Nie chcę powiedzieć, że są jakieś białe plamy w życiorysie – nie. Jego życie i dzieło opisane i udokumentowane w pełni poznali prowadzący proces beatyfikacyjny. Chcę tylko podkreślić, że do tej pory nie znamy – nawet historycy – pełnych wystąpień prymasa na Soborze Watykańskim II. Kiedy więc, a ma się to stać niebawem, ukażą się one wszystkie wysiłkiem Instytutu Prymasowskiego Stefana Kardynała Wyszyńskiego oraz KUL, będą na pewno dla wielu zaskoczeniem.
Na przykład to, że prymas przed soborem był zwolennikiem wprowadzenia do mszy św. języków narodowych, modyfikując w tej kwestii zdanie w czasie soboru i po jego zakończeniu, ale może przede wszystkim – tak jest w moim wypadku – stanowisko w sprawie projektu dokumentu o wolności religijnej, który był dyskutowany na trzeciej i czwartej sesji soboru ( jesienią 1964 i 1965 roku).
Prymas na soborze występował dziesięć razy – były to mowy krótkie, ograniczone regulaminem do 8 minut. Poza tym złożył do prezydium soboru dwie pisemne uwagi, w tym jedną na temat wolności religijnej. I właśnie ten tekst, z 1964 roku, kłóci się mocno z obrazem konserwatywnego prymasa, który przez komunistyczną propagandę był przedstawiany jako „jako uwsteczniony prymas zapóźnionego Episkopatu”.
Tekst pokazuje szerokość myślenia kard. Wyszyńskiego, jego szacunek dla wyznawców innych wyznań i religii.
Przeczytaj również
Głos prymasa dotyczył dwóch kwestii. Po pierwsze tego, że „schemat odnosi się do wolności religijnej katolików, a za mało do wszystkich ludzi”, a po drugie, brakuje w nim psychologiczno-filozoficznego przeanalizowania pojęcia wolności religijnej.
Prymas zwrócił uwagę, że za mało mówi się o znaczeniu wewnętrznych aktów religijnych człowieka.
„O istnieniu wolności religijnej dopiero wtedy można mówić, gdy wszyscy ludzie jako jednostki, czyli osoby i obywatele, każdemu człowiekowi przyznają prawo wierzenia i wyznawania wiary według własnej woli każdego. Dzięki bowiem intymnej, wewnętrznej religijnej więzi z bóstwem (lub z osobowym Bogiem), wolno wnioskować, że każda religia pod pewnym względem jest prawdziwa. Wyraża bowiem własną prawdę poszczególnego religijnego człowieka. Z tego powodu schemat deklaracji powinien stwierdzić, że każdej religii – wyłączając jedynie jej postać patologiczną – przysługuje godność i szacunek”. Prymas zauważył, że sobór może, a nawet powinien stwierdzić, że „w pełnym znaczeniu, prawdziwą religią jest jedynie ta, którą Chrystus Pan objawił i swojemu Kościołowi przekazał, by jej strzegł”, co zresztą sobór uczynił.
Kardynał postulował też, by wyznawców innych religii traktować jak owce błąkające się bez dobrego Pasterza. Nawet gdyby one tak bardzo zbłądziły, że będą zabijać, sądząc, że oddają cześć Bogu, „nie należy z góry potępiać takich prześladowców”, jak pokazuje przykład życia św. Pawła, wcześniej Szawła.
„Dlatego trzeba przestrzegać wolności błądzenia w sprawach religijnych, ponieważ korzeń jej tkwi w naturze ludzkiej”.
Prymas zauważył też w krótkim tekście, że określenia „błędny” i „prawdziwy” są abstrakcyjne i teoretyczne, gdyż każdy człowiek czyni je podmiotowo swoimi, przyswajając z nich to, „co uważa za prawdziwe, dobre i godne w swoim sumieniu. Błędne jest zatem zdanie, że wolność religijna, przysługująca wszystkim ludziom, oznacza utożsamianie błędu z prawdą. Każdy poważny człowiek uważa, że jego własna religia jest prawdziwa, a wyznających inną za błądzących. Człowiek bowiem powinien postępować zgodnie z własnym sumieniem – nawet wtedy, gdy ono błądzi”.
Ciekawa jest także konkluzja prymasa:
„Jeśli katolicy szczerze uznają wolność religijną dla wszystkich ludzi, wtedy dopiero będą mogli żądać tej wolności dla siebie samych – tak ze strony wszystkich inaczej wierzących, jak również od wszelkiej władzy publicznej”.
Poglądy prymasa wyrażone w krótkim tekście są na pewno dyskusyjne tak samo jak były 50 lat temu. Wówczas wielu biskupów, z grupą zwolenników abp Marcela Lefebvre’a, było przeciwnych przyznaniu ludziom prawa do wyboru religii. Ciekawe, że gdy doszło do głosowania dokumentu na czwartej sesji, w 1965 roku, prymas przekonywał innych biskupów do głosowania za jego przyjęciem. Jego głos w auli soborowej podziałał uspokajająco na umysły niezdecydowanych, ale – jak pisze o. John W. O’Malley, obserwator soboru w książce „Co się zdarzyło podczas Soboru Watykańskiego II”, stało się to bardziej dzięki „autorytetowi katolickiego bojownika przeciwko komunistycznemu reżimowi niż z powodu elokwencji”.
Warto podkreślić, że prymas apelował o przyjęcie dokumentu mimo, iż sam miał do niego zastrzeżenia, ale innej natury, o czym mówił w auli soboru jesienią 1964 roku. Uważał, że aby tekst deklaracji o wolności religijnej był właściwie rozumiany, aby po jego publikacji nie nastąpiło zamieszanie godzące w wiernych, należy poprzedzić go wstępem wyjaśniającym takie pojęcia jak prawo, państwo i wolność, które zupełnie co innego znaczą w demokracjach zachodnich, co innego w krajach socjalistycznych. Niestety, postulat kard. Wyszyńskiego nie został przez sobór uwzględniony.
Pisemna uwaga prymasa do projektu deklaracji pokazuje wyraźnie, że wyłamywał się schematom, a jego opinie rozciągały się od konserwatywnych po liberalne, w zależności od kwestii, jakie podejmował.
Ewa K.Czaczkowska, portal Areopag21.pl