Nasze projekty
Fot. Grant Whitty/Unsplash

W Triduum trzymaj się Maryi

Jest taki rodzaj bólu, przy którym człowiek nie jest już nawet w stanie pytać: dlaczego ja. Ten rodzaj bólu to granica, za którą nie ma już innego wyjścia jak tylko nadanie sensu temu co nas spotkało.

Reklama

Jest taki rodzaj bólu, przy którym człowiek nie jest już nawet w stanie pytać: dlaczego ja, dlaczego mnie tak życie doświadcza, dlaczego świat jest tak niesprawiedliwy. Ten rodzaj bólu to granica, za którą nie ma już innego wyjścia jak tylko nadanie sensu temu co nas spotkało. W takim momencie każdy człowiek, musi znaleźć większy sens niż tylko ten świat, to życie, ta rzeczywistość.

Nie ma bólu bardziej rozdzierającego. Nie ma bólu większego, niż ból niemocy, ból patrzenia na cierpienie własnego dziecka. To ból, przy którym jakaś część w nas po prostu umiera. Będąc w szpitalu na jakimkolwiek oddziale dziecięcym spotyka się matki, których serce jak kryształ rozbite jest na milion drobnych kawałeczków. Matki te jednak w chwili, gdy wchodzą znów na salę, gdzie leży dziecko, przestają rozpaczać, mają pewną, spokojną twarz, po to, by spojrzeć dziecku w oczy i powiedzieć całą sobą: wszystko będzie dobrze.

Drogę Krzyżową Jezusa, najlepiej więc przejść z Matką Bożą. Spróbować zrozumieć, co czuła, co myślała, jak to przeżyła. I ofiarować tę Drogę, tę niepowtarzalną modlitwę za wszystkie matki z sercem rozbitym na tysiąc kawałków.

Reklama

Drogę Krzyżową Jezusa, można przejść z Matką Bożą. Spróbować zrozumieć, co czuła, co myślała, jak to przeżyła. I ofiarować tę Drogę, tę niepowtarzalną modlitwę za wszystkie matki z sercem rozbitym na tysiąc kawałków.

Warto dziś zastanowić się, jak wyglądałoby nasze towarzyszenie Jezusowi? Dziś, kiedy jesteśmy o wiele bardziej oświeceni nauką dwóch tysięcy lat, o wiele bardziej doświadczeni dziesiątkami dróg krzyżowych, które z Nim przeszliśmy. Możemy tylko rozważać, jak wyglądałaby Droga Krzyżowa, gdybyśmy wtedy, w tamtym czasie i miejscu, na ulicach Jerozolimy i na Golgocie, byli razem z Nim?

Pewnie część z nas uciekłaby jak uczniowie, przestraszona, schowana gdzieś za rogiem, abyśmy nie zostali posądzeni o „współudział”, by nam czegoś nie zabrano. Niektórzy z nas, zwłaszcza kobiety, które mają w sobie tę zapobiegliwość Weroniki, pobiegłyby z ręcznikiem, chociaż w taki sposób pokazać obecność, wsparcie, ukojenie. Część, zwłaszcza tych silnych, współczesnych kobiet i wrażliwych mężczyzn może chwyciłaby, jak Szymon z Cyreny, za krzyż, żeby chociaż trochę Mu ulżyć, pomóc nieść ten ciężar. Niektóre z nas płakałyby nad losem Skazańca, a ktoś inny, może jak Piotr, stałby za Nim murem, ale tylko do momentu zagrożenia, do tego pytania, czy na pewno chce tam stać do końca.

Reklama

A czy ktoś z nas zachowałby się jak Maryja?

Maryja nie potrzebowała nawet wymieniać żadnych słów z Jezusem. Nie mówiła jak Piotr: „nigdy nie przyjdzie to na Ciebie”, jak Maria Magdalena: „zabrano ciało Pana i nie wiemy gdzie położono”, nie musiała biec do grobu, jak inni uczniowie, by się upewnić, że naprawdę tam Go nie ma. Ona raz kiedyś powiedziała: „niech mi się stanie”, i powiedziała to naprawdę. Nie tak, żeby tylko wyrazić zgodę na to, co nieuniknione, ale odległe. Nie po to, by potem załamać się, kłócić, krzyczeć, nie zgadzać, walczyć. Ona to powiedziała, bo naprawdę uwierzyła. Tak raz na zawsze.

Żaden Ewangelista nie opisał spotkania Zmartwychwstałego z Jego Matką, może to znaczyć, że Ona tylko cicho towarzyszyła. Nie stworzyła żadnej sytuacji podczas Drogi Krzyżowej, która zostałaby opisana. Oczywiste jest jednak to, że była z Nim przez całe Jego Triduum Paschalne. Przyszła tam, żeby być ze swoim Synem, Chrystusem. Przyszła, by mieć dla Niego w oczach to zapewnienie, które mają matki cierpiących dzieci: wszystko będzie dobrze, dasz radę, tak trzeba.

Reklama

Była z Nim cały czas. Niezłamana zwątpieniem, doświadczyła i Krzyża, i poranka Wielkiej Nocy.

Maryja Bolesna uczy nas, czym jest prawdziwa wiara. Co to znaczy zgodzić się i zachować jak trzeba, do końca. Choćby serce pękało na tysiące kawałeczków, choćby po ludzku ból był nie do wytrzymania, trwać, dodawać sił, wierzyć. Wypełnić wolę do końca.

Być z Maryją Bolesną to być najbliżej Jezusa jak to możliwe. Być z Maryją, to iść wraz z nią z tą pewnością, że wszystko jest jak trzeba. Maryja uczy nas, że nie ma takiego upokorzenia, nie ma takiego cierpienia i nie ma takiej siły, która złamałaby nas, jeśli naprawdę wierzymy Bogu.

Wszystko będzie dobrze. Dasz radę. Tylko na drodze krzyżowej trzymaj się Maryi. Z Nią zawsze będziesz najbliżej Chrystusa.

***

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę