to na każdym kroku. Z tysięcy drobnych gestów Bóg, rękami – słabej (jak sama o sobie mówi) siostry Michaeli i bezimiennych tysięcy darczyńców buduje już drugie hospicjum. To dla dorosłych działa już od kilku lat, choć każdego przyjmuje za darmo. Jego pierwszym darczyńcą była kwiaciarka spod gorzowskiego cmentarza. Dała trzy złote – swój całodzienny utarg. Siostra Michaela położyła te trzy złote pod tabernakulum i powiedziała: „Jezu, mamy trzy złote, mamy Ciebie, budujemy”.

Dziś na stronie poświęconej hospicjum dla dzieci (www.mostdonieba.pl) jest już ponad 4 mln zł. Brakuje około miliona, ale „mamy Ciebie i dobroć, którą włożyłeś w nasze małe serca. Budujemy”.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę