Miłosierna 14. Supermoc #3. Boże objęcia
Głód, kiedy się zjawia, wytrąca człowieka ze stanu spokoju i spoczynku, budzi w nim narastające dążenie do zaspokojenia.
Dążenie to zmienia swój charakter wraz z wiekiem. U niemowlęcia jest czystym domaganiem się od świata, od innych, płaczem bezradności, całkiem jeszcze nieokreśloną dolegliwością, na którą cudowne lekarstwo znajduje w swej piersi matka. Wraz z dorastaniem pobudza do ruchu, stopniowo przybierając formę aktywnego, samodzielnego poszukiwania i zdobywania pożywienia. Obok głodu fizycznego pokarmu nasze ciało przejawia jeszcze inny rodzaj cielesnego głodu, który intuicyjnie rozpoznaje każda matka. To głód bycia tulonym i głaskanym.
Jak pokarmu jesteśmy głodni miłości, którą – jako istoty cielesne – rozpoznajemy w znacznej mierze w jej cielesnych oznajmieniach. Znakiem jej istnienia u matki czy ojca jest chęć brania nowonarodzonego w objęcia, osłaniania go ciepłem własnego ciała, obdarzania czułymi pieszczotami. Wyrazem braku miłości natomiast wzbranianie się przed cielesną bliskością, aż po fizyczne porzucenie. Nieprzytulane dzieci chorują i rozwijają się nieprawidłowo. Współczesna nauka dopowiada, że dotyk stymuluje wydzielanie hormonu wzrostu, a zatem nie bez podstaw zestawiamy ze sobą oba rodzaje cielesnego głodu. Głód bycia obejmowanym nie zanika z wiekiem, choć ulega pewnym przekształceniom.
Niekiedy w związku z procesem usamodzielniania się dojrzewającej osoby unika się już przytulania do własnych rodziców, jednak wtedy głód ten zaspokaja się w objęciach innego, nowego typu miłości: pomiędzy kobietą i mężczyzną oraz do pewnego stopnia w miłości przyjaciół. Najczęściej z biegiem lat odnawia się pragnienie znalezienia się na powrót w ramionach własnych rodziców, choć teraz ma ono nieco inne zabarwienie niż w dzieciństwie. W obu przypadkach: miłości rodzicielskiej i płciowej dążenie do znalezienia się w ramionach drugiej osoby staje się bardziej uświadomione, a objęcia czynnie poszukiwane.
Przeczytaj również
Toteż głodnych nakarmić znaczy także wziąć w objęcia, przytulić. Nie milczy o tym Pismo święte. Na początku Ewangelii według św. Łukasza widzimy Symeona, który bierze małego Jezusa w objęcia (Łk 2, 28). Jezus czyni to samo wobec dzieci: „…wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich…” (Mk 9, 36). Dalej czytamy, że przynosili Mu dzieci, żeby je dotknął, a On, „biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je” (Mk 10, 16). Ewangelista Marek dwukrotnie zaznacza, że Jezus tak czynił, Jezus przytulał! Objęcie może przywrócić życie.
W Dziejach Apostolskich czytamy historię młodzieńca imieniem Eutych, który nie przeżył upadku z trzeciego piętra. Apostoł Paweł zeszedł na dół, „przypadł do niego i wziął go w ramiona” (Dz 20, 10), i w ten sposób go wskrzesił. Taką nadprzyrodzoną moc, prawdziwą supermoc, może mieć nasz gest przytulenia kogoś duchowo martwego, umarłego w ludzkich relacjach, pozbawionego wspólnoty. To miłość wskrzesza, a przytulenie może być bezpośrednim, namacalnym jej wyrazem, stąd jego siła. Biblia nie milczy również o tuleniu w miłości płciowej. Pieśń nad pieśniami jest pełna aluzji do miłosnych objęć. Przypomnijmy dwukrotnie i wprost wypowiedziane zdanie o przytuleniu: „Lewa jego ręka pod głową moją, a prawica jego obejmuje mnie” (Pnp 2, 6; 8, 3).
A jak obchodzi się z nami Bóg? Swoją miłość do nas objawia za pomocą obrazów brania w objęcia niemowlęcia! „A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę – schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go” (Oz 11, 3–4). Czasem brakuje nam takiego cielesnego wyrazu Bożej miłości, jesteśmy głodni Bożego objęcia. Niekiedy tak jak Efraim mamy problem z rozpoznaniem, że troszczy się o nas.
W świecie, w którym rodzice przytulają coraz mniej, bo coraz częściej się rozchodzą, w świecie, w którym mężowie coraz rzadziej przytulają swoje żony, bo wierna miłość stygnie, a na jej miejscu pozostaje już tylko dotyk pożądliwości i zdrady, w takim świecie trudniej o doświadczenie Bożego objęcia. Być może dlatego w ostatnich dziesięcioleciach w charyzmatycznych kręgach Kościoła pojawiło się doświadczenie wpadania w spoczynek, w duchowe objęcia, w których czują się błogo jak w ramionach rodziców, jak w ramionach ukochanego. Do pewnej współczesnej mistyczki Bóg powiedział, że uczy ją kłaść ręce na jej braci i siostry, aby „ich duch wpadł w Mój uścisk”.
Trening #3
Być może nie obfitujemy w środki finansowe, którymi moglibyśmy zapewnić pokarm głodnym. Ale do tego, by zaspokoić ten rodzaj cielesnego głodu, o którym mówiliśmy, nie potrzebujemy pieniędzy. Pragnę dziś zachęcić do treningu trzeciej supermocy: do cielesnego wyrażenia miłości. Z pewnością znajdą się obok nas zgłodniali, których możemy nakarmić. Może chodzi o własnego rodzica, którego moglibyśmy spontanicznie przytulić, może zgłodniał już nasz małżonek, może zgłodniały dzieci, może brat lub siostra, z którymi od dawna byliśmy na dystans, może przyjaciel. A może spotkamy dziś kogoś przymierającego głodem, samotnego, bezdomnego – to zadanie dla zaawansowanych. Kiedy nabierzemy sprawności w posługiwaniu się tą supermocą, będziemy zaskoczeni, bo z czasem ujrzymy także wskrzeszenia z martwych!
Aleksander Sztramski, doktorant na Wydziale Teologicznym UMK