W porównaniu do państw zachodnich w Polsce nie możemy narzekać na liczę powołań. Choć, jakby patrzeć tylko na statystyki to widać systematyczny spadek powołań. W 2010 r. naukę w seminariach rozpoczęło 675 mężczyzn (w 2016 wyświęcono 334), rok później 640, a w 2015 r. – 538.
– Powołanie jest podobne do zakochania. Tak, jak nie da się myśleć o życiu bez osoby kochanej, tak samo chyba trudno jest przejść obojętnie wobec tego, co wzywa do szczególnego zaufania Bogu – mówi ks. Piotr Rymuza z Archidiecezji Warszawskiej. Opowiada, że miał już „konkretną wizję swojej przyszłości. Jednak w ciągu kilku tygodni wszystkie te plany uległy przewartościowaniu. Bo serca nie da się oszukać”.
Jak zaznacza ks. Jacek Socha z Archidiecezji Gdańskiej „powołanie do kapłaństwa jest Bożym pomysłem, który nagle pojawia się w głowie człowieka i „prześladuje go”. Prorok Jeremiasz mówiąc o swoim powołaniu prorockim używa czasownika „uwieść”. Myślę, ze mogę tak powiedzieć, że Bóg „mnie uwiódł””.
Przeczytaj również
W ubiegłym roku w Polsce wyświęcono 334 księży diecezjalnych – wynika z danych zebranych przez Katolicką Agencję Informacyjną. Najwięcej neoprezbiterów zostało ustanowionych w diecezji tarnowskiej, warszawskiej, krakowskiej i katowickiej.
Ks. Piotr Śliżewski z Archidiecezji Szczecińsko Kamieńskiej mówi, że dla niego powołanie trwa dalej. – Jak sama nazwa wskazuje, powołanie jest czymś, co następuje po wołaniu. Wołającym jest Bóg. A ja jestem, tym, który odpowiada. Każdego dnia wstając z łóżka pytam siebie, czy chcę być księdzem. Odpowiedź jest zawsze twierdząca, bo widzę wielkie owoce tej formy chrześcijańskiego życia – podkreśla.
W posłudze zdarzają się i trudne momenty. Ale jak zaznacza ks. Rymuza „wiem, że nie idę sam. Kiedy siadam do konfesjonału, czy staję przy ołtarzu i widzę twarze ludzi, na których rysuje się tyle różnych historii i tęsknot, radości i problemów, wiem że to Bóg na różne sposoby mi się ukazuje i wskazuje, co dalej. Ludzie, w których Bóg zamknął swoje oblicze – to chyba to, co najbardziej motywuje do działania w kapłaństwie”.
Wg danych Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego w Polsce w 2015 roku w polskich diecezjach posługiwało prawie 25 tysięcy księży diecezjalnych. To o 600 więcej niż w 2010 roku.
– Powołanie łączy się w moim wypadku z sutanną, brewiarzem, czasem spędzonym przed ołtarzem jak i w konfesjonale. Poprzez te święte czynności daję swoje „tak” na pytanie Pana Boga. Wiem, że nigdy ta „powołaniowa odpowiedź” nie będzie taka sama. Raz będzie wypowiadana w radości i duchowym uniesieniu, a czasami wyszlochana przez łzy żalu i frustracji. Jak to w życiu… – podkreśla ks. Piotr Śliżewski. I dodaje: „gdyby była ona identyczna każdego dnia, to byłaby nudna i sztampowa. A wiemy, że życie niesie wiele przygód i perturbacji. Przez wszystkie możemy przejść razem z Panem Bogiem. Zresztą bez niego powołanie nie jest powołaniem tylko samorealizacją. A to coś zupełnie innego”. Podobnego zdania jest ks. Piotr Rymuza: „radość człowieka, który spotyka Boga się udziela. Widząc takie osoby, sam wzrastam i sam się do Boga zbliżam”.
Dlaczego warto być księdzem? Ks. Socha odpowiada konkretnie: „nade wszystko po to, by inni odkryli, że w Chrzcie otrzymali namaszczenie królewskie, kapłańskie i prorockie”. – Moje powołanie jest ze względu na powołanie ludzi świeckich. W teologii mówi się, że jest ono służebne. Największą realizacją powołania księdza jest widok jego świeckich współpracowników, którzy głoszą Słowo, ewangelizują i czynią miłosierdzie. To właśnie wtedy jego służba okazuje się owocną – dodaje ks. Socha.