Nasze projekty

Młodzi z aureolą

Czy mając dwanaście, piętnaście czy osiemnaście lat można pójść za Jezusem na całość, na śmierć i życie? Nastolatkowie z aureolami przekonują nas, że wiek nie ma znaczenia – liczy się miłość!

Reklama

Urodzona się w szacownej, rzymskiej rodzinie śliczna 12-letnia Agnieszka miała wielu kandydatów do małżeństwa. I wybrała – ale jej Oblubieniec nie był dostrzegalny ludzkim okiem. Swoją decyzją wzbudziła furię w jednym z niedoszłych narzeczonych. I nic dziwnego – przegrać z którymś z rywali to w końcu żaden wstyd, ale z niewidzialnym Jezusem? Zawiedziony młodzieniec postanowił się zemścić. Agnieszkę oskarżono o bycie chrześcijanką, co u progu IV wieku było prawie równoznaczne z wyrokiem śmierci. Sędzia namawiał ją, prosił, groził, w końcu rozniecił ogień i przyniósł narzędzia tortur – nic z tego. Agnieszka patrzyła spokojnie i nie zmieniała swojego zdania. Aby ją upokorzyć, odesłano ją do domu publicznego, gdzie – jak głosi legenda – wzbudziła taki szacunek, że żaden z bywalców nie odważył się do niej zbliżyć. A gdy w końcu znalazł się jeden śmiałek, upadł porażony ślepotą. Agnieszka wróciła przed oblicze sędziego, który skazał ją na ścięcie. Św. Ambroży pisał później, że „udała się na miejsce kaźni szczęśliwsza niż inne, które szły na swój ślub”. Swojego Oblubieńca ukochała bardziej, niż życie.

Czesiek, Franek, dwóch Edków i Jarogniew, zwany Jaroszem. Poznali się w salezjańskim oratorium w Poznaniu – tam razem bawili się, uczyli i modlili. I stamtąd poszli razem, najpierw na dwuletnią tułaczkę po gestapowskich więzieniach, aż w końcu na śmierć. Najmłodszy miał 19 lat, najstarszy 23. O takich, jak oni, mówi się dziś: Kolumbowie. Zamiast umawiać się na pierwsze randki i martwić się, jak powiedzieć rodzicom o dwójce z polskiego, musieli uczyć się ukrywania przed niemieckimi łapankami i stawiania oporu okupantom, działając w konspiracji. Przez rok służyli w szeregach Narodowej Organizacji Bojowej, ale we wrześniu 1940 roku zostali zadenuncjowani i oskarżeni o zdradę stanu. Więzieni i torturowani, nie stracili młodzieńczej pogody ducha. Franek Kaźmierski w jednym z grypsów do Edka pisał: „Ja się mego humoru jeszcze nie pozbyłem, jeszcze figle płatam”. Ale to, co najważniejsze, działo się w ich sercach. Dojrzewali, zbliżając się coraz bardziej do Tego, który już na wolności pociągnął ich do Siebie. Edek Klinik w liście do siostry pisał: „Dzisiaj, mając już za sobą duży okres szkoły życiowej, patrzę inaczej na świat, gdyż więzienie bardzo zmienia człowieka. Dla niejednych staje się szkodliwym, dla innych zbawiennym. Ja i moi koledzy możemy powiedzieć, że dla nas jest i będzie tym drugim”. Cierpienie ofiarowali za swoich prześladowców, a wyrok skazujący na śmierć przyjęli ze spokojem. Z listów, pisanych na kilka chwil przed śmiercią, przebija pełna zgoda na Bożą wolę i radość z bliskiego spotkania z Panem. Zaopatrzeni sakramentami, zostali zgilotynowani 24 sierpnia 1942 roku.

Reklama

Jaki ojciec, taki syn. Od kiedy Augustyn Yu Chin-gil usłyszał o Chrystusie, robił wszystko, aby Kościół katolicki dotarł do Korei. Dzięki jego staraniom na „Ziemię porannej ciszy” trafili pierwsi misjonarze. Swojego syna, Piotra Yu Tae-ch’ŏl, wychowywał pomimo sprzeciwów swojej żony zgodnie z wartościami, które wyznawał. Piotr był we wszystkim posłuszny matce, ale w sprawach wiary zaufał swojemu ojcu. Tak bardzo, że kiedy w lipcu 1839 roku Augustyn został aresztowany na fali prześladowania koreańskich chrześcijan, 13 – letni Piotr sam oddał się w ręce władz. W więzieniu nikt nie zważał na jego młody wiek – biciem i torturami usiłowano go zmusić do wyrzeczenia się wiary. Chłopiec nie ugiął się i do końca zachował pogodę ducha i odwagę, która zawstydzała dorosłych. Został uduszony w więzieniu 31 października 1839 roku.

Wyrwać się do szkoły w dużym mieście – który nastolatek nie marzy o takiej możliwości? Do domu daleko, do rozrywek blisko. Ale 14-letni Staszek Kostka nie interesował się tańcami i spotkaniami towarzyskimi. Ten pochodzący z Rostkowa młody szlachcic miał jeden cel – zostać księdzem. Wiedeńskie kolegium jezuitów wydawało się spełnieniem jego marzeń! Ale rzeczywistość okazała się trudniejsza. Jezuici nie przyjmowali nikogo bez zgody rodziców, a na nią Staszek, przygotowywany do przejęcia rodzinnego majątku, nie mógł liczyć. Głos powołania okazał się jednak silniejszy od woli najbliższych. Aby spełnić swoje pragnienie, Staszek wyruszył najpierw do Augsburga, potem do Dylingi, aby w końcu – po pieszej przeprawie przez Alpy – dotrzeć do Rzymu. Poruszeni jego determinacją jezuici przyjęli go do nowicjatu. Swoją pokorą, dojrzałością i rozmodleniem ujął swoich zakonnych braci. Sielanka nie trwała długo – po dziecięciu miesiącach w nowicjacie ciężko zachorował. Zmarł 15 sierpnia 1568 roku. Wyniesiono go na ołtarze jako pierwszego członka Towarzystwa Jezusowego – wyprzedził nawet samego Ignacego!

Reklama

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę