Nasze projekty
fot. flickr.com/episkopatnews

Po co spowiadać się ciągle z tych samych grzechów? Odpowiada Franciszek

Czy warto spowiadać się stale z tych samych grzechów? Dlaczego nawet drobne rzeczy są cenne w oczach Boga? Na te pytania odpowiada papież Franciszek.

Reklama

Fragment pochodzi z książki „Miłosierdzie to imię Boga”


Co sądzi Ojciec Święty o tym, gdy ktoś spowiada się stale z tych samych grzechów?

Jeśli mówimy o niemal automatycznym powtarzaniu stałej formułki, powiedziałbym, że penitent nie jest dobrze przygotowany, nie otrzymał odpowiedniej katechezy, nie potraf zrobić rachunku sumienia i nie wie o wielu popełnianych grzechach, nie zdaje sobie z nich sprawy…

Reklama

Bardzo podoba mi się spowiedź dzieci, ponieważ one nie są abstrakcyjne, mówią po prostu, co się stało. Wywołują uśmiech. Są proste: mówią o tym, co się stało, wiedząc, że to, co zrobiły, jest złe.

Jeśli pojawia się powtarzalność, która przeradza się w przyzwyczajenie, to tak, jakbyśmy nie byli w stanie wzrastać w świadomości samych siebie i Pana: tak, jakbyśmy nie dostrzegali, że zgrzeszyliśmy, że mamy rany, z których musimy wyzdrowieć.

Co innego, gdy ktoś popełnia wciąż ten sam grzech i cierpi z tego powodu, z trudem się podnosi. Jest wielu pokornych ludzi, którzy spowiadają się ze swoich ponownych upadków. W życiu każdego mężczyzny i każdej kobiety nie jest jednak tak ważne to, by nigdy nie upaść w czasie drogi. Ważne jest to, by zawsze się podnosić, nie pozostawać na ziemi, wylizując rany. Pan Miłosierdzia zawsze mi przebacza, oferuje mi więc zawsze możliwość zaczęcia na nowo. Kocha mnie za to, kim jestem, chce mnie podnieść, wyciąga do mnie swoją dłoń. Takie jest również zadanie Kościoła: uzmysłowić ludziom, że nie ma takich sytuacji, z których nie można się podnieść, że dopóki żyjemy, zawsze można zacząć na nowo, jeśli tylko pozwolimy, by Jezus nas przytulił i przebaczył nam.

Reklama

Nie jest tak ważne to, by nigdy nie upaść w czasie drogi. Ważne jest to, by zawsze się podnosić.

Z czasów, kiedy byłem rektorem jezuickiego Kolegium Głównego i proboszczem w Argentynie, pamiętam pewną matkę, która mając małe dzieci, została porzucona przez męża. Nie miała stałego zatrudnienia, tylko przez kilka miesięcy w roku znajdowała prace dorywcze. Kiedy nie miała pracy, by wyżywić swoje dzieci, zarabiała jako prostytutka. Była pokorna, przychodziła do parafii, próbowaliśmy jej pomóc poprzez Caritas. Pamiętam, że pewnego dnia – był to okres świąt Bożego Narodzenia – przyszła do kolegium z dziećmi i zapytała o mnie. Zawołano mnie i przyszedłem, żeby ją przyjąć. Przyszła, by mi podziękować. Sądziłem, że dziękuje za paczkę z żywnością z Caritasu, którą jej wysłaliśmy. „Dostała ją pani?”, zapytałem. A ona: „Tak, tak, dziękuję również za to. Ale przyszłam podziękować przede wszystkim za to, że nigdy nie przestał mnie ojciec nazywać »panią«”.

To doświadczenia, z których można nauczyć się, jak ważne jest, by przyjmować z delikatnością tego, kto przed nami stoi, nie ranić jego godności. Dla kobiety tej fakt, iż proboszcz, nawet wiedząc o życiu, jakie prowadziła w miesiącach, kiedy nie miała pracy, wciąż nazywa ją „panią”, był równie ważny, a może i ważniejszy, od konkretnej materialnej pomocy, jaką jej dawaliśmy.

Reklama

W adhortacji „Evangelii gaudium” napisał Ojciec Święty: „Maleńki krok pomiędzy ogromnymi ludzkimi ograniczeniami może bardziej podobać się Bogu niż życie zewnętrznie poprawne tego, kto przeżywa swoje dni, nie stawiając czoła poważnym trudnościom”. Co to oznacza?

Wydaje mi się to raczej jasne. (…) W przypadku niektórych osób, ze względu na sytuację, w jakiej się znajdują, ze względu na ludzkie dramaty, jakie przeżywają, mały krok, niewielka zmiana ma ogromne znaczenie w oczach Boga.

Pamiętam, że spotkałem kiedyś przy wejściu do pewnego sanktuarium dziewczynę. Była ładna, uśmiechnięta. Powiedziała mi: „Jestem szczęśliwa, ojcze, przychodzę podziękować Maryi za otrzymaną łaskę”. Była najstarsza z rodzeństwa, nie miała ojca i by pomóc utrzymać rodzinę, prostytuowała się: „Nie było innej pracy w mojej wiosce…”. Opowiedziała mi, że pewnego dnia do domu publicznego przyszedł pewien mężczyzna. Przyjechał z wielkiego miasta, do pracy. Spodobali się sobie i w końcu on zaproponował jej, by z nim wyjechała. Przez długi czas zwracała się ona do Maryi, prosząc Ją, by dała jej pracę, która pozwoli jej zmienić swoje życie. Była tak szczęśliwa, że może przestać robić to, co robiła!

Zadałem jej dwa pytania: pierwsze dotyczyło wieku mężczyzny, którego spotkała. Chciałem się upewnić, że nie chodzi o starszą osobę, która chciała ją tylko wykorzystać. Powiedziała, że jest młody. A później zapytałem: „I wyjdziesz za mąż?”. Ona na to: „Chciałabym, ale nie ośmieliłam się na razie go o to pytać, bo boję się, że go przestraszę…”. Była tak szczęśliwa, że może zostawić ten świat, w którym żyła, by utrzymać rodzinę.

Inny przykład czynu pozornie drobnego, lecz wielkiego w oczach Boga, to postępowanie mam i żon, które w soboty i niedziele ustawiają się w kolejki przy wejściach do więzień, by przynieść jedzenie i prezenty dzieciom i mężom – więźniom. Poddają się upokorzeniu przeszukania. Nie odrzucają swoich dzieci ani mężów, którzy popełnili błędy, idą ich odwiedzić. To gest pozornie tak drobny, a tak wielki w oczach Boga. To gest miłosierdzia, niezależny od błędów popełnionych przez ich bliskich.

Reklama

Dołącz do naszych darczyńców. Wesprzyj nas!

Najciekawsze artykuły

co tydzień w Twojej skrzynce mailowej

Raz w tygodniu otrzymasz przegląd najważniejszych artykułów ze Stacji7

SKLEP DOBROCI

Reklama

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ
WIARA I MODLITWA
Wspieraj nas - złóż darowiznę