Nasze projekty

Czy warto przyznać się do wiary na blogu?

Prowadzę bloga od dziesięciu lat. Piszę o tym, co aktualnie dzieje się w moim życiu: najpierw pisałam o pracy i narzeczonym, później o przygotowaniach do ślubu, o mężu, o ciążach i dzieciach, o książkach i filmach. Czytelników mam bardzo przyjaznych, rzadko trafiają się hejterzy, ale są takie wpisy, które wywołują burze. Najczęściej są to wpisy o wierze.

Reklama

Blogowy światek słynie z afer na tle „bo ona napisała”. Wystarczy jasno zamanifestować swoje stanowisko w jakiejś sprawie (stuprocentową gwarancję krwawej jatki daje temat publicznego karmienia piersią) – od razu następuje pełna mobilizacja osób myślących inaczej niż autorka, które natychmiast muszą dać wyraz swoim poglądom.

 

Na szczęście, zawsze mobilizują się też wierni czytelnicy, którzy dają odpór hordom najeźdźców, co pozwala autorce utrzymać względną równowagę psychiczną. Trzeba tu nadmienić o przekleństwie znalezienia się na pierwszej stronie Onetu – zmasowany atak hejterów, zwanych dawniej trollami, potrafi przyprawić o ból głowy, bo na podstawie jednego wpisu przygodni czytelnicy wysnuwają daleko idące wnioski na temat pochodzenia i prowadzenia się blogerki.

Reklama

 

Bywa, że ciężko się do tego zdystansować.

 

Reklama

Mój blog nie jest kontrowersyjny, zapisuję w nim głównie pozytywne rzeczy, opisuję sytuacje, które chciałabym wspominać po latach. Czasem mi się uleje, jak to matce na pełny etat, ale wtedy spotykam się z dużym zrozumieniem czytelniczek.

Czy warto przyznać się do wiary na blogu?

Najwięcej kontrowersji na moim blogu wzbudzają notki, w których piszę o wierze.

Reklama

 

Gładko przechodzą te, w których umieszczam anegdotki o dzieciach w kościele – to luz, to się fajnie czyta.

 

Jednak, gdy tylko sięgnę głębiej, od razu pojawia się ktoś, kto rzuca się na mnie jak sęp i sypie argumentami za tym, że mój Bóg jest żądnym krwi mordercą, że wiara mnie ogranicza, itd., itp.

 

Ostatnio tak było w grudniu, gdy zapisałam moje przemyślenia wywołane postaciami świętych Perpetui i Felicyty, które żyły w okresie prześladowań chrześcijan, miały maleńkie dzieci, a zdecydowały się umrzeć za wiarę.

 

Zwykle hejterów ignoruję, ale tym razem podjęłam dyskusję, wyjaśniłam co miałam wyjaśnić, zignorowałam kolejne zaczepki i zakończyłam sprawę.

 

Niemniej mam poczucie, że na blogu bezpieczniej przyznać się do wielu innych rzeczy niż do bycia katolikiem, który świadomie przeżywa swoją wiarę. Ale zamierzam dalej o tym pisać.

Nie słyszałam, żeby blog.pl miał ustaloną linię programową.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę