Nasze projekty

Ks. Ołdakowski o egzaminatorach i recenzentach papieża. „To mieszanina bezczelności i zuchwałości”

"Postępowanie Franciszka nie oznacza w żaden sposób umieszczania na tej samej płaszczyźnie agresora i ofiary. Jest to wyraz odpowiedzialnego myślenia o przyszłości ludzi i świata" – stwierdza w swoim artykule „Egzaminatorzy i recenzenci Papieża Franciszka” szef Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego, ks. Krzysztof Ołdakowski SJ.

fot. Santiago Mejía LC/Cathopic

Oto całość artykułu „Egzaminatorzy i recenzenci Papieża Franciszka” autorstwa ks. Ołdakowskiego

Od pewnego czasu zwyczajem niektórych publicystów, także katolickich, stało się krytykowanie gestów i wystąpień papieża Franciszka, połączone z podważaniem jego autorytetu jako następcy apostoła Piotra. Nie tylko nie słuchają jego przemówień w pełnym kontekście, ale również nimi manipulują, zarzucając mu pomijanie wątków, które ich zdaniem powinny znaleźć się w papieskich wypowiedziach i które koniecznie należałoby włożyć w jego usta. Nie szczędzą przy tym słów krytyki i nie kryją rozczarowania, ponieważ nie zachowuje się on zgodnie z ich oczekiwaniami. Ze zdumieniem przeczytałem ostatnio słowa, które sugerowały papieżowi „właściwą narrację” podczas homilii wygłoszonej przy okazji nabożeństwa pokutnego w ostatni piątek. Kwestie dotyczące potrzeby nawrócenia, pojednania i przemiany stylu życia należałoby zostawić na później.

„Nabożeństwo pokutne nie jest miejscem strzelania do przeciwników”

Ci egzaminatorzy i recenzenci wiedzą lepiej, co papież powinien powiedzieć, a co mógłby pominąć. To mieszanina bezczelności i zuchwałości, świadcząca o utracie samokontroli nad tym, co mówią i piszą. Przyznam, że wcześniej nie zauważałem podobnych prób manipulowania papieżem w tzw. „kręgach katolickich” na taką skalę. Narzucanie mu sposobu postrzegania i rozwiązania problemu wojny na Ukrainie, w oparciu o znajomość wąskiego wycinka rzeczywistości, jest przejawem hermetyczności myślenia, zamknięcia we własnych stereotypach i uprzedzeniach. Może zamiast słuchać własnych, jedynie słusznych przekonań, co w sprawie wojny i jej niewinnych ofiar papież powinien robić, a czego nie, warto byłoby spytać np. abp. Światosława Szewczuka czy abp. Mieczysława Mokrzyckiego? Co oni powiedzieliby na temat stopnia zaangażowania Franciszka w dążenie do położenia kresu wojnie i ocalenie jak największej liczby ludzi? Może także patriarcha Bartłomiej lub abp Justin Welby rzuciliby w tym temacie jakieś światło.

Reklama

Trudno mi pojąć, dlaczego w momencie, kiedy cały świat uczestniczy w historycznym momencie poświęcenia Rosji i Ukrainy Matce Bożej oraz w nabożeństwie pokutnym, którego istotą jest prośba do Boga o przebaczenie grzechów, papież musiałby rzucać na zamówienie słowami oskarżenia i potępienia. Trzeba się na coś zdecydować: albo idziemy do spowiedzi, albo atakujemy wrogów. Nabożeństwo pokutne nie jest miejscem strzelania do przeciwników, ale miejscem nawrócenia. Modlitwy nie odmawia się przeciw komuś, nie jest ona polem bitwy (chyba, że z własnymi słabościami). Narzucanie papieżowi swojej subiektywnej narracji jest wyrazem braku taktu i wyczucia, mówiąc najdelikatniej. Jestem mocno zdziwiony, że akurat wtedy, gdy cały świat jednoczy się w modlitwie ofiarowania Rosji i Ukrainy Niepokalanemu Sercu Maryi, niektórzy publicyści katoliccy kontynuują swój wywód na temat tego, czemu papież nie nazwał z imienia i nazwiska głównego wroga ludzkości i sprawcę nieszczęść Ukrainy. Powielanymi od tygodni insynuacjami i pomówieniami publicznie odciągają uwagę i przez to rzucają cień na historyczne wydarzenia, którymi żyje cały chrześcijański świat. Podważają w jakimś sensie wiarę milionów ludzi w moc modlitwy, która zmienia bieg historii oraz przekonanie, że losy świata są w ręku Boga i do Niego należy ostatnie słowo. Osobiście uważam, że jest to postawa wynikająca z negatywnego nastawienia tych osób wobec papieża i jego nauczania. Wszystko jest tu podporządkowane założeniu, że po Franciszku nie można się niczego dobrego spodziewać i sprowadzi nas wszystkich na manowce.

„Nie jest to żadną nowością w postępowaniu papieża, podobnie postępowali jego poprzednicy”

W spojrzeniu na zaangażowanie w położenie kresu konfliktowi istnieją różne perspektywy. Papież nie przyłącza się do chóru polityków, zresztą mało skutecznych w działaniach, żeby pozbawić agresora chęci prowadzenia ekspansji niszczenia i podboju. Proponuje inną broń: modlitwę, post i poświęcenie Matce Bożej. Zwracano już uwagę, że tradycją nauczania papieskiego podczas rozpoczętych już wojen nie jest wskazywanie palcem agresora. Nie jest to żadną nowością w postępowaniu papieża, podobnie postępowali jego poprzednicy. Papieże nie wymieniają z imienia i nazwiska najeźdźcy nie dlatego, że chcą go ukryć lub zrównać z ofiarą, zwłaszcza jeśli cały świat wie, po czyjej stronie leży wina. Nie chodzi o jakąś zakamuflowaną dyplomację, lecz o zachowanie otwartych drzwi do dialogu i negocjacji. I znów: nie po to, by bagatelizować winę zbrodniarzy, ale ocalić jak największą liczbę istnień ludzkich. Wszyscy na całym świecie co chwilę mają okazję przy różnych okazjach usłyszeć, że papież staje po stronie ofiar, robi wszystko, co tylko może, aby nie było ich więcej. To jest najważniejszy motyw, który przyświeca mu w kierowaniu apeli. Naprawdę nie wiem, dlaczego tak trudno to zrozumieć.

Postępowanie Franciszka nie oznacza w żaden sposób umieszczania na tej samej płaszczyźnie agresora i ofiary. Jest to wyraz odpowiedzialnego myślenia o przyszłości ludzi i świata. Nie chcę tutaj przywoływać wszystkich słów i gestów papieża, które uczynił, aby przerwać wojnę. Niektóre z nich zostały zinterpretowane całkowicie niezgodnie z jego intencją. Wspomnę jedynie o dwóch. Wizyta w ambasadzie Federacji Rosyjskiej była pokornym gestem wejścia na teren agresora, aby błagać o opamiętanie i zaprzestanie mordowania niewinnych. Z kolei w rozmowie z patriarchą Cyrylem, Franciszek, próbując wejść „w skórę” swojego rozmówcy, chciał zwrócić jego uwagę, że na wojnie giną także ci, których wysłano, aby atakowali i zabijali. Trzeba mieć naprawdę bardzo wybiórcze nastawienie, by nie widzieć wszystkiego, co papież i Stolica Apostolska robią na polu zaangażowania modlitewnego, dyplomatycznego oraz pomocy humanitarnej, aby położyć kres wojnie i złagodzić jej skutki.

Reklama

Na zakończenie dodam, że wyjątkowo zadziwiający jest dla mnie również brak reakcji ludzi Kościoła, wśród których jest wiele osób rozsądnych i rozważnych, wobec opinii pełnych krzywdzących sformułowań i nieprawdziwych informacji na temat zaangażowania Papieża Franciszka w przerwanie i zakończenie wojny na Ukrainie. Nie można takich rzeczy zostawiać bez odpowiedzi. „Kreatorzy rzeczywistości” wprowadzają w ten sposób w błąd miliony osób.

Krzysztof Ołdakowski SJ, Vatican News/Stacja7

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Reklama

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę