Nasze projekty
Catholic Prayer Pray Christianity Faith Rosary

Różańcowi

Klepią swoje paciorki, a świat pięknieje i staje się łagodniejszy i nie przyjdzie im do głowy, że to wyższa jazda duchowości.

Reklama

Różaniec. Modlitwa wychwalana pod niebiosa i wyszydzana. Historycy twierdzą, że to nasza, zachodnia wersja modlitwy Jezusowej. Opisują, jak się kształtowała, wskazują źródła i gorących propagatorów. Pierwsi byli dominikanie, co potwierdzają licznie usytuowane w kościołach obrazy, przedstawiające Matkę Bożą, wręczającą różańce św. Dominikowi i św. Katarzynie ze Sieny.

Ponad siedemdziesiąt razy imię Jezus

Z upływem lat stał się najbardziej popularną, po „Ojcze nasz” modlitwą Zachodu. Zachował moc nieustannego powtarzania imienia Jezus (ponad osiemdziesiąt razy), ale w natchnieniu zapewnił wstawiennictwo Matki Bożej. Zawiera „Ojcze nasz” i „Pozdrowienie anielskie”, zawiera w sobie historię Zbawienia, ale widzianą oczyma Maryi, jest więc kondensacją nieziemskiej łaski i mocy, która potrafi wystrzelić modlącego się w niebo.

Z drugiej strony różaniec stał się przysłowiowy, gdy kogoś chce się określić jako dewotę. „Klepanie” ‘zdrowasiek’ stało się synonimem jałowych wysiłków, które uosabiają stare, wiejskie kobiety w chustkach na głowie, mamroczące coś pod nosem w kościelnych ławach. Krytycy mają rację, gdyż niewątpliwie, w modlitwie wskazany jest wysiłek, skupienie i mobilizacja, a co do owocności – tego nikt nigdy nie może wiedzieć na pewno, dlatego łatwo oskarżać kogoś o jałowość.

Reklama

„Odmawiała na palcach różaniec”

Mam dwa obrazy, związane z różańcem. Opowieść starego zakonnika, który wiele lat temu wspominał młodą dziewczynę, spotkaną w czasie Powstania Warszawskiego. Bomby wybuchały co chwila, w piwnicy, do której się schroniła duża grupa cywili, sypał się tynk, pękały ściany budynku. Przerażeni ludzie spodziewali się najgorszego, a ta dziewczyna nic, tylko odmawiała na palcach różaniec. W końcu pozostali towarzysze niedoli przyłączyli się do jej modlitwy. Nagle nastał spokój, jakby skończyła się wojna, ludzie w ułamku sekundy weszli w smugę światła. Potem się rozeszli, rozsypali po świecie, jedni przeżyli, inni zginęli, wracali na warszawskie gruzy lub trafiali nawet na koniec świata.

„Robótka duchowa”

Drugi obraz łączy się z moją babcią. Siedzi na balkonie w naszym sofijskim mieszkaniu, zapada zmierzch, a ona pracowicie przesuwa paciorki różańca. Taka robótka duchowa, ofiarowana Panu Bogu, po wszystkich pracach dnia. Po latach, gdy byłam dorosła i powiedziałam jej, że przyjęłam chrzest w Kościele, ucieszyła się, ale nie była zdumiona, jakby dowiedziała się o sprawie oczywistej. „Całe życie się o to modliłam” – stwierdziła. Tak więc całe moje życie i łaska wiary w nim, mocna dziecięca intuicja, że Pan Bóg istnieje, związana jest z różańcem.

I z powodu tej dyskretnej babcinej krucjaty, któregoś dnia po różaniec sięgnęłam, ignorując jego czarny PR. Rzecz jasna, jako osoba skłonna do teoretyzowania, naczytałam się różańcowej literatury o historii i teologicznym znaczeniu modlitwy. Ale można przeczytać całe biblioteki traktatów duchowych i rozważań, a w końcu trzeba ruszyć do przodu. Zaczęłam odkrywać melodie i rytmy tej modlitwy, zawarte w niech krzyki i szepty, oplatałam dzień „Zdrowaśkami”. Skoro Matka Boża uczy nas wiary, próbowałam wniknąć w komunikat, który nam przekazuje w każdej tajemnicy. Czego nas uczy? Przyjąć Jezusa, mówiąc Aniołowi „Tak”, pozwolić Mu wywrócić do góry nogami wszystkie nasze plany. I dalej – wysławiać Go, rodzić, ofiarować… I tak od tajemnicy pierwszej po ostatnią i od nowa, w zachwycie niewyczerpanym bogactwem Jej wiary lub w poczuciu całkowitej jałowości i mroku, który we mnie jest.

Reklama

„Jest cicho, tylko różańcowi klepią swoje paciorki”

Inaczej spoglądałam na wykpiwane „różańcowe baby”, będące w istocie niezawodną gwardią i ochroniarzami w każdej parafii. Kto wie, komu wymodliły już łaskę wiary, chrztu, nawrócenia? W istocie różaniec to modlitwa ubogich, ludzi, którzy nie mają nic, nawet nieraz różańca nie mają, jak ta dziewczyna w piwnicy w czasie Powstania. Mają tylko dziesięć palców i czasem przychodzi mi myśl, że może dlatego „Zdrowasiek” jest dziesięć – żeby można było je odmówić bez „oprzyrządowania”, w schronie, na pustyni i w komunikacji miejskiej. To modlitwa starych kobiet i dzieci, zupełnie nieistotnych ludzi bez majątku, znajomości, dywizji i czołgów. Która jest niewidzialna i dyskretnie przemienia.

Historycy piszą, że maleńka flota uratowała Europę pod Lepanto przed nieporównywalną potęgą sułtana, a wojska sowieckie wycofują się z Austrii, choć absolutnie nie leży to w ich zwyczaju. I w mikrohistoriach zwyczajnych ludzi tylu może potwierdzić, że ktoś wyzdrowiał, inny wrócił do żony. Beznadziejne przypadki, a jest szczęśliwy koniec historii. Ale nawet gdy absolutnie nic zewnętrznie się nie zmienia – chory umiera, a mąż nie wraca, krzyż staje się lżejszy, wchodzi w smugę światła. Nadal jest cicho, tylko różańcowi klepią swoje paciorki, świat pięknieje i staje się łagodniejszy, a im nie przyjdzie do głowy, że to wyższa jazda duchowości, która jest zgodą na bycie maleńkim w ciemności.

Reklama
Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę