Było ich trzech. Byli młodzieńcami. Do ich kraju przyjechali najeźdźcy: Asyryjczyzy z Babilonu i zrównali go z ziemią. Zrównali go tak bardzo, że nawet, gdyby udało im się uciec, to nie mieli dokąd wrócić.
Jeżeli twoje serce jest sercem, które tak łatwo potrafi wejść w nieczystość, to znaczy, że masz najszersze serce na świecie. I to jest jednocześnie błogosławieństwo i przekleństwo.
Każdy z nas jest oceniany przez innych, zna swoje wady, przywdziewa różne maski, które jednak nie wpływają na to, jak widzi i kocha nas Bóg. Bóg, który zna Twoje prawdziwe „ja” i woła po imieniu.
To błogosławieństwo jest o tych, którzy tęsknią i drżą za Bogiem. Przypuszczam, że jest tu trochę takich ludzi… Nawet często tego nie wiecie…
Mogłoby się wydawać w pierwszym odruchu, że kiedy mówimy i myślimy o ludziach cichych, to chodzi o takich, którzy nie mają przebicia, nie stoją na piedestale, na pierwszych miejscach, nie są liderami… Może kiedy słyszymy to błogosławieństwo, to myślimy, że to o tych, którzy stoją z boku… Mam dla Was bardzo przykrą wiadomość. To błogosławieństwo nie jest o tym. Greckie słowo, które się tam pojawiło, oznacza łagodnych. Nie chodzi o cichość, ale o łagodność.
…To nie jest błogosławieństwo, które oznacza, że jeżeli zrobiło Ci się smutno, bo coś ci się tam w życiu wydarzyło, co Cię nie napawa radością… to, to błogosławieństwo nie jest błogosławieństwem o tym. Cała tradycja chrześcijaństwa widziała w tym błogosławieństwie smutek, który się bierze z jednego powodu – z grzechu.
Człowiek, którego Bóg najbardziej kocha, to człowiek, który się do niczego nie nadaje. I jeśli masz przekonanie, że jesteś właśnie taki, to się w języku Pana Boga nazywasz „ubogi w duchu”, czyli taki, który nie ma Bogu nic do zaproponowania – ani się modlić nie umiesz, ani kochać nie umiesz…