Niecodzienna rozmowa
Niezwykła postać złożyła dziewczynie obietnicę odnalezienia zagubionych zwierząt (owiec lub krów – relacje są sprzeczne), ale sama poprosiła o pomoc w głoszeniu potrzeby nawrócenia, konieczności pokuty za grzechy. Ponadto czternastolatka musiała jak najszybciej opuścić Rusinową Polanę. Wg Jaśniejącej Pani groziły jej tu liczne duchowe niebezpieczeństwa. Gdy widzenie się skończyło, zwierzęta natychmiast się znalazły, więc Marysia pospiesznie wróciła z nimi do domu. Tam opowiedziała wszystko starszemu pasterzowi. Ten w miejscu objawień zawiesił na drzewie wykonany przez siebie papierowy obrazek, później zastąpiony malunkiem na szkle. To z jego relacji znamy wszystkie te wydarzenia.
Przeczytaj również
Potem już samo życie
Życiorys Marysi po tym niezwykłym ratunku daleki jest od wyidealizowanej historii, jaką pewnie chcielibyśmy widzieć w tej opowieści. W wieku 25 lat urodziła martwe dziecko, poczęte w związku z jej późniejszym mężem, za którego wyszła rok później. Mężatką była niedługo. Zmarła po 3 latach tuż po porodzie syna, który przeżył tylko kilka dni. Mimo biografii dalekiej od słodkich, hagiograficznych nut wizjonerka nigdy nie zwątpiła w to, co jako czternastolatka zobaczyła w chwili grozy i w opiekę Jaśniejącej Pani. Do końca swojego bardzo krótkiego życia należała do bractwa różańcowego. Gdy po kilkunastu latach zobaczyła obraz Matki Boskiej niesionej w procesji zorganizowanej przez bractwo powiedziała, że właśnie taką Matkę Boską widziała pamiętnego wieczora w lesie.
Nieznany autor w miejscu objawienia się Maryi ustawił później kapliczkę i rzeźbę w drewnie, ale o samym miejscu długo można było mówić jako o zapomnianym. Matkę Boską z Wiktorówek kultem otaczali jedynie miejscowi wierni. Pielgrzymki do tego miejsca ruszyły dopiero po kilkudziesięciu latach. Co ważne, nie było ku temu żadnego szczególnego impulsu. Wierni spontanicznie odczuli taką potrzebę i od tego czasu co roku zjawiają się u Matki Boskiej Jaworzyńskiej.
Powrót Maryi
Jednak na tajemniczym wydarzeniu opowiedzianym przez Marysię nie koniec cudownych znaków. Podczas pewnej pielgrzymki jedna z pątniczek – Marianna, żona późniejszego budowniczego Sanktuarium – miała widzenie, w którym Maryja prosiła ją o odkopanie cudownego źródełka. Dziś jego odpływ znajduje się tuż za sanktuaryjnym prezbiterium. Pierwszy proboszcz Bukowiny, skąd wyruszały pielgrzymki mimo początkowej rezerwy dał się przekonać do wyjątkowości tego miejsca właśnie dzięki licznym uzdrowieniom. Parafialna księga podziękowań za łaski wymodlone przez Maryję pęcznieje i pęka od słów wdzięczności. Część z nich wychodzi spod pióra niewierzących przyjezdnych.
Widzenia dotychczas nie zostały zatwierdzone przez Watykan, ale nie znaleziono w całej historii niczego, co mogłoby być sprzeczne z wiarą. O życzliwym spojrzeniu na miejscową adorację może świadczyć fakt, że Paweł VI w 1975 roku obdarzył to miejsce jubileuszowym przywilejem odpustu zupełnego dla wiernych, nawiedzających Sanktuarium Królowej Tatr.
Dziś dzięki dekretowi kard. Wojtyły dominikanie prowadzą tu placówkę duszpasterstwa turystycznego. Trudno o lepsze miejsce, gdy zaledwie kilka kroków dalej, z Rusinowej Polany podziwiać można jedną z piękniejszych tatrzańskich panoram.
W tej historii teoretycznie nie ma niczego wyjątkowego. Maryja ukazująca się nad drzewem, pośród gałęzi, nawołująca do nawrócenia, nakazująca odkopać cudowne źródło, o którym wcześniej nikt z miejscowych nie wiedział, młoda, niewykształcona pastereczka w roli wizjonerki, jej późniejsze krótkie życie. Wszystko już było, wszystko skądś znamy, historia, jakich wiele. Można tak myśleć. Ale czuć tego nie sposób, gdy wśród wakacyjnych wojaży uda nam się wspiąć do Sanktuarium, gdzie obdarza łaskami Królowa Polskich Tatr.