Nasze projekty

Jesteśmy im to winni

Uczciwość, godność, sprawiedliwość i przyzwoitość - komuniści po wojnie chcieli to ukryć pod ziemią. Wrzucali te pojęcia do anonimowych grobów razem z ofiarami swoich zbrodni. I zakopywali. Myśleli, że na zawsze...

Reklama

fot. S. Dynek / CogitoMedia

O poszukiwaniu bohaterów, ofiar komunistycznego reżimu, o przywracaniu godności – z profesorem Krzysztofem Szwagrzykiem z Instytutu Pamięci Narodowej rozmawia Sławomir Dynek.

 

Reklama

Znajdujemy się na cmentarzu na Służewie w Warszawie. Kogo i czego Pan tutaj szuka?

 

W latach 1946-1948 był to teren przycmentarny. Pochowano tu wtedy około tysiąca osób – ludzi straconych, zmarłych, zakatowanych w więzieniu przy Rakowieckiej oraz innych więzieniach i obozach na terenie Warszawy. Wśród tych, których staramy się tutaj odnaleźć są ludzie, których dziś nazywamy Żołnierzami Niezłomnymi. Jedną z takich wyjątkowych postaci jest Waldemar Baczak, stracony w lutym 1947 roku. Żołnierz Armii Krajowej, Powstaniec Warszawski, pięciokrotnie ranny w Powstaniu; człowiek, który w latach 1945 – 1946 kierował ekshumacjami swoich kolegów z batalionu Baszta. Był szefem prac ekshumacyjnych i poszukiwawczych. Dzisiaj, po 60 latach, to my poszukujemy jego. To kolejna historia, która kiedyś się zaczęła i mam nadzieję, że za jakiś czas tutaj się zakończy.

Reklama

 

Takich wyjątkowych ludzi mamy na tym obszarze więcej. Szukamy księdza Rudolfa Marszałka, żołnierzy Armii Krajowej, przedstawicieli WIN-u, Narodowych Sił Zbrojnych… Poza Łączką na Cmentarzu Powązkowskim i Cmentarzem Bródnowskim, jest to największe pole grzebalne ofiar komunizmu na terenie stolicy.

 

Reklama

 

Jak komuniści grzebali ofiary swoich zbrodni? Jakie ciała znajdujecie? Czego możemy się spodziewać w oparciu o doświadczenia z Łączki?

 

Myślę, że powinniśmy powiedzieć wprost – komuniści nie chowali. Oni ukrywali ciała swoich ofiar – to jest właściwe określenie.

To nawet nie były ciche pogrzeby?

 

Zdecydowanie nie. Rodziny nie były informowane o miejscach pochówku. Wrzucano tych ludzi do jam grobowych w jakiś utajnionych miejscach, zawsze potem zacierając ślady po miejscu, gdzie te zwłoki ukryto. Jest to działanie sprawcy, mordercy, który stara się ukryć szczątki swojej ofiary. Z czasem na tych miejscach dokonywano ponownych pochówków. Właśnie dlatego dzisiaj  musimy działać w taki nieprawdopodobny sposób, jak tu widać: na środku cmentarza rozbieramy płyty chodnikowe, żeby pod nimi znajdować szczątki ludzi.

 

 

To jest odległość metra, może dwóch między grobami.

 

Tak. Jest bardzo ciężko. Ta praca wymaga od nas ogromnego wysiłku. Zakładamy tutaj szalunki, które zabezpieczą pracujących na głębokości archeologów, a to oznacza, że przestrzeń do działań będzie jeszcze mniejsza. Jesteśmy tu po to, żeby w tych trudnych warunkach doprowadzić do odnalezienia szczątków więźniów, do wydobycia niektórych. Tam, gdzie to jest możliwe, gdzie będą pełne szczątki – my je wydobędziemy. Wszystko robimy z szacunkiem do istniejącej zabudowy.

Co się stanie ze znalezionymi szczątkami osób zamordowanych przez komunistów?

 

Mamy przygotowane trumienki. Szczątki zostaną udokumentowane i przebadane genetycznie. Pod koniec naszej pracy odbędzie się uroczystość pochowania tych szczątków.

 

 

Czy to oznacza, że ofiary komunistów mają szanse na imienne groby?

 

Zdecydowanie tak. Dlatego to robimy. Zawsze to podkreślam – nie chcemy podejmować działań, których celem jest odnalezienie masowej mogiły. Robimy to po to, by odnaleźć pojedynczego człowieka. Żeby tak się stało, trzeba wydobyć szczątki pojedynczo i poprzez genetykę określić tożsamość. Potem pochować. Taka jest procedura, którą stosujemy od lat. Trzeba tym ludziom przywrócić imiona i nazwiska, ich twarze.

 

 

Prowokacyjnie zapytam – po co się grzebać w przeszłości? Jątrzyć rany? Nie lepiej patrzeć w przyszłość?

 

Normalne państwo to takie, w którym honoruje się bohaterów, gdzie społeczeństwo nie musi zapalać świeczek na grobach symbolicznych – może pójść na miejsce znane i z szacunkiem zadbane. Sytuacja, kiedy w nieznanych miejscach szukamy grobów bohaterów – gdzieś pod drogami asfaltowymi, pod chodnikami – dla ludzi z Zachodniej Europy byłaby kompletnie niezrozumiała. Ale nie da się zrozumieć naszego podejścia do historii, naszej wrażliwości na historię, bez świadomości, że w Polsce do dzisiaj kilkadziesiąt tysięcy ludzi poszukuje informacji o miejscach pochówku swoich bliskich. Nie tylko w Polsce, ale także tych zamordowanych na terenie dzisiejszej Ukrainy, Rosji, Białorusi czy Litwy. Ta sytuacja jest czymś absolutnie wyjątkowym. Staramy się dzisiaj, po wielu latach od upadku komunizmu postawić kropkę nad „i” – doprowadzić do tego, żeby synowie i córki dowiedzieli się, gdzie są pochowani ich ojcowie. Dzisiaj tysiące rodzin odczuwa ból, którego inaczej nie da się zaleczyć. Jeśli nie mamy mogiły – to ten ból trwa i będzie trwał. Nie ma innej możliwości.

 

Jesteśmy im to winni

Wraz z tymi młodymi ludźmi, którzy tu są – psujecie wizerunek komunistów, którzy chcieliby wygładzić historię, wymazać z niej wstydliwe i zbrodnicze momenty.

 

Mam tego świadomość. Komuniści mają swoje groby, mają pomniki…

 

 

Wiesław Gomułka, Bolesław Bierut czy choćby generał Wojciech Jaruzelski pochowani na warszawskich Powązkach…

 

…i wielu innych przedstawicieli Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, sędziów, którzy mają kilkadziesiąt wyroków śmierci na swoim koncie, funkcjonariuszy Głównego Zarządu Informacji, i tak dalej, i tak dalej … Oni mają pomniki w reprezentacyjnych miejscach, a my bohaterów szukamy pod chodnikami. Czy to jest normalna sytuacja? Nie – i staramy się to zmienić. Cieszę się, że Pan zauważył tych młodych ludzi. Mamy wielu wolontariuszy. Jedna z pań przyjechała z Gdańska, biorąc urlop, by w tych pracach uczestniczyć. Co to oznacza? Że możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość , bo młode pokolenie uznaje, że tak być nie powinno, że do dziś nie znamy miejsca pochówku naszych bohaterów.

 

 

Na terenie Polski mamy dziesiątki takich miejsc, jak to na Służewie w Warszawie.

 

Komunizm był niezwykle zbrodniczym systemem. Próbuje nam się wmówić, że to wprawdzie były trudne czasy, ale kobiety dostawały kwiatki na 8 marca, a dzieci jeździły na kolonie. Nic bardziej błędnego – szczególnie w pierwszym dziesięcioleciu po wojnie był to system zbrodniczy – mordy odbywały się na masową skalę – mówimy o kilkudziesięciu tysiącach osób. Wszędzie tam, gdzie były siedziby UB, areszty czy więzienia – mamy do czynienia z morderstwami. I po latach staramy się odnaleźć te miejsca pochówku.

Co Pan odczytuje z tych szczątków, które odnajdujecie? Jak ci ludzie ginęli?

 

Mamy w ekipie specjalistów z zakresu medycyny sądowej, antropologii. Oni analizowali m.in. 300 szczątków więźniów, których odnaleźliśmy we Wrocławiu oraz 200 szczątków z Łączki na Powązkach. Potrafią odczytać jaką metodę egzekucji zastosowano – czy była to „metoda katyńska” czy strzelał pluton, czy człowiek był męczony przed śmiercią czy też nie, czy miał złamaną żuchwę albo ręce, czy miał przestrzeliny i ślady po kulach. Ci ludzie potrafią to bezbłędnie ocenić. Niektóre ofiary – tak było na Łączce – miały związane ręce. Najczęściej mamy do czynienia z ludźmi, których wrzucano do dołów w pewnej wysokości i pospiesznie zakopywano.

 

 

Przywraca Pan tym ludziom godność i uczciwość.

 

Mam tego pełną świadomość. Staramy się to robić. Tu nie chodzi tylko o naukę, kolejną książkę, czy artykuł, kolejny wynik badań, który będziemy mogli opublikować. Chodzi o coś znacznie więcej – prace, które prowadzimy w całej Polsce mają charakter państwowy. Tym, co odkrywamy, mówimy o komunizmie więcej niż tomy książek i setki artykułów. Każdy, kto zobaczy szczątki tych wspaniałych ludzi – wie już wszystko: major Zapora – cichociemny wrzucony do dołu w mundurze Wermachtu, słynny Łupaszka czyli major Zygmunt Szendzielorz, dowódca 5 Wileńskiej Brygady AK, którego szczątki znaleźliśmy wrzucone twarzą do dołu pod drogą asfaltową. Te widoki mówią o komunizmie wszystko – kim byli ludzie, którzy tworzyli ten system, kim byli oprawcy, którzy bezcześcili zwłoki swoich ofiar.

Chciałbym jeszcze zapytać o uczucia. Być może właśnie stoimy na wielkiej mogile…

 

Stoimy, tylko nie wiemy jeszcze, co tutaj znajdziemy…

 

 

Co Pan czuje? Wściekłość, żal? A może wewnętrzny spokój, że dzięki wam rodziny znajdą spokój ducha, a szczątki bohaterów trafią do poświęconej ziemi?

 

Na pewno nigdy nie czułem wściekłości. Zawsze wtedy, gdy uda nam się doprowadzić do rozpoczęcia prac poszukiwawczych na jakimś obszarze – czuję ulgę. Pewien rodzaj satysfakcji, że rozpoczynamy coś, na co wielu ludzi czekało przez dziesięciolecia, coś, co miało na zawsze pozostać tajemnicą… Tu naprawdę nie chodzi o żadną liczbę. Nawet jeśli to będą szczątki jednego więźnia leżącego pod tym chodnikiem – warto było podjąć wszystkie te działania.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę