Pytanie jest jedno, co chrześcijanin – ja i ty – powinniśmy zrobić? Jakie jest nasze zadanie wobec tych ludzi? Wydaje się, że ten uczynek miłosierdzia „podróżnych w dom przyjąć” mówi jasno… A jednak…
W Wielki Piątek słyszałam jedno z najgenialniejszych kazań w całym moim życiu. I przy okazji najmocniejszych… Ksiądz stojąc przy ambonie zapytał mniej więcej tak: co z nas za chrześcijanie, jeśli podchodząc do adoracji krzyża, będziemy podchodzili z nienawiścią w sercu, nawet do tych, którzy przeprowadzili zamachy w Belgii? Którzy porwali księdza z zamiarem ukrzyżowania go? Co pomyśleliście czytając, że papież umył stopy muzułmanom? Skrytykowaliście go jak część katolickiego świata? Czy kiedykolwiek modliłeś i modliłaś się za sprawców zamachów, a nie tylko ofiary? I dodał: (to moim zdaniem był najmocniejszy akcent tego kazania, taki moment, w którym w wielkim kościele słychać było przelatującą muchę) ja nie potrafię.
No właśnie, ja też nie. Ale podchodząc do adoracji krzyża, wiedziałam, że ten ksiądz ma rację, że krzycząc w sercu, że ja mam prawo ich nie przyjmować do swojego życia moje chrześcijaństwo jest wyjątkowe słabe. Chrystus umarł za wszystkich, bez wyjątku – za nich też.
Trening #1
Przeczytaj również
Pomódl się za sprawców zamachów w Belgii, choćby tylko westchnieniem do Boga, ale spróbuj to zrobić. Wiem jak wyjątkowo ta czynność jest dziś trudna.
Karolina Olszewska, doktorantka na Wydziale Teologicznym UMK