Nasze projekty
Fot. Gazrock/Pixabay

Nie chcę Bożego Narodzenia

"Myśl o rodzinnej wigilii tego roku wzbudzi we mnie poczucie winy. Udam, że cieszy mnie prezent, interesuje rozmowa przy stole i że zupa jest wyjątkowo smaczna. Tylko gdzie jest osoba, która zawsze ją dla nas przygotowywała?"

Reklama

Być może i ty usłyszysz takie słowa. I jeszcze takie: „Nie wiem, po co żyję. Będę się starał przyjąć prawdę, że Bóg jest miłością, chociaż nie jestem pewien, czy On jest dla mnie kimkolwiek. Będę próbował, bo mówią, że to jest prawda i powinienem w nią uwierzyć. Ale moja jest inna: Jego miłość mnie rozczarowała. Dał czego nie chciałem, a odebrał, czego pragnąłem najbardziej. I zostawił samego. Kiedy pytam dlaczego?, słyszę: Bóg tak chciał. Ale to dla mnie żadna odpowiedź.”

Kiedy podobne pytania zadaje ktoś teoretycznie, jakoś łatwiej odesłać go do książek albo do „kogoś mądrzejszego”. Kiedy jednak takimi myślami dzieli się  przyjaciel, który stracił kogoś bliskiego – mamę, żonę, babcię, przyjaciółkę – ktoś, kogo dobrze znamy, i kogo kochamy – inaczej brzmią, innej odpowiedzi się domagają. Ktoś taki pyta: jak sobie poradzić z takim myśleniem?

A my przeszukujemy wiedzę, własne doświadczenie, prześwietlamy podstawy swojej wiary w poszukiwaniu odpowiedzi. Tak bardzo pragniemy, aby w życiu tej osoby znów była może nawet nie radość od razu, ale przynajmniej nadzieja. Przeszywa serce, kiedy przyjaciel zwierza się i tak:  „Tak, oto Pan Bóg przyjdzie, ale niestety tego roku nie do mnie. I nie dlatego, że nie ma dla Niego miejsca w moim domu lub nawet sercu, ale dlatego, że kogoś w nim tak bardzo zabraknie i miejsca będzie boleśnie za dużo. Dlatego nie chcę Bożego Narodzenia. Nie takiego. Bo spojrzę na żłóbek i poczuję ból z powodu śmierci, w chwili, gdy powszechnie świętuje się zwycięstwo życia. Myśl o rodzinnej wigilii wzbudzi we mnie poczucie winy”.

Reklama

Hm… i co powiedzieć komuś, kto dzieli się tym, bo nie chce udawania, już jest nim zmęczony. Co powiedzieć? Może nie warto pytać, jeśli już uznałeś, że te pytania nic dla Boga nie znaczą, a odpowiedzi, jakie dostajesz w Kościele, nie są żadnymi odpowiedziami, bo zbyt dalekie, nie przynoszą ulgi. Może faktycznie takiego Boga lepiej o nic nie pytać. Lepiej nie, bo taki Pan Bóg nie istnieje. Ani w Kościele ani nigdzie indziej. Nic więc dziwnego, że nie odpowiada. W Kościele istnieje taki Pan Bóg, który przyszedł jako dziecko. Wybrał najdziwniejszy sposób komunikowania się z człowiekiem, oddał mu się całkowicie, narażając na cierpienie, odrzucenie, zwykłe życie – ale zrobił to, pragnąc być bliżej nas. Pragnąc dać się poznać. A przecież tylko komuś kogo znamy, jesteśmy w stanie zaufać.

Zaufanie jest trudne, ale jest jedyną sensowną odpowiedzią na takie pytania. To zaufanie, że każda odpowiedź zostanie mi udzielona, bo ten który jej udziela mnie kocha. Skąd o tym mogę wiedzieć? Nie z katechizmu, ale poznając go osobiście – przez medytację, modlitwę, danie mu swojego czasu. Ktoś powiedział, że żywa wiara rodzi się wtedy, kiedy mamy wrażliwość na cierpienie i kiedy zauważamy piękno. Wystarczy, aby zapragnąć. Święty Hieronim pisał, że bez znajomości Ewangelii nie sposób znać Chrystusa. Będziemy szukać Go po omacku, nie czytając Słowa Bożego, a tylko błądząc przez swoje emocje, przeżycia i wątpliwości. A one  mogą przestać być ciężarem a stać się tym, czym są – skarbem – kiedy będziesz się starał przeżyć je inaczej. Oczy pełne łez niewiele widzą, cierpienie koncentruje nas na samych sobie – największy wysiłek warto uczynić, by odwrócić wzrok od siebie, aby zobaczyć tego, który JEST i który nie kłamał mówiąc: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, a miłość moja nie odstąpi od ciebie” (Iz 54, 10). Uwierzyć nawet nie tyle w Niego, co Jego słowom. Zaufać działaniu tego, który tak kocha jak to zapowiedział.

W Chrystusie jest każda odpowiedź, Chyba najdobitniej ten paradoks ujął św. Jan od Krzyża: „Przez to jedno Słowo powiedział nam wszystko naraz. I nie ma już nic więcej do powiedzenia (…) To bowiem, o czym częściowo mówił dawniej przez proroków, wypowiedział już całkowicie, dając nam Wszystko, to jest Syna. (…) Zatem jeśliby ktoś pytał Boga albo pragnął od Niego jakiś widzeń czy objawień, postąpiłby nie tylko błędnie, lecz również obraziłby Boga, nie mając oczu utkwionych w Chrystusa, całkowicie, bez pragnienia jakichś innych nowości”.

Reklama

Większą tragedią od tego, że kogoś spotyka śmierć, z którą nie można się pogodzić, jest to, że zbyt łatwo można zgodzić się na smutek, pustkę i samotność. Obrazić na Boga i zamknąć na Niego, uznając, że milczy, że jest nieżyciowy, i że nie jest Wszechmogący. Można tak o Nim myśleć, jeśli się Go w ogóle nie zna.

W życiu jest tak, że nie zwierzamy się byle komu. Nie oczekujemy pomocy od przypadkowej osoby – zwracamy się najczęściej do tych, których znamy i którym ufamy. Może więc warto zastosować te same kryteria wobec Boga, i zanim ogłosimy Jego bezsilność i milczenie – najpierw Go poznać, usłyszeć, przyjrzeć jaki jest. Nie jest dobrze rozmawiać o takich rzeczach z nieznajomym.

Reklama
Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę