Nasze projekty

Synod to synod

Synod to nie parlament - powiedział papież Franciszek na rozpoczęcie Synodu o rodzinie. W opinii papieża bardzo istotne jest, aby przynajmniej katolicy, przynajmniej ludzie Kościoła mieli o synodzie rzeczywiste wyobrażenie.

Reklama

Niezrozumiała rzeczywistość

Ludzie spoza Kościoła, nawet życzliwi jego obserwatorzy, rzeczywiście mają trudności ze zrozumieniem, czym są i jak funkcjonują synod, konklawe, sobór. No bo jak po ludzku zrozumieć taką na przykład definicję synodu uczynioną przez Franciszka: Synod jest miejscem chronionym, gdzie Kościół doświadcza działania Ducha Świętego. Jak wyobrazić sobie gorącą dyskusję publicystów o zdaniu: Na Synodzie Duch przemawia językiem wszystkich ludzi, którzy pozwalają się prowadzić Bogu, który zawsze zaskakuje, Bogu, który objawia maluczkim to, co ukrywa przed mądrymi i roztropnymi, Bogu, który stworzył Prawo oraz szabat dla człowieka, a nie odwrotnie, Bogu, który zostawia dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, aby znaleźć jedyną zagubioną, Bogu, który jest zawsze większy od naszej logiki i naszych obliczeń

Synod jest zatem modlitewnym zebraniem pasterzy Kościoła, gdzie główną rolę odgrywa Duch Święty. Ta definicja to żaden kościelny żargon, w żadnym razie symbolika, w żadnym razie legenda mająca na celu wytworzenie mistycznych znaczeń tam gdzie ich nie ma. Taka jest właśnie rzeczywistość tych zebrań. Uwaga – dla nas.

Reklama

Alternatywny synod

Podczas ostatniego konklawe tuż przed wejściem na antenę dziennikarka prowadząca rozmowę szepnęła mi: Ale proszę, nie mówmy o Duchu Świętym, ja wiem, że to prawda, ja jestem wierząca, ale w mediach to się nie sprzeda…

Reklama

Z jednej strony zatem trudna do uchwycenia rzeczywistość, z drugiej trudność w opowiadaniu o niej. Nic dziwnego, że media próbują opisać ją stosując analogie, obrazy znane odbiorcy rodem ze świata polityki czy sportu: synod jako parlament, konklawe jako wyścig kandydatów. W tym miejscu rodzi się w istocie parlamentarny obraz synodu, gdzie różne frakcje, od liberalnej po konserwatywną, spotykają się na negocjacjach, gdzie trwa walka najpierw o przeforsowanie własnych propozycji (liberalizacja doktryny bądź jej ochrona), a jeśli brak odpowiedniej siły – przynajmniej przeprowadzenie kompromisu który w sposób najlepszy z możliwych pogodzi wszystkich zwaśnionych.

Na szczęście papieżowi nikt nie szepnie, by mówiąc o synodzie nie wspominał o Duchu Świętym, bo to się w mediach nie sprzeda, i już po kilku minutach jego słowa ukazały się wszędzie i wszystkim nam przypomniały: Synod to nie parlament. Jest wspólnym pielgrzymowaniem w duchu kolegialności i synodalności, odważnie podejmując parezję, gorliwość duszpasterską i doktrynalną, mądrość, szczerość, i zawsze mając przed oczyma dobro Kościoła, rodzin i najwyższe prawo – zbawienie dusz.

Reklama

Italy - Religion - Pope Francis - 14th General assembly of the Synod of Bishops

Otwarcie nieskuteczne

Dawniej dziennikarze nie znosili aury tajemniczości wokół Stolicy Apostolskiej. Choć sama w sobie tworzy wyjątkowość również w mediach, dla dziennikarza mającego określone zadania i wymagania stanowiło nie lada trudność. Wynikało to z bardzo prostego powodu: braku informacji. Tymczasem wraz z rozwojem technologii i zainteresowania w pewnym momencie całego już świata dziennikarze coraz bardziej tych informacji potrzebowali. W ich miejsce powstawały więc różnej maści spekulacje. Tak rozwijają się w okresie sede vacante rankingi papabili, które przeważnie mało mają związku z rzeczywistością, tak powstał medialny obraz Soboru Watykańskiego II, a aktualnie “relacje z frontu”.

Stolica Apostolska oczywiście zdawała sobie sprawę z tych konsekwencji. Otworzyła się zatem informacyjnie – przy zachowaniu jednak tajemnicy obrad. Codziennie relacje, konferencje prasowe i briefingi, w wypadku synodu o rodzinie – wolność wypowiedzi uczestników obrad. Okazało się, że problem nie zniknął, a mówiąc precyzyjnie – “medialne konklawe” czy “medialny synod” nadal mają się dobrze.

Popatrzmy na synod o rodzinie. Szybko się okazało, że mało kto potrafi zmieścić się w tak wąskim gorsecie zaproponowanego tematu, jakim jest rodzina. Media – zgodnie ze swoją specyfiką, zgodnie z regułami news values – swoją uwagę zwróciły głównie na dwa punkty spośród stu kilkudziesięciu: na komunię dla rozwodników oraz na problem homoseksualistów. A frakcje i tak dominują.

Kościół papieża-lekarza i Kościół biskupów-sędziów muszą się ze sobą zderzyć – zapowiadał swój tekst na twitterze jeden z publicystów zajmujących się tematyką katolicką. Inny z dziennikarzy zaanonsował tytuł: Synod. Z woli papieża Franciszka o rodzinie i (uwaga, uwaga) seksualności.

I tak oto od dwóch lat w alternatywnej, medialnej wersji synodu grupa kardynałów i biskupów na czele z papieżem obradują nad zmianą doktryny Kościoła w kwestii dopuszczenia osób rozwiedzionych do Komunii. A nawet do uznania rozwodów i zmiany oceny homoseksualizmu. Tylko nad tym, bo to tematy medialne, wywołujące odzew opinii społecznej, choć niekoniecznie katolickiej. Pozostałe kilkaset punktów jest niemalże niezauważonych. A przede wszystkim to, że to synod o rodzinie.

Synod to nie parlament – przypomina papież, ledwie, przyznajmy to, słyszalny.

Wszyscy zapomnieli?

Wydawało się wtedy, że tematem synodu musi stać się nie tylko rodzina, ale sam synod i jego natura. Już nie tylko katolikom, już nie tylko obserwatorom i mediom – ale samym uczestnikom synodu Franciszek musiał przypomnieć, że metodą pracy nie są tu negocjacje i wysiłki zmierzające do kompromisu znane z potyczek politycznych.

Pomimo zakończenia prac przy ankiecie, którą między synodami papież zarządził w całym Kościele, różne środowiska i gremia, a nawet episkopaty zaczęły prezentować własne stanowiska. Konferencje prasowe, mniej lub bardziej huczne sposoby rozpropagowania własnego stanowiska przed przystąpieniem do kluczowych negocjacji, nawet głośny coming out przygotowany przez grupę chcącą wprowadzić na obrady postulat zmiany myślenia o homoseksualizmie w Kościele – taki właśnie obraz, już nie tylko z mediów, ale nawet z relacji uczestników wyłaniał się przed synodem.

Jeden z biskupów – uczestników synodu podzielił się informacją, że według jego luźnej oceny, 35% biskupów na Synodzie jest za dopuszczeniem rozwiedzionych do komunii. Nic dziwnego, że jego relacja obiegła świat i jako żywo przypominała profesjonalnie przeprowadzony sondaż albo wynik głosowania. Tylko wnikliwy czytelnik mógł u końca depeszy dowiedzieć się, że nie miał do czynienia z sondażem, tylko z oceną, i to opartą bardziej na wrażeniu niż kalkulacji jednego z uczestników.

Synod to nie parlament – powtarza tymczasem papież. – Jest wyrazem życia Kościoła, to znaczy Kościoła podążającego razem, aby odczytać rzeczywistość oczyma wiary i z sercem Boga. Jest to Kościół, stawiający sobie pytanie o swoją wierność względem depozytu wiary, który nie jest dla niego muzeum, którego trzeba strzec lub ocalić, ale żywym źródłem, z którego Kościół czerpie, aby ugasić pragnienie życia i rzucić światło na depozyt życia.

21152090874_0b4f1b5eb3_o

Po zakończeniu

Co się stanie po synodzie? Przecież już teraz wiadomo, to, co nieliczni powtarzali już rok temu, przed rozpoczęciem Synodu Nadzwyczajnego: w sensie doktrynalnym nic. Może dojść do pewnych korekt pastoralnych, ale doktryna pozostanie nienaruszona, a gwarantem tego jest papież. Zmieni się za to dużo w perspektywie synodu rzeczywistego: jak bardzo ważne okaże się to spotkanie biskupów, jakim impulsem wiary zostaną umocnione rodziny, ile będzie znaczyło przypomnienie radości sakramentu małżeństwa, co nowego Kościół zaproponuje dla rodzin – dopiero się tego dowiemy. A ile niespodzianek jeszcze nas czeka, tego nie wiemy, bo synod jeszcze trwa.

A co zrobią media? Historia – dla której nie jest to, uwierzcie, pierwsze spotkanie synodu medialnego z tym rzeczywistym (nie mówiąc o soborze czy konklawe) – zna przynajmniej dwa scenariusze. Papież chciał, ale nawet wraz z silną frakcją progresistów okazał się za słaby, by wygrać z wciąż silną grupą konserwatystów – to pierwsza “narracja” (co z tego, że nijak się ona ma do faktu, że papież ma władzę w Kościele, a synod jest tylko ciałem doradczym). Nie będzie to rozczarowanie papieżem (to przecież liberalny Franciszek), lecz właśnie konserwatyzmem, wciąż bardzo silnym w Kościele. Ale rozczarowanie będzie na pewno. Inni komentatorzy będą widzieli rewolucję tam, gdzie w istocie jej nie ma. Jakiś postulat o znaczeniu pastoralnym będzie przedstawiony jako rewolucyjna zmiana doktrynalna, a przynajmniej taka, która zapowiada nadchodzące nieuchronnie zmiany i zwiastująca otwarcie się Kościoła.

Nie spodziewajmy się jednego: nikt nie zrezygnuje z frakcyjnej narracji. Ktoś wygra, ktoś przegra, a punktem odniesienia do zawyrokowania zwycięstwa/porażki będzie możliwość przystępowania do Komunii Świętej osób rozwiedzionych w nowych związkach. Co z tego, że synod jest o rodzinie. Kogo interesuje tak nudny temat jak rodzina. Albo synod, że to przestrzeń, gdzie Kościół doświadcza działania Ducha Świętego.

 

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę