Nasze projekty
Reklama
Matka Matylda Getter, ostatnia fotografia, ok. 1960 r. Warszawa, źródło: książka "Uratować tysiąc światów"

Siostra, która ratowała żydowskie dzieci. „Pisanie tej historii było jak opisywanie cudu”

"Pisanie tej historii było jak opisywanie cudu. Ocalone dzieci Holocaustu pozostały bardzo wdzięczne za życie, które na sto procent miały utracić, a które otrzymały w darze na nowo. Dlatego warto opowiedzieć te historie, pokazać, że dzięki inwencji, odwadze i miłości sióstr, ludzie ci mogli przeżyć ten straszliwy czas. Jesteśmy im to winni" - mówi Alina Petrowa-Wasilewicz, autorka książki "Uratować tysiąc światów" w rozmowie z Mateuszem Zimnym.

Mateusz Zimny: Świat słyszał o Oskarze Schindlerze, o Irenie Sendlerowej – tymczasem w samym sercu okupowanej przez Niemców Warszawy działały niezwykłe kobiety, zakonnice, które ocaliły dziesiątki ludzkich istnień, dzieci żydowskich, a których bohaterstwo pozostaje wciąż słabo znane. Wśród nich szczególnie wyróżniała się matka Matylda Getter. Kim była ta niezwykła kobieta?

Alina Petrowa-Wasilewicz: Matylda Getter była katolicką zakonnicą ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, zgromadzenia powstałego w połowie XIX wieku w Petersburgu, założonego przez ks. Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, później metropolitę warszawskiego. Cel zgromadzenia realizowany był w ewangelicznym duchu służby najmniejszym, dzieciom, sierotom, a także ludziom starym. Do tego zgromadzenia wstąpiła matka Matylda mając zaledwie 17 lat, ale była już wtedy osobą wyraźnie dojrzałą. Właściwie całej jej życie było poświęcone całkowicie ratowaniu drugiego człowieka na różnych poziomach – sieroty przygarniane były nieraz prosto z ulicy, dzieci były kształcone, formowane, uczone zawodu. Natomiast w czasie okupacji doszło do kumulacji tych zadań.

Motywem naszej rozmowy jest Pani książka “Uratować tysiąc światów”, poświęcona matce Matyldzie i współpracującym z nią siostrom, w której pokazane jest bohaterstwo i wyjątkowość tej kobiety przed wojną, a następnie w okresie okupacji. Jak doszło do tego, że przełożona warszawskiej prowincji zgromadzenia, matka Matylda Getter, podjęła decyzję, by podjąć ryzyko i zająć się niesieniem pomocy dzieciom żydowskim?

Reklama

Cała działalność nie była ani planowana, ani reżyserowana. Warto pamiętać, że zgromadzenie matki Matyldy było bardzo liczne – było to jedno z najliczniejszych zgromadzeń w międzywojennej Polsce, posiadało wiele domów w czterech prowincjach. Matka Matylda była przełożoną prowincji warszawskiej, zaś przełożoną generalną była wówczas we Lwowie matka Ludwika Lisówna. Choć nie ma na to dowodów, sądzę – po ich sposobie działania – że musiały one podjąć decyzję o współpracy w ratowaniu.

Była to dla nich absolutna oczywistość, że w takich warunkach, w takiej sytuacji – kiedy docierały do nich informacje o tym, co dzieje się w getcie, a eksterminacja Żydów jest realizowana – trzeba było tak właśnie postąpić. Siostry były w stałym kontakcie z ludźmi pozostającymi w kontakcie z gettem. I wobec tego, co działo się na ulicy: łapanek, prześladowań, represji, rzeczy straszliwych, dla tych kobiet, dla tych zakonnic, było oczywistością, że nic innego nie można zrobić jeżeli jest się chrześcijaninem. Jednej z bohaterek matka Matylda powiedziała: “Jesteś chrześcijanką, zatem masz troszczyć się o życie innych”. Nie było w ogóle chwili zastanowienia.

Warszawa, Dom Dziecka ul. Chełmska, dzieci polskie i żydowskie | Fot. książka „Uratować tysiąc światów”

Niesienie pomocy dzieciom wymagało wielkiego poświęcenia i zaangażowania.

Reklama

W tej strasznej sytuacji trzeba podkreślić, że siostry miały dobre warunki żeby pomagać: w prowincji warszawskiej było czterdzieści domów, w których o wiele łatwiej przechować, ukryć żydowskie dziecko wśród innych dzieci. Były to domy położone na peryferiach, bardzo często otoczone sadami, ogrodami, zabudowaniami gospodarczymi, co ułatwiało działanie. Niestety, zagrożenie ze strony odrażającej grupy szmalcowników i szantażystów zmuszało siostry do wyjątkowej uważności. Bezpośrednio w udzielanie schronienia dzieciom zaangażowało się ponad 120 sióstr, co stanowiło 10% sióstr zgromadzenia. W swoich działaniach wszystkie siostry okazały się perfekcyjnie czujne, inteligentne, mądre i odważne. Co ważne, były głębokoufające Bogu. Sama matka Matylda ufała, że skoro Bóg stawia je w tak trudnej sytuacji, to także nie zostawi ich.

W książce piszę, że wyjątkowo ważną była rola matki Matyldy – wybitnie inteligentnej, głęboko mądrej kobiety. Stale zachowywała spokój, wciąż mówiła o Opatrzności, i wiedziała, że będzie miało to wpływ na całą wspólnotę. Rzeczywiście tak się stało: na dzień dzisiejszy już dwanaście sióstr otrzymało medal Yad Vashem.

Te siostry w perfekcyjny, odważny sposób, ufając Bogu, uratowały te dzieci. Faktem jest, że do końca wojny wszyscy szczęśliwie przetrwali. Ich postawa niewątpliwie wypływała bezpośrednio z Ewangelii: doktor Zofia Szymańska, żydowska lekarka z getta, która później zaprzyjaźniła się z matką Matyldą, mówiła, że matka Matylda jest ludzkim uosobieniem Ewangelii.

Reklama

Sama matka Matylda ufała, że skoro Bóg stawia je w tak trudnej sytuacji, to także nie zostawi ich. W książce piszę, że wyjątkowo ważną była rola matki Matyldy – wybitnie inteligentnej, głęboko mądrej kobiety. Stale zachowywała spokój, wciąż mówiła o Opatrzności, i wiedziała, że będzie miało to wpływ na całą wspólnotę.

W swojej książce opowiada Pani o światach, które uratowała matka Matylda, dzięki czemu możemy nie tylko poznać postać samej matki Matyldy i jej współpracowników, ale także późniejsze losy uratowanych dzieci. Czy któraś z tych opowieści szczególnie zapadła Pani w serce?

Myślę, że dla autora, który zajmuje się problematyką poruszaną w książce, wielkim przeżyciem jest czytanie o losach dzieci. Jest rzeczą niewyobrażalną, że dzieci były represjonowane i mordowane. Było to samo dno piekła. W książce pokazałam dziecięce losy dwóch dziewczynek, które zostały ukryte przez siostry. Dramatyczna była także historia księdza Tadeusza Pudra, który z pochodzenia był Żydem, kapłana wybitnego i wspaniałego człowieka. Z pomocą sióstr ksiądz Puder doczekał wejścia wojsk sowieckich do Warszawy, niestety wkrótce zginął.

Cały czas trzeba pamiętać, że siostry tworzyły zespół bohaterskich kobiet, opanowanych, inteligentnych, zdecydowanych. Jedna z sióstr, Stefania Miaśkiewicz, wyspecjalizowała się w przewożeniu dzieci, co było najbardziej krytycznym momentem procesu ratowania i ukrywania żydowskich dzieci. W przetransportowanie dziecka o semickich rysach zaangażowany był cały zespół ludzi. Większość ocalonych po wojnie wyjechała do Izraela, gdzie budowała nowoczesne państwo Izrael. Spośród nich do tej pory bardzo wiele osób utrzymuje kontakt z siostrami. Można powiedzieć, że otrzymali życie jako dar od Opatrzności i sióstr.

Matka Matylda jako przełożona musiała się mierzyć także z trudną decyzją o podjęciu ryzyka, narażeniu życia swojego i innych dla życia ratowanych. Czy Matka Matylda nie miała wątpliwości?

Miała wątpliwości, co było zupełnie naturalne, bo groziło to utratą całego dzieła, już nie tylko utratą życia – tego były siostry świadome. Pojawiało się zupełnie naturalne, ludzkie pytanie: czy my mamy tak ryzykować? I matka Matylda miała taki charyzmat, miała taki dar, że umiała sprawić, że siostry, kobiety i tak bardzo odważne, przestawały się bać. Nawet jeśli miały chwilowe wątpliwości, te wkrótce mijały. A stawały przed nimi zadania bardzo trudne, np. konieczność wykarmienia gromady dzieci w sierocińcach, w których było nawet po 300 dzieci. Tu właśnie leży ten punkt heroizmu, heroicznego zaufania Bogu. Jedna z przełożonych, siostra Aniela Stawowiak, powiedziała kiedyś do żydowskiej dziewczynki, która bardzo się bała w czasie nalotu niemieckiego: „Nie bój się; w domu, w którym jest Najświętszy Sakrament nic złego nie możecie cię spotkać”. I rzeczywiście dziewczynka uspokoiła się, ogarnął ją pokój, ufność.

Ale było to mocowanie się dzień po dniu, bo przecież getta były likwidowane, Żydzi byli mordowani – ta groza stale otaczała człowieka. Śmierć stale im towarzyszyła, ludzie oglądali śmierć codziennie, więc ze strony sióstr było to heroiczne zaufanie Bogu. I rzeczywiście Bóg wysłuchał tych modlitw. Swoją modlitwą w kaplicy, na którą z polecenia matki generalnej poświęcały jeszcze więcej niż zwykle czasu, siostry podnosiły moralnie i duchowo także ludności cywilną, która przychodziła do kaplicy.

Pojawiało się zupełnie naturalne, ludzkie pytanie: czy my mamy tak ryzykować? I matka Matylda miała taki charyzmat, miała taki dar, że umiała sprawić, że siostry, kobiety i tak bardzo odważne, przestawały się bać.

Pani książka jest opowieścią o historii dotychczas nie opowiedzianej. Chociaż matka Matylda i inne siostry otrzymały medale Yad Vashem, to ich historia pozostawała znana nielicznym. Dlaczego dzisiaj, tyle już po wojnie, warto o tych postaciach przypominać i czy czegoś moglibyśmy uczyć się od matki Matyldy i sióstr dzisiaj?

Przyzwoitości. Przede wszystkim przyzwoitości. W działaniach matki Matyldy i jej sióstr nie było chwili wahania „co robić?” – to była oczywistość. Gdy po wojnie doktor Szymańska przyszła podziękować matce Matyldzie, matka powiedziała, że w ogóle nie ma o czym mówić. Zupełnie do tego nie wracała.

Chcę to bardzo mocno podkreślić, że gdyby nie ogromna praca siostry doktor Antonietty Frącek, która jest historykiem zakonu i archiwistką, moja książka nie powstałaby. Książka jest próbą popularyzacji osoby matki Matyldy. Bardzo bym chciała, żeby jak najwięcej osób ją przeczytało i poznało te wspaniałe kobiety. Zwróciłam uwagę, że temat zakonnic jest zasadniczo słabo obecny w narracji historycznej i mało opisany. W ostatnim czasie redaktor Agata Puścikowska wspaniale wypełnia te białe plany. W opracowaniach o powstaniu warszawskim zakonnice są niemal nieobecne. Czy dlatego, że były zakonnicami? A było to pokolenie naprawdę dzielnych, niezwykłych kobiet i od nich trzeba się uczyć. Choć mam nadzieję, że może nie w aż tak dramatycznych sytuacjach. Ale matka Matylda jest wspaniałym wzorem na niezwykłe życie w zwykłych czasach, bo nie tylko w czasie okupacji, ale przez wiele lat wcześniej opiekowała się i poświęcała dzieciom. A w tych strasznych dniach wojny nie bała się zaufać Bogu.

Pisanie tej historii było jak opisywanie cudu. Ocalone dzieci Holocaustu pozostały bardzo wdzięczne za życie, które na sto procent miały utracić, a które otrzymały w darze na nowo. Dlatego warto opowiedzieć te historie, pokazać, że dzięki inwencji, odwadze i miłości sióstr, ludzie ci mogli przeżyć ten straszliwy czas. Jesteśmy im to winni, by te historie zapisać. Jest to nasz absolutny obowiązek.

Fotografia na górze strony: Matka Matylda Getter, ostatnia fotografia, ok. 1960 r. Warszawa, źródło: książka „Uratować tysiąc światów”


Alina Petrowa-Wasilewicz
Uratować tysiąc światów

Historia zakonnicy, która ratowała żydowskie dzieci
SIOSTRA MATYLDA GETTER – CICHA BOHATERKA CZASÓW ZAGŁADY

Ludzie mówili, że miała nieograniczoną ufność w opiekę Opatrzności. Z odwagą stawiała czoła kolejnym przeciwnościom. I nigdy nie straciła nadziei.
Alina Petrowa-Wasilewicz w swojej najnowszej książce ożywia dawno miniony świat. Przywołuje historię siostry Matyldy, która podczas niemieckiej okupacji ratowała tysiące zagrożonych światów.
Matka Matylda Getter to polska siostra ze Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi. Kobieta niezłomna. W czasie drugiej wojny światowej otworzyła drzwi domu zgromadzenia przy ulicy Hożej 53 dla wszystkich potrzebujących – dzieci, żołnierzy, księży oraz żydowskich uciekinierów z getta. Zawsze powtarzała: „Ktokolwiek przychodzi na nasze podwórko i prosi o pomoc, w imię Chrystusa, nie wolno nam odmówić”. Matka Matylda i ponad sto dwadzieścia współsióstr uratowały tysiące ludzkich istnień.

KUP KSIĄŻKĘ>>>

Reklama

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Zatrudnij nas - StacjaKreacja