Na początku chciałbym coś wyznać: nie jest purytaninem, podziwiam kobiece piękno, czasem się nim zachwycam, a w skrajnych wypadkach nawet kontempluję. Problem natomiast leży gdzie indziej – coraz częściej dochodzę do wniosku, że z niektórymi niewiastami mam odmienne spojrzenie na kwestie piękna.
Z nieczystością jest ten jeden, zasadniczy problem, że nigdy nie jest ona sprawą prywatną. Wręcz przeciwnie: brak wstrzemięźliwości seksualnej przed ślubem odbija się na relacji kobiety i mężczyzny, czyli dotyczy już dwóch, a nie jednej osoby, oglądanie przez męża pornografii ma negatywny wpływ na jego relację emocjonalną żoną i tak dalej, i tak dalej. Przykładów można byłoby mnożyć, ale ja nie o tym chciałem gadać. Ja postaram się bardziej przyziemnie.
Przeczytaj również
Lubię lato. Słoneczko widujemy częściej niż księżyc, lody cytrynowe jemy częściej niż kapustę kiszoną, a ubrań nosimy mniej niż więcej. Dla mnie, jako osoby, która wyznaje zasadę, że lepiej dwa razy się spocić niż raz zmarznąć jest to sytuacja zdecydowanie na plus. Ale jak wiadomo w każdym znaku “+” jest zawsze jakiś “-”. Minusem w tej sytuacji jest dla mnie kobiecy ubiór. Nie chodzi mi już nawet o zły dobór szminki pod kolor butów, ale o modę, która coraz częściej zalewa nasze piękne miasta i wsie, autobusy i tramwaje, parki i deptaki, i o zgrozo kościoły. Mianowicie zapanowała jakaś niezrozumiała dla mnie kobieca moda na odzieżowy minimalizm. Dolnym częściom koszulek bliżej jest do brody niż do pępka, górnym natomiast bliżej do tego pępka niż do szyi, a spódniczki można pomylić z paskami.
Nie chcę zabrzmieć jak weteran I wojny światowej (nie, żeby w byciu weteranem było coś złego, po prostu jestem młodym facetem…). Nie jestem też adoratorem piękna męskiego (jeśli wiecie co mam na myśli…), ale taki ubiór jest po prostu nieczysty. Wyzywający, przyciągający spojrzenie zdrowego mężczyzny, ale nieczysty. I to, drogie panie, nie jest jedynie wasz problem z nieczystością. Odpowiadacie wtedy również za moją nieczystość. Za te wszystkie rozproszenia, krępujące spojrzenia i gotującą się głowę. A najgorsze jest to, że wcale nie jesteście przez to atrakcyjniejsze: nikt nie zastanawia się wtedy nad walorwami waszego charakteru, pięknem oczu czy tym, gdzie zabrać was na pierwszą randkę. To wszystko nie ma miejsce.
Nie wiem jak to działa, może to jakaś pozostałość po grzechu pierworodnym, ale zdrowy mężczyzna, który – nie oszukujmy się – jest z założenia głównym odbiorcą tego ubioru ma myśli skierowane w bardziej atawistycznym kierunku. I wodzony przez was na pokuszenie musi później biec do spowiedzi.
Ze swojej strony polecam wam sukienki. Są kobiece, zmysłowe i delikatne. A co najważniejsze dają możliwość postawienia sobie pytania o to, jaką książkę ostatnio czytałyście.
Zazdrość (wkrótce)
Chleb to ty szanuj (łakomstwo)
Gniew (wkrótce)
Lenistwo (wkrótce)