Fragment książki „Wierny pies pański” E. Wiater.
Idąc za regułą św. Augustyna, na której swoje życie opierały wszystkie wspólnoty kanonickie, oraz orzeczeniem synodu w Montpellier z 1215 roku, kaznodzieje wybrali życie kleryckie (wszyscy bracia, poza wyznaczonymi do prac fizycznych, mieli otrzymywać święcenia kapłańskie) we wspólnocie i w dobrowolnym ubóstwie.
Strój nawiązywał do habitu kanoników: trzewiki, do nich skarpetki, długa, wkładana przez głowę biała tunika stanowiąca jedno z kapturem, przepasana skórzanym pasem, na to czarna kapa z prostego materiału także z kapturem. Około XV wieku, zgodnie z ówczesną modą, kaptur odłączy się od tuniki i kapy, zyskując pelerynkę. W ten sposób powstanie habit dominikański, który znamy współcześnie.
Habit dominikański nawiązuje do kanonickich korzeni zakonu, choć i tu pojawia się nowy detal, wspólny dominikanom i karmelitom. Jest nim szkaplerz, który bracia zawdzięczają swojej Matce i bł. Reginaldowi z Orleanu. Miał on podczas ciężkiej choroby mieć wizję, w której Maria Panna dała mu szkaplerz jako znak swej szczególnej opieki z poleceniem, by stał się on częścią zakonnego stroju. Można by uznać, że jako zapobiegliwa matka uzupełniła strój o śliniaczek, jednak od strony teologicznej sprawa jest znacznie poważniejsza.
Nakładany przez głowę pas tkaniny (współcześnie na tunikę, a pod kaptur) jest symbolem opieki Najświętszej Marii Panny nad każdym z braci z osobna i zakonem jako całością. To część habitu, która jest specjalnie święcona przed pierwszymi ślubami. Do zakonnych zwyczajów należy także gest całowania szkaplerza przy jego nakładaniu i zdejmowaniu oraz jeśli popełniło się jakieś drobne wykroczenie przeciwko obserwancjom (błąd w śpiewie oficjum, spóźnienie na liturgię i tym podobne). Tak więc jeśli zobaczycie kiedyś dominikanina podnoszącego do ust szkaplerz, to wiedzcie, że ma coś na sumieniu, i to grubszego niż zapomnienie serwetki.
Przeczytaj również
Maryjny aspekt duchowości podkreśla także mocowany do skórzanego pasa różaniec – jego forma, którą znamy współcześnie, ustaliła się około XV wieku. Jako ciekawostkę można dodać, że bracia ruskiej prowincji przez wiele wieków, a polskiej od 1911 roku, mieli przywilej noszenia szerokich czerwonych pasów z tkaniny zamiast skórzanych.
Była to tradycja na tyle „niepomna” (tak dawna, iż nie pamiętano jej powstania), że nie było na nią żadnego potwierdzenia w dokumentach, dopiero post factum bracia się wystarali o uznanie tej odzieżowej ekstrawagancji. Pod względem symbolicznym była ona przypomnieniem o męczennikach z pierwszego pokolenia istnienia Jackowej prowincji. Chodzi o bł. Sadoka i czterdziestu dziewięciu męczenników sandomierskich, zamordowanych przez Tatarów w 1260 roku. Inne jej uzasadnienie podaje o. Woroniecki, wywodząc ją z tego, że pierwsi pracujący na wschodzie bracia często byli legatami papieskimi. Z tego powodu mieli prawo do noszenia czerwonych elementów stroju (takich jak rękawice, peleryna, buty etc.). Bracia ograniczyli się do czerwonych pasów, za to dali prawo do ich noszenia wszystkim, nie tylko legatom. Po II Soborze Watykańskim zrezygnowano z tego przywileju.
↵
Polecamy książkę „Wierny pies pański” – biografię pierwszego polskiego dominikanina, św. Jacka Odrowąża
Powołał do życia Zakon Kaznodziejski w Polsce, nigdy jednak nie był prowincjałem. Zakładał kolejne klasztory, ale nie osiadał w nich na stałe. Wybrał wędrowne kaznodziejstwo. Przemierzył wzdłuż i wszerz Polskę, Ruś i Prusy, głosząc Ewangelię poganom, schizmatykom, wszystkim potrzebującym.
Granice polityczne ani prawa fizyki nie stanowiły dla niego przeszkody. Uzdrawiał, wskrzeszał umarłych, uwalniał opętanych. Zmieniał oblicze Kościoła i całej Europy. Matka Boża obiecała mu, że zawsze go wysłucha, i wielokrotnie to udowadniała.