Nasze projekty
fot. Mateusz Ochman

Patrioci z Marszu Niepodległości

Dziesiątki tysięcy osób na Marszach Niepodległości to polscy patrioci. Nie faszyści, nie naziści, nie bandyci - choć często taką łatkę im się przykleja

Reklama

Uczestnicy Marszu Niepodległości to normalni ludzie, których spotykacie codziennie w drodze do pracy, w kawiarni i kinie, tramwaju, na klatce schodowej… Wszędzie. Młodzi i starsi. Kobiety i mężczyźni. Rodzice z dziećmi. Harcerze, księża, studenci, kibice, robotnicy… Wszyscy.

Czarne kaptury, czarne kominiarki i okulary. Czarne bluzy. Na dłoniach czarne rękawiczki. Kilkadziesiąt czy sto lub dwieście osób – trudno ocenić. Czekają. Jest 11 listopada 2011. Święto Niepodległości. Warszawa, ulica Marszałkowska. Zaraz ruszy Marsz. Podchodzę, robię zdjęcia. Nie jestem zamaskowany, nie robię zdjęć z ukrycia. Widać, że jestem dziennikarzem – łatwo nas odróżnić, chociażby po sprzęcie fotograficznym. A jak ktoś pyta zawsze się przedstawiam, pokazuję legitymację. Jedno zdjęcie, drugie, kolejne… Patrzą na mnie. Jeśli ktoś nie miał kominiarki – szybko zasłania twarz: ręką, chustą, maską – czymkolwiek. Maska z horroru „Krzyk” pokazuje mi środkowy palec… Jestem na Kolorowej Niepodległej. Kontrmanifestacji wobec Marszu Niepodległości, zorganizowanej przez środowiska lewicowe.

Reklama

Przyszedłem właśnie tutaj, bo nie mogłem uwierzyć, że ktoś w stołecznym Ratuszu wydał zgodę, by na drodze Marszu Niepodległości stanęli lewicowcy z Kolorowej Niepodległej. To zabawa zapałkami w fabryce prochu. Wiedziałem, że będzie gorąco, że muszą się zetrzeć. Władza też wiedziała. Wysłała na ulice uzbrojonych (strzelby gładkolufowe, kaski, tarcze, kamizelki, armatki wodne itp) policjantów. Zawsze takich wysyłają, jak wiedzą, że będzie zamieszanie.

Reklama

Dlaczego o tym piszę? Dlaczego o manifestacji sprzed kilku lat? Bo tu tkwi klucz do zrozumienia fenomenu Marszu Niepodległości i manipulacji tym, co tam się dzieje. Rozrabia grupka, a tysiące, tysiące zwykłych ludzi idzie radośnie.

W gotowości na zamieszki. Foto Sławomir Dynek CogitoMedia
W gotowości na zamieszki. Fot. Sławomir Dynek CogitoMedia

Reklama

Marsz Niepodległości został zainicjowany przez środowiska narodowe. Szybko zyskał zwolenników wśród osób niezaangażowanych politycznie. Stał się manifestacją patriotyczną, na którą nie trzeba zwozić uczestników autokarami. Ludzie po prostu chcieli w nim uczestniczyć – nagle stał się wydarzeniem, na którym warto być. I okazało się, że chcą tu być dziesiątki tysięcy, z biało czerwonymi flagami.

11-go listopada 2011 roku ludzie gromadzą się w pobliżu rotundy w centrum Warszawy. Marsz Niepodległości rusza wreszcie z ronda Dmowskiego. Nieprzebrany tłum z biało czerwonymi flagami. Kolorowa Niepodległa, malutkie zgromadzenie, czeka w okolicy pl. Konstytucji. To jeden, dwa przystanki tramwajowe. Blisko. Wcześniej, w pobliże lewicowej „czarnej grupy” dotarli ci z Marszu Niepodległości, którym trudniej poruszać się w tłumie. Osoby starsze, matki z wózkami, jest ktoś na wózku inwalidzkim. Nagle, w ich kierunku, z tłumu za moimi plecami lecą butelki i słoiki wypełnione jakąś farbą, czymś… Ciężkie. Jeśli kogoś trafi w głowę… Zamieszanie. Ktoś biegnie, ktoś krzyczy. Lecą te butelki. Szarpanina zamaskowanych postaci z policją. Policja odprowadza do karetki mężczyznę z zakrwawioną twarzą. A nawet nie dotarło tu jeszcze czoło marszu. Jakaś starsza kobieta, z biało czerwoną chorągiewką, staje przed szpalerem policji. Nie wie co zrobić dalej. Jakiś pan w sile wieku łapie mnie za ramię: Proszę pana! Co tu się dzieje!? O co chodzi?! – krzyczy do mnie. Którędy mam iść? – pyta. Co mam mu odpowiedzieć? Przecież mieli spokojnie przejść Marszałkowską… A wpadli w pułapkę, kocioł.

Jak się zaczęło w ten sposób, to już nie było szans na spokojne dotarcie Marszu do mety. Zamieszki. Telewizje pokazują bitwę między policją a ludźmi w kominiarkach. Część krewkich uczestników Marszu Niepodległości, Kolorowej Niepodległej – wybiera burdę między sobą i policją. Już nie ważne kto zaczął. Wszystko się miesza. Nikt już nie kontroluje tego, co dzieje się na pl. Konstytucji. Policja odcina plac od reszty miasta. I to trafia na czołówki przekazów w TV, radiu, internecie i do gazet. Choć marsz poszedł dalej. Większość ludzi chciała to przejść spokojnie. Część została odcięta w bocznych ulicach. Na ul. Pięknej grupa dziewcząt, harcerek. Niedowierzanie na twarzach. Bezradnie tkwią w miejscu i patrzą na to, co się dzieje.

fot. Mateusz Ochman

Megafony policyjne wzywają dziennikarzy do opuszczenia pl. Konstytucji. Podobne wezwania lecą w kierunku manifestantów. Większość jest spokojna, ale znaleźli się między młotem a kowadłem. Plac pustoszeje. Leżą kostki brukowe, szkło, jakieś deski, kosze na śmieci. Dostaję się na ul. Waryńskiego. Teraz od placu oddziela mnie kordon policji i armatki wodne. Przechodzą ostatni manifestanci. Pojawiają się Zbigniew i Zofia Romaszewscy. Też byli na placu. Dwóch mężczyzn kładzie się na asfalcie i przykrywa białoczerwoną flagą. Chcą powstrzymać armatki wodne, ale te już nie jadą dalej. Marsz już odszedł daleko. Jak się potem okaże – nie to będzie „jedynką” przekazu. Gonimy za Marszem Niepodległości. Dzisiaj jeszcze będzie dużo zamieszania.

Po tym dniu, ktoś jednym rysunkiem oddał istotę manipulacji. Ten rysunek krąży w internecie. Pół kartki zapełnia spokojny tłum. Głowa przy głowie, z biało czerwonymi flagami. I nie ma dziennikarzy. Drugie pół jest czyste. Tylko w dolnym rogu jakiś człowiek niszczy samochód TVNu. I przy nim tłumek dziennikarzy. Ale reporterzy, którzy są w miejscach takich gorących wydarzeń są w trudnej sytuacji. Muszą być tam, gdzie są zamieszki, chociaż redakcje powinny zadbać o to, by relacjonować całość wydarzenia.

Przed każdym 11 listopada atmosfera gęstnieje. Środowiska lewicowe alarmują, że zbliża się faszyzm, nacjonalizm itp. Wśród obrażanych w ten sposób znajdują się tacy, którym puszczą nerwy. Są też tacy, którzy przyjeżdżają bić się z policją. Są także tacy, którzy na wszelkie sposoby prowokują uczestników Marszu. I kółko się zamyka. Ale ich jest zdecydowana mniejszość. Tylko w mediach wyrosła na armię. Kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy uczestników Marszu Niepodległości chce spokojnie cieszyć się wolnością. Świętować. Chce przejść przez Warszawę w białoczerwonym marszu. Zderzają się tu dwie narracje. Zamaskowani z Kolorowej Niepodległej niosą transparent z napisem „Faszyzm nie przejdzie” i „Faszyzm niejedno ma imię”. Odkryte twarze idą pod hasłem „Polska zawsze niepodległa”. Te światy są tak odległe… Gdzieś w oddali, zawieszony nad tłumem majaczy mi transparent z napisem „Miłość do Boga i Polski nie jest faszyzmem”.

Nie wiem, jak będzie w tym roku. Ale pewnie znowu przyjdą dziesiątki tysięcy radosnych patriotów, w biało czerwonych szalikach, z polskimi flagami, w bluzach z orłami albo symbolami Polski Walczącej. I dzięki internetowi zobaczą się i policzą.

Opisałem, co widziałem.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę