Jak przebaczać?
„Chowanie urazy to jak picie trucizny w nadziei, że pozabija twoich wrogów” – miał powiedzieć Nelson Mandela. Przebaczenie to jedno z poważniejszych wyzwań, przed jakim staje niejeden raz w życiu każdy z nas. Czym tak naprawdę jest? Jak przebaczyć? I po czym poznać, że przebaczenie już się dokonało?
Kwestia przebaczenia to nie tylko sprawa ducha – podejmowana była także przez wielu psychologów. I choć podane przez nich definicje nieco się różnią, w jednym są zgodni: przebaczenie to proces. Nie jednorazowe wydarzenie, szybki prysznic uwalniający nas z trudnych wspomnień, ale długotrwały proces. Często bolesny, ponieważ wymaga zmierzenia się z tym, co dla nas trudne. Bo przebaczenie, wbrew obiegowym opiniom, nie jest zapomnieniem!
Czytaj także >>> Kwidzyn. Wyspa Świętej Marii i pustelnia Doroty z Mątów
Prawda
Kiedy ktoś wyrządzi mi krzywdę, najczęściej wybieram jedną z dwóch dróg. Czasami dopada mnie pragnienie zemsty – godzinami rozpamiętuję swoje nieszczęście i rozmyślam nad sposobem ukarania sprawcy. Ale często bywa odwrotnie – próbuję uniknąć trudnych emocji, wmawiając sobie, że nic złego się przecież nie stało, a moja krzywda była tak naprawdę nieistotna. Bolesne uczucia usiłuję zamknąć w najciemniejszej szufladce mózgu i staram się żyć jak dotychczas.
Tyle, że emocje nie są mi posłuszne… I chociaż może mi się zdawać, że skutecznie je usunęłam, one działają jak ropień – niewidoczne gołym okiem, zatruwają cały organizm. Nie ma rady – aby przebaczyć, muszę najpierw stanąć w prawdzie z własną krzywdą. Nie mogę dłużej udawać, że nic się nie stało. Bo przecież się stało – ktoś mnie zranił, skrzywdził, zniszczył moje zaufanie, pokładane w sobie nadzieje, może jednym ruchem przekreślił moją przyszłość. A jeśli tak, to mam prawo czuć gniew, żal, złość, rozgoryczenie.
Osoby wierzące mają z tym często problem – wydaje nam się, że samo odczuwanie trudnych emocji jest zaprzeczeniem przykazania miłości bliźniego. Ale to nieprawda – emocje nie są grzechem! Są głosem naszego wnętrza, oznajmiającym nam – czasem bardzo dobitnie – że wydarzyło się coś trudnego. Dopiero pozwolenie sobie na te trudne, bolesne odczucia, otwiera nam drogę do przebaczenia.
Przeczytaj również
Czytaj także >>> Sztuczna inteligencja. Jest się czego bać?
Decyzja
Drugi krok to podjęcie decyzji o przebaczeniu. Decyzji, że uznaję odpowiedzialność winowajcy, ale mimo to chcę zrezygnować z zemsty. Decyzji, że przestaję oczekiwać rekompensaty, a nawet przeprosin. Ale uwaga! Przebaczenie nie oznacza bagatelizowania krzywdy i zapomnienia o trudnym doświadczeniu. Nie zmusza nas też do wejścia z winowajcą w relację przyjaźni – czasami dla własnego dobra lepsze jest całkowite odcięcie się od kontaktu, szczególnie, jeśli winowajca może nadal nas ranić.
Przebaczenie to powiedzenie samemu sobie: zostałem skrzywdzony. Osoba, która to zrobiła, nie miała do tego prawa. Zraniła mnie i cierpię, to niesprawiedliwe. Odczuwam ból, żal i gniew. Ale nie chcę, aby te uczucia kierowały całym moim życiem. Rezygnuję z prawa do zemsty, przestaję czekać na zadośćuczynienie. Zamiast tego chcę odnowić moją miłość do tego człowieka, ułaskawić go i oddzielić to, co zrobił, od tego, kim jest. Chcę przestać karmić się urazą i wyzwolić swoje życie spod wpływu tego wydarzenia. Robię to przede wszystkim dla siebie – nie chcę być niewolnikiem zadanej mi rany.
A potem? Powiedzieć to sobie jeszcze raz. I kolejny, i jeszcze… Na początku często wbrew narzucającemu się pragnieniu zemsty lub chęci poddania się rozpaczy, potem z coraz większym spokojem. Przebaczenie to nie przełącznik w głowie – nie działa automatycznie. Wymaga czasu i delikatności, pozwolenia sobie na oswojenie się z krzywdą, przeżycie, a często wypłakanie i wykrzyczenie całego żalu i bólu.
Modlitwa
Tyle z psychologii. Bywa jednak, że mimo największych wysiłków woli, przepracowania emocjonalnego i pragnienia uwolnienia się od trucizny, proces przebaczenia nie postępuje. W sercu łomocze pragnienie zemsty lub poczucie krzywdy, a rana zadana przez krzywdziciela nie chce się w żaden sposób zabliźnić. Po ludzku nie da się zrobić nic więcej.
Na szczęście na psychologii świat się nie kończy! Pozostaje jeszcze Jezus – najlepszy Lekarz. I to Jego warto zaprosić do wszystkich etapów przebaczania. Najpierw pokazać Mu swoje emocje, opowiedzieć o zadanej ranie – tak, jak lekarzowi opowiada się historię choroby. A potem zrobić to, co On sam zrobił na krzyżu – wołać do Ojca, aby to On przebaczył naszemu winowajcy. Modląc się, stopniowo odkryjemy, że siła gniewu słabnie, a w sercu wzrasta pokój.
Nieumiejętność przebaczenia warto przynieść do konfesjonału – to szczególna przestrzeń działania Ducha Świętego, który nie zna słowa „przypadek beznadziejny”. Sama nasza chęć i gotowość do podjęcia walki o przebaczenie wystarcza Mu, żeby stopniowo uzdrawiać nasze poranione serca. Decyzję o przebaczeniu trzeba wielokrotnie ponawiać, przed sobą samym i Bogiem. Aż w końcu przyjdzie dzień, kiedy odkryjemy, że jesteśmy wolni. Trucizna przestanie na nas działać.
Módl się >>> Litania do Ducha Świętego