Nasze projekty
Fot: Wikimedia/Francisofmconv/ https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Polish_Conventual_martyrs.jpg

Cztery kule za Jezusa. Błogosławieni misjonarze z Pariacoto

Trzy ciała, sześć kul i kartka z napisem na plecach ojca Zbyszka „tak umierają pupilkowie imperializmu”. To zostawili po sobie komuniści ze Świetlistego Szlaku.

Reklama

Ojciec Michał i Ojciec Zbyszek, dwaj młodzi franciszkanie, leżeli twarzami do ziemi. Pewnie po cichu się modlili, ich serca biły pospiesznym rytmem, usta łapały powietrze. To samo powietrze, którym oddychali terroryści z komunistycznego, Świetlistego Szlaku stojący nad polskimi zakonnikami

***

W tym miejscu, peruwiańskim Pueblo Viejo, zetknęły się dwa obce światy. Jeden, franciszkański, przepełniony spokojem, miłością i przebaczeniem i drugi, komunistyczny, pełen nienawiści, agresji i zbrodni. Bandyci wycelowali broń w duchownych…

Reklama

Ojciec Zbigniew Strzałkowski przyleciał do Peru 2 grudnia 1988 roku. Kilka miesięcy później, 25 lipca 1989 roku dołączył do niego o. Michał Tomaszek. Ich cel to Pariacoto, miejscowość położona około 500 km od Limy, w górzystym terenie. Tam miała funkcjonować wspólnota zakonna. Ta andyjska parafia zajmuje około 1000 kilometrów kwadratowych terenu. Do wielu miejsc można dotrzeć tylko piechotą, konno lub samochodem terenowym. To miejsce, które nie rozpieszcza. Duże wyzwanie, wymagające siły i cierpliwości. Zamieszkałe przez ludzi biednych, niewykształconych, zostawionych samym sobie. To polscy franciszkanie mieli przyjść do tych Peruwiańczyków z Chrystusem i najzwyklejszą, codzienną pomocą. I to nie mogło podobać się komunistom ze Świetlistego Szlaku.

Terroryści ze Świetlistego Szlaku cel mają prosty. Nad ich głowami powiewa doskonale znana flaga – czerwona z sierpem i młotem – chcą ustanowić dyktaturę proletariatu. I dlatego zabijają dzieci, młodzież, starców, chłopów, policjantów, urzędników, wojskowych… Wszystkich, którzy stają na ich drodze. Tych którzy z nimi walczą, tych którzy się tylko bronią i tych, którzy są bezbronni. Teraz, na swojej drodze, peruwiańscy komuniści zobaczyli dwóch „imperialistycznych sługusów” – polskich franciszkanów. Oni popełnili zbrodnię najcięższą: nawracali, zjednywali sobie chłopów dobrocią i pomocą, pokazywali zastraszonym ludziom lepszy świat. To potężna konkurencja dla czerwonych terrorystów ze Świetlistego Szlaku. Obraz podobny z historii Polski i Europy środkowo wschodniej. Ten sam, czerwony sztandar, młot i sierp i ten sam wróg co zawsze – Chrystus, Kościół, kapłani, wierni.

Cztery kule za Jezusa
Fot. Franciszkanie.pl

Piątek, 9 sierpnia 1991 roku był zwykłym dniem. Życie w Pariacoto, małej wsi, toczyło się swoim rytmem. Także w kościele wszystko było jak zwykle. Przyszli po południu, lub wieczorem. Zamaskowani i uzbrojeni. Wiedzieli czego chcą. W kościele trwały przygotowania do mszy. Ojciec Michał i ojciec Zbyszek byli w zakrystii. Tam znalazła ich siostra Berta i to od niej dowiedzieli się o obecności wielu terrorystów we wsi. To była bardzo niepokojąca wiadomość, ale nie wstrzymała przygotowań do mszy świętej i nie wstrzymała samej liturgii. Ojciec Michał przeczytał Ewangelię a o. Zbigniew wygłosił homilię – o wierze i zaufaniu. Ale ludzie zgromadzeni w kościele bali się. Zła sława komunistów z Świetlistego Szlaku była silna. Po Eucharystii część wiernych szybko wyszła z kościoła. Franciszkanie robili dalej swoje: kontynuowali spotkanie z młodzieżą, w międzyczasie ojciec Zbigniew opatrywał ranę małemu dziecku.

Reklama

Trzej zamaskowani i uzbrojeni terroryści stanęli w drzwiach kościoła. Za nimi zgromadziła się grupa ich kamratów. Przyszli po kapłanów. Na ich drodze stanęła siostra zakonna. Ze spokojem zapytała, czego sobie życzą. „Jesteśmy Towarzyszami. Chcemy rozmawiać z ojcami” – powiedział ten, który stał najbliżej siostry. Pierwszy przyszedł ojciec Zbyszek. „Pan jest ojcem?” – usłyszał pytanie. „Tak. Jestem” – odpowiedział spokojnie. Właśnie zapadł wyrok na pierwszego kapłana. „Związać go” – rzucił rozkaz drugi terrorysta. Już było wiadomo, że komuniści przyszli konkretnie po upatrzone, wytypowane ofiary. Nie było tu przypadkowości, nie było zaskoczenia. Ich pierwszy cel stał przed nimi. Nieuzbrojony i spokojny. Łatwy cel dla uzbrojonej bandy. Ojciec Zbyszek bez słowa podał ręce do związania. „Ilu jest ojców?” – kolejne pytania nie zostawiały wątpliwości, że terroryści nie zadowolą się jednym księdzem. „Dwóch” – powiedział krótko zakonnik. Nie miał szans ukryć swojego współbrata, który także był w kościele. Po chwili przyszedł ojciec Michał. Jego też związano. Franciszkanie nie mieli szans.

Zakonnicy byli solą w oku komunistów ze Świetlistego Szlaku. Oprócz działalności duszpasterskiej zajmowali się sprawami społecznymi, prowadzili akcje charytatywne. W Pariavoto zbudowali instalację wodną, kanalizację, uruchomili agregat prądotwórczy. I działali dalej. Zadbali o zdrowie mieszkańców. W tym rejonie cholera zbierała żniwo wśród Peruwiańczyków, a polscy misjonarze sprowadzili pielęgniarki i lekarzy, którzy zajęli się profilaktyką i leczeniem. Franciszkanie na każdym kroku udowadniali, że ich dewiza „pokój i dobro” daje lepsze rezultaty niż czerwony terror.

„W ilu tutaj żyjecie?” – zapytał terrorysta. „Pięciu. Dwóch ojców i trzech postulantów” – odpowiedział ojciec Zbyszek. Komuniści chcieli ich także dostać, ale franciszkanie zdecydowanie się sprzeciwili. „Niech postulanci też przyjdą!” – naciskali bandyci. „Nie!” – odpowiedział ojciec Zbyszek. „Oni nie są ojcami. Kapłanami jesteśmy my dwaj” – dodał. Być może właśnie w tej chwili misjonarz ocalił życie trzech postulantów. Terroryści zadowolili się dwoma polskimi zakonnikami. Bracia zostali zabrani. Cały czas towarzyszyła im siostra Berta. Nie chciała ich opuścić. I to ona była świadkiem oskarżeń jakie spadły na ojców. Terroryści zarzucali im, że propagują religię, która jest „opium dla ludu”, że opóźniają rewolucję głosząc Słowo Boże, modląc się na różańcu, opiekując się miejscową ludnością. Zamiast walczyć – mówili chłopom o pokoju. Zamiast rekwirować żywność – dzielili się tym, co mieli. Franciszkanie musieli za to zginąć.

Reklama

Terroryści uprowadzili z Pariacoto dwóch misjonarzy i wójta. Wywieźli ich do Pueblo Viejo.

W kurzu drogi, twarzą do ziemi leżał ojciec Michał, obok niego leżał wójt, a trzeci w kolejności związany ojciec Zbyszek. Pewnie się modlili, czy myśleli o swoich rodzinach zostawionych w Polsce…? Leżeli i czekali. Na ostatni oddech, haust powietrza z pyłem peruwiańskiej drogi, na strzał…

Dwie kule trafiły ojca Michała w tył głowy. Następne dwie kule wbiły się w głowę wójta. I jeszcze dwie kule dla ojca Zbigniewa – jedna trafiła w okolicę ucha, druga w kręgosłup.

Trzy ciała, sześć kul i kartka z napisem na plecach ojca Zbyszka „tak umierają pupilkowie imperializmu” – to zostawili po sobie komuniści ze Świetlistego Szlaku. Ale przegrali.

Parafia działa dalej. Msze są ciągle odprawiane. Miejscowa ludność pamięta o zamordowanych kapłanach. Ojcowie Zbigniew Strzałkowski i Michał Tomaszek 5 grudnia zostali beatyfikowani. W ten sposób zostali pierwszymi polskimi błogosławionymi misjonarzami, którzy zginęli śmiercią męczeńską.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę