Nasze projekty
fot. sari_dennise/Flickr.com

Pokusa beznadziei. Nie daj się!

Przychodzi w momencie, kiedy człowiek jest najsłabszy, wykorzystuje tę sytuację, by wrednie zaatakować. To chyba najgorsza z pokus

Reklama

Zaczyna się niewinnie, od małej porażki. Gdy coś nie wychodzi, nie udaje się, natychmiast pojawia się ona, szukając fałszywego usprawiedliwienia: „nigdy nic mi nie wychodzi”, „taki już jestem”, „niepotrzebnie w ogóle się za to brałem”, „po co się szarpać”. I wchodzimy w ten sposób na drogę prowadzącą wprost do  samozniszczenia.

Wielu studentów, zaczynających studia na rozmaitych wydziałach, ma ustalony plan na życie. Widzą już siebie jako wybitnych naukowców, światowej sławy profesorów, „ludzi sukcesu”,  jednak w pewnym momencie coś w nich pęka, mała porażka urasta do rangi życiowego doświadczenia, narasta w nich gorycz zawiedzionych nadziei i rezygnują z wymarzonego kierunku.

Często przy rozwiązywaniu zadania matematycznego – gdy po kilku godzinach siedzenia, wydaje się, że już nie ma szans na rozwiązanie – wystarczy lekkie przewietrzenie głowy, spojrzenie z dystansu, zmiana myślenia i nagle rozwiązanie przychodzi samo. Ważne, żeby wrócić i spróbować jeszcze raz. Pewien student zapytał swojego profesora: „co mam zrobić jeśli mi nie wychodzi, głowa nie ta, nie jestem w stanie tego rozwiązać”. Profesor odpowiedział mu: „spróbuj jeszcze raz”. „Już spróbowałem i nadal nic”. „To postaraj się bardziej i spróbuj raz jeszcze” – odpowiedział spokojnie profesor. Uczeń zapytał więc: „jak długo to ma trwać?” „Aż opuści Cię pokusa beznadziei i zaczniesz wierzyć w swoje możliwości” – odpowiedział mądry profesor. Podobnie jest z każdym upadkiem, z każdą porażką i zniechęceniem w życiu.

Reklama

Najlepszymi przyjaciółkami beznadziei są: rezygnacja, obojętność, zwątpienie, ucieczka od świata, od ludzi, od życia. Walka z nią jest bardzo trudna, ponieważ stwarza pozory przegranej, wciska nam,  że nie mamy na nic wpływu, nic od nas nie zależy. Św. Augustyn powiedział: Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą, bo największymi wrogami beznadziei są: otucha, motywacja, wytrwałość, moc ducha, sumienia i serca, która pomaga stawiać  wymagania samemu sobie i podejmować każdego dnia walkę.

Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali – powiedział papież Jan Paweł II 18 VI 1983 r. na Jasnej Górze – Wbrew wszystkim mirażom ułatwionego życia musicie od siebie wymagać.

Tylko jak to robić? Jak po wielu porażkach odnaleźć motywację? Jak się podnieść, jak obudzić nadzieję?

Reklama

W jednej z konferencji publikowanych na www.ted.com, Angela Lee Duckworth, psycholog z Uniwersytetu w Pensylwanii, stwierdza, że po wielu badaniach, jakie przeprowadziła w szkołach, można wysnuć nastepujące wnioski: najlepsze długotrwałe wyniki osiągają nie te dzieci, które mają najwyższe IQ, ale te, które są najbardziej wytrwałe. Wytrwałość to traktowanie życia jako maratonu, nie sprintu. Wytrwałość to pasja i niezłomność w osiąganiu długofalowych celów. Ludzie, którzy są wytrwali, częściej stawiają czoła porażkom, bo nie wierzą, że porażka to sytuacja stała. Wytrwali są właśnie ludzie nadziei. To ta nadzieja, sprawia, że zaczynają od początku. Jeśli coś nie wychodzi, podnoszą się i zaczynają jeszcze raz, bo nadzieja daje tę pewność, że wszystko jest po coś, nawet porażka i nie trzeba rozczulać się nad sobą tylko wyciągnąć wnioski i zacząć od nowa.

Pewna dziewczynka spędziła 11 lat w domu dziecka, latami wmawiano jej, że ma problemy z koordynacją, że coś jest dla niej za trudne, że nie da rady, nie nauczy się, że takie już ma ograniczenia, których nie da się przeskoczyć. Wystarczyło jednak trochę miłości (w nowej rodzinie), kawałek nadziei i świadomość, że ktoś w nią wierzy, że da radę, żeby po roku dziewczynka nauczyła się: czytać, pisać, jeździć na rowerze, pływać, tańczyć, wygrywać biegi w szkole… Zaczęła wierzyć w siebie i swoje możliwości. Pozwoliło jej to znaleźć w sobie radość i motywację, nawet w najtrudniejszych zadaniach potrafiła być wytrwała. Zaczęła ciężko pracować, bo w jej życiu wraz z miłością pojawiła się nadzieja, która nadała wszystkiemu sens.Czasem wystarczy jedno słowo, jeden gest, trochę zainteresowania, by wyznaczyć cel drugiemu człowiekowi, by obudzić w nim nadzieję, nie wiedząc nawet o tym, że to my sami w tym momencie właśnie nadajemy cel naszemu życiu.

My, chrześcijanie, jesteśmy zwycięzcami!

Reklama

Dla każdego chrześcijanina sprawa jest prosta, bo my jesteśmy ludźmi nadziei, mamy jasno określony cel i mamy motywację. To nas wyróżnia. Wystarczy pilnować, by naszym życiem nie kierowała chęć zaspokojenia za wszelką cenę własnych pragnień, bo wtedy zawsze będziemy nieszczęśliwi i zawsze będziemy żyli w poczuciu beznadziei. Trzeba czuć w sobie powinność: spełniam to, co jest słuszne, co jest moim powołaniem, co jest moim zadaniem, bo to wyznacza właściwy kierunek i nadaje sens mojemu życiu. Nam św. Paweł zostawił słowa otuchy, które pomagają wygrywać walkę z każdą beznadzieją, rezygnacją, zwątpieniem, upadkiem: „kiedy upadasz, utrzymuj więź z Jezusem… Tam bowiem, gdzie wzmógł się grzech, jeszcze obficiej rozlała się łaska… Moc w słabości się doskonali… Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”.

Dostaliśmy trzy cnoty, którymi mamy zarządzać. Każda nauka, każdy wykład, wszelkie badania prowadzone przez przeróżne uniwersytety, zawsze wypracowują te same wnioski:

człowiekowi do życia pełną parą, tworzenia, rozwijania skrzydeł, pełnego istnienia, potrzebna jest: nadzieja, która budowana od dziecka, potrafi sprawić, że wszystko jest możliwe, wiara, by widoczny był cel, do którego zmierza oraz miłość, która właśnie ten cel wyznacza.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę