Nasze projekty
Fot. Flicka/Wik.Commons i Håkan Dahlström/Flickr.com

Czy Kościół działa jak współczesne „korpo”?

Czy Kościół katolicki da się porównać do sprawnej i skutecznej korporacji? Czy papież jest product managerem? Jakich narzędzi używa się, by Ewangelia z czasów Chrystusa była produktem aktualnym i pociągającym przez ponad dwa tysiąclecia?!

Reklama

Jak Kościół wymyślił marketing?

 

Powyższe porównania przy pierwszym kontakcie mogą oburzać, ale poddanie ich refleksji jest zasadne. Przecież Jezus Chrystus powiedział do apostołów „Idźcie i głoście”. Misyjność Ewangelii wymusza więc zastosowanie narzędzi, które nadadzą jej rozgłosu (współcześnie chciałoby się powiedzieć – zbudują zasięg) i zagwarantują przetrwanie po wszeczasy.

 

Reklama

Takiej tezy uczepił się Bruno Ballardini, który w książce „Jezus – i biel staje się bielsza. Jak Kościół wymyślił marketing?” starał się dowieść, że Kościół stosuje wszelkie marketingowe chwyty znane współczesnym agencjom reklamowym. Wyszło mu to średnio, bo autor, który sam określił się jako ateista, naginał argumenty, by dopisały się do jego zaczepliwej teorii.

 

Zresztą to nic trudnego. Popuszczając na chwilę wodze fantazji, można szybko skonstruować taką pseudonaukową układankę. Spróbujmy zatem…

Reklama
Fot. Carolus / Wik. Commons

Wybrane chwyty marketingowe Kościoła

 

Kościół katolicki jest mistrzem marketingu terytorialnym związanym z lokalizacją, bo świątynie od dawna były budowane w centrach miast i wsi. Specjalizuje się także w marketingu zapachowym i dostarczaniu wrażeń. Cisza bogato zdobionego wnętrza kościołów wabi rozpędzonych ludzi chwilą spokoju, a zapach kadzidła czy zabytkowego drewna to prawdziwa uczta dla zmysłów.

 

Reklama

Warto zwrócić uwagę również na ubiór księży i służby liturgicznej. To przecież element budujący wizerunek marki podobny do jednolitych uniformów pracowników McDonald`s! Jeszcze lepiej Kościół sprawdził się w kreowaniu i podtrzymywaniu zaangażowania poprzez takie narzędzia, jak: uczestniczenie w najważniejszych wydarzeniach z życia wiernych (chrzest, ślub, pogrzeb), angażowanie ich w różne aktywności czy regularność kontaktu z produktem głównym (niedzielna msza Święta).

 

No i jeszcze ten gadżeciarski kicz! Znany pod każdą szerokością geograficzną, od Częstochowy po Medjugorje, a przybierający czasem tak aburdalne formy jak perfumy o zapachu Ducha Świętego. Bogata symbolika związana z wiarą katolicką to kopalnia pomysłów na zbicie grubej kasy wręcz z niewyczerpanymi pokładami.

 

Coś jeszcze bardziej współczesnego? Proszę bardzo – marketing szeptany! Przekaz ewangeliczny rozchodził się właśnie w taki sposób – z ust do ust, przez całe pokolenia. Rekomendacje związane z wiarą do dzisiaj działają świetnie. A to znajomy zaciągnie na rekolekcje, a to ktoś poleci modlitwę uwielbienia i tak to się kręci! Dlatego nie powinien nikogo dziwić fakt, że katolicy tak świetnie radzą sobie w mediach społecznościowych (liczni księża „wymiatają” na Twitterze, niezwykle popularne są fanpejdże i grupy chrześcijańskie na Fejsie), które opierają się właśnie na mechanizmach związanych z rekomendacjami.

 

Oczywiście jest też cała masa psychologicznych mechanizmów, jak np. budowanie narracji na poczuciu winy czy obietnicy nagrody w postaci życia wiecznego. Przykłady można mnożyć, wywód ten ciągność w nieskończoność, ale jest jedna kluczowa rzecz, której zwolennicy tezy, że Kościół wymyślił marketing nie biorą pod uwagę…

 

Produkt inny niż wszystkie!

 

Jezus w mowie misyjnej do apostołów powiedział coś więcej niż samo „Idźcie i głoście: Bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 10,7). Chwilę później dodał przecież kolejne nakazy: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy!” (Mt 10,8). I to uzdrawianie czy wypędzanie złych duchów jest kluczowe. To jest właśnie Dobra Nowina, potwierdzona znakami. „Produkt” wyczekiwany z utęsknieniem, który w oryginale może dać jedynie prawdziwy Bóg. Podródbki, nawet te najlepsze, nie mają szans przetrwania…

 

Warto też zwrócić uwagę, że Kościół faktycznie sprawnie posługuje się narzędziami związanymi z komunikacją społeczną czy marketingiem. Umiejętnie dostosowywuje się do coraz to nowszej rzeczywistości społeczno-medialnej, bo tego wymaga chociażby postęp technologiczny i jego wpływ na ludzi. Ale tam gdzie nie ma dowodów działania Żywego Boga (uzdrawiania, uwalniania), tam nawet najlepszy marketing nie pomoże. To dlatego pustoszeją te kościoły, w których Ducha Świętego ograniczono do roli symbolu, a pękają w szwach te, gdzie jego działanie czuć na każdym metrze kwadratowym.

 

To dlatego Kościół nie musi obawiać się katastrof, które rozłożyłyby na łopatki największe globalne firmy. Najgorsze kryzysy wizerunkowe, utrata płynności finansowej, globalna awaria Internetu czy wroga propaganda i prześladowania nie są w stanie mu zaszkodzić. Możemy być pewni, że „bramy piekielne go nie przemogą”, bo znaków działania Boga Żywego nie da się uciszyć!

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę