Nasze projekty
fot. urszulanki.pl

Urszula Ledóchowska. Kobieta niepodległa

Była wybitnym piarowcem, potrafiącym docierać do serc i rozumu słuchaczy. A dzięki genialnym zdolnościom lingwistycznym, przemawiała do słuchaczy po fińsku, szwedzku, duńsku, norwesku. Oddziaływała na emocje, ale potrafiła też solidnie umotywować tezę, że naród o takich dziejach i kulturze jak Polska ma być niepodległy. Taka była Urszula Ledóchowska.

Reklama

Urodziła się w Austrii, jej matka była Szwajcarką, w jej żyłach płynęła krew kilku europejskich narodów, a jednak za swoją najukochańszą ojczyznę uznała Polskę. Osiedliła się w niej jako osiemnastoletnia dziewczyna i do końca życia nie wyzbyła się obcego akcentu. Dlatego, gdy pojawiła się szansa odzyskania niepodległości, bez wahania i wytchnienia poświęciła kilka lat swojego życia na promocję rodzimej kultury i zbieranie funduszy dla rodaków cierpiących biedę w skutek wojny prowadzonej przez obce, zaborcze mocarstwa.

Konsekwentna i uparta

W chwili wybuchu I wojny światowej Urszula Ledóchowska zbliżała się do pięćdziesiątki i miała już za sobą kawał pracowitego życia. Jej matka, Józefina Salis-Zizers była Szwajcarką z bogatym wielonarodowym rodowodem, ojciec Antoni był potomkiem uczestników wyprawy wiedeńskiej, Sejmu Czteroletniego, Powstania Listopadowego. Rodzice wraz z kilkorgiem rodzeństwa Julii (takie imię otrzymała na chrzcie) osiedlili się na ziemiach polskich gdy panna była już dorosła. Niedługo była w domu, trzy lata po osiedleniu się w Lipnicy Murowanej wstąpiła do klasztoru urszulanek krakowskich i ponad dwie dekady poświęciła na kształcenie dzieci i młodych kobiet. Do Petersburga wyjechała by objąć kierownictwo w placówce, prowadzonej przez jej Zgromadzenie przy kościele św. Katarzyny – Polonia w Rosji była bardzo liczna i bez wyjątku pragnęła, by polskie dzieci były wychowywane w duchu katolickim i patriotycznym.

Wybuch wojny uniemożliwił Urszuli pracę w Rosji, bo jako obywatelka austriacka, czyli wrogiego państwa, musiała opuścić imperium carów. Pierwszym punktem pobytu była Finlandia, gdzie miała zakupiony dom dla swej wspólnoty zakonnej, ale po usunięciu jej przez rosyjskie władze także i z tego miejsca zaczęła się jej skandynawska saga i wielkie zaangażowanie w walkę o niepodległą Polskę.

Reklama

„Straszne położenie, w jakim znalazła się wielomilionowa ludność polska na terytorium płomieniem wojny objętym, skłoniło grono przedstawicieli inteligencji polskiej, przebywających z powodu wojny za granicą, do podjęcia starań o założenie instytucji, która by rozwinęła na najszerszą skalę wszechświatową akcję ratunkową i ześrodkowała działalność wszystkich innych instytucji pomocy w Europie i Ameryce. Po zbadaniu sprawy i porozumieniu się organizacji krajowych utworzony został Komitet Generalny Pomocy dla Ofiar Wojny w Polsce. Na miejsce urzędowania Komitetu wybrana została Szwajcaria zarówno ze względu na swą neutralność, jak i swe położenie geograficzne. Siedzibą Komitetu jest Lozanna. Komitet ma charakter wyłącznie filantropijny. Przy rozdzielaniu zapomóg nie będzie miała znaczenie ani przynależność państwowa, ani wyznanie, ani przynależność polityczna ofiar potrzebujących pomocy” – pisał noblista Henryk Sienkiewicz do Marii Skłodowskiej-Curie. Autor „Trylogii”, współzałożyciel Komitetu, zapraszał tak wpływowych rodaków prosząc o włączenie się w jego prace.

Kobieta w skromnych sukniach

Dla Urszuli Ledóchowskiej zaangażowanie się w prace Komitetu w Vevey (to była jego potoczna nazwa) była oczywistością. Ale nie ograniczyła się do zbierania pieniędzy, a „dorzuciła” własne cenne inicjatywy – w ciągu trzech lat przeprowadziła brawurową akcję informacyjno-promocyjną na rzecz ojczyzny, jej kultury i dorobku cywilizacyjnego. Dziś powiedzielibyśmy, że była wybitnym piarowcem, potrafiącym docierać do serc i rozumu słuchaczy. A dzięki genialnym zdolnościom lingwistycznym (potrafiła nauczyć się obcego języka w kilka miesięcy), przemawiała do słuchaczy po fińsku, szwedzku, duńsku, norwesku. Oddziaływała na emocje, ale potrafiła też solidnie umotywować tezę, że naród o takich dziejach i kulturze ma być niepodległy.

W czasie skandynawskich wędrówek zrealizowała trzy serie odczytów, poświęconych Polsce, dzięki niej w latach 1914-1920 w czasopismach ukazało się 180 życzliwych ojczyźnie publikacji, gdyż doceniała potęgę mediów i obok docierania do wybitnych i wpływowych osobistości, kontakty z dziennikarzami były jej priorytetem. „Miałam 27 X odczyt po szwedzku w Sztokholmie, 2 XI będę miała w Uppsali, 5 XI w Falköping, 9 XI w Göteborgu, 12 w Malmö, 13 spodziewam się w Lund, a 16 i 18 w Kopenhadze, potem muszę śpieszyć do mej szkoły. (…) W styczniu urządzę w Sztokholmie żywe obrazy z naszej historii…” – pisała „jałmużnica, prosząca za Polską” – jak sama siebie określała, kobieta w ciemnych, skromnych sukniach podróżująca z dwiema niewielkimi sakwojażami. Po jej odczytach ustawiały się długie kolejki ofiarodawców, do kraju płynęły pieniądze i transporty żywności.

Reklama

Międzynarodowy rozmach i batalia o wolność

Nie miała obiekcji, by w sprawę zaangażować obok biskupa katolickiego Johennesa von Eucha naczelnego biskupa ewangelickiego Haralda Ostenfelda, kopenhaskiego nadrabina, feministkę Ellen Key. W kilku językach wydała zbiór „Polonica” z artykułami poświęconymi Matejce, Szopenowi, królowej Jadwidze, a także Władysławowi Reymonotowi, co miało mu utorować drogę do nagrody Nobla.

Jeżdżąc po Skandynawii pozostawiała trwałe ślady swojej obecności, m.in. otworzyła pod Sztokholmem szkołę języków obcych dla dziewcząt, przeniesioną później do Danii, pismo „Solglimtar”, adresowane do szwedzkich katolików, świetlicę dla ubogich i zaniedbanych wychowawczo duńskich dzieci, dom dla polskich sierot i inne.

Pieniądze z ostatniej zbiórki, jaką przeprowadziła, przeznaczyła na kupno domu w Pniewach niedaleko Poznania. W ciągu lat kształtowała się w niej wizja nowego zgromadzenia – Serca Jezusa Konającego, które założyła i którego członkinie potocznie nazywane są urszulankami szarymi. Celem sióstr miało być i jest po dziś dzień poświęcenie się edukowaniu na różnych szczeblach.

Reklama

Narody jak pułki żołnierzy

Do Polski matka Ledóchowska wróciła w 1920 roku. Być może rycerski rodowód podpowiadał jej metafory, jakimi opisywała świat. Narody porównywała do pułków i koniecznie chciała służyć i służyła w pułku polskim. Swoje zgromadzenie widziała jako lekką kawalerię, wysyłaną do potyczek w różne wymagające miejsca. Sama przypuściła szarżę w krajach Europy północnej, walcząc o pomoc materialną i wydobycie ze 123-letniego niebytu ojczyzny. Ale jej walka na rzecz niepodległości nie skończyła się w Skandynawii. Po powrocie do kraju rozpoczęła inną batalię, którą określała jako cichą pracę – kształcenia i formacja dojrzałych, odpowiedzialnych obywateli Rzeczpospolitej.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę