O tym, co łączy, a co dzieli Polaków z socjologiem, antropologiem dr Pawłem Łuczeczko z Uniwersytetu Gdańskiego rozmawia Alicja Samolewicz Jeglicka.
Alicja Samolewicz – Jeglicka: Jacy, my Polacy, jesteśmy?
Dr Paweł Łuczeczko: Jesteśmy wspaniali. Zwłaszcza jeśli patrzymy na siebie z jakiegoś większego dystansu. Niestety, kiedy patrzymy na siebie nawzajem z bliska, z naszego podwórka to często mamy o sobie nie najlepsze mniemanie. Ze współczesnych badań wynika, że obraz nas – Polaków, w naszych własnych oczach się poprawia.
Ciekawe jest też to, że jak się pyta Polaków o zdanie na temat otaczającej rzeczywistości albo na temat innych ludzi to te opinie nie są już najlepsze. Ale kiedy pytamy Polaków jak oni się sami czują, co myślą o najbliższym otoczeniu – to ta opinia jest znacznie lepsza. Znaczyłoby to tyle, że nasze własne doświadczenia z rzeczywistością społeczną są dobre. Ale głosy, które do nas docierają z zewnątrz są złe i często na ich podstawie budujemy opinie.
Przeczytaj również
Jeśli mówi Pan o opiniach… to te na temat Polaków są dość skrajne… Polak złodziej czy Polak katolik?
No tak, tych stereotypów o Polakach trochę jest. W Niemczech – Polak złodziej. To chyba najbardziej znany stereotyp, który pokutuje po dziś dzień. Ale też mamy dobrą opinię w wielu krajach. Dobrze się myśli o Polakach w Gruzji oraz na zachodniej Ukrainie. Dobrze się też myślało o Polakach w Anglii, kiedy opinię o Polakach wytwarzała emigracja z II wojny światowej. Powojenna emigracja to ludzie wykształceni, z rodzin inteligenckich, cieszący się dobrą opinią. Ostatnia fala emigracji Polaków do Anglii trochę taką opinię zmieniła. Te stereotypy są różne, tak jak i my różnie myślimy o innych.
Ale też różnie chyba myślimy sami o sobie…
Jesteśmy społeczeństwem zróżnicowanym, bo jesteśmy społeczeństwem nowoczesnym, postmodernistycznym. Polska była bardziej jednorodna w czasach PRLu. Ta stereotypowa szarzyzna codzienności trochę nas wszystkich zrównywała. W latach 90 wkroczyliśmy na drogę kapitalistyczną, demokratyczną – wszystko się zmieniło. Pojawiło się wiele różnych wzorców kulturowych. My – Polacy różnimy się na wiele sposobów. Ale nie zmienia to jednak faktu, że nasz fundament jest wspólny.
To znaczy…?
Nasza tradycja i nasza historia dosyć silnie nas spajają. To ponad tysiąc lat państwowości, wspólne korzenie chrześcijanie, tradycja grecko-rzymska w sensie kulturowym i prawnym, no i tradycja demokratyczna do której wróciliśmy. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że na głębokim poziomie łączy nas prawie wszystko…
…a na tym mniej głębokim to nawet Zenek Martyniuk w Sylwestra.
Muzyka czy sztuka, którą się interesujemy jest bardzo różnorodna. I trzeba to podkreślić, że w Polsce umiemy się w tym wymiarze życia bardzo pięknie różnić. Muzyka jest bardzo rozległa – mamy w niej przestrzenie mniej i bardziej niszowe. Nikt nie oczekuje, że wyrafinowany jazz lub muzyka klasyczna zawita pod strzechy i wszyscy będą się nią zachwycali. I to z różnych powodów. To jest muzyka z definicji elitarna i naprawdę trzeba być przygotowanym odbiorcą by ją docenić. Jednak to nie jest wewnętrznie sprzeczne z nami. Potrafimy w radio słuchać różnej i skrajnej muzyki, ale już w domu płyty i utwory są przez nas dobierane w sposób bardziej przemyślany.
My łatwo się jednoczymy jak jest źle, jak coś się dzieje. A jak jest dobrze to…
Chyba tak trochę jest, że w trudniejszych momentach potrafimy się bardziej mobilizować i być otwartym na siebie nawzajem. A w momentach większego luzu politycznego, społecznego czy kulturowego gramy trochę w innych drużynach i w trochę inne gry. Ale myślę, że to jest charakterystyczne dla różnych społeczeństw. To taka trochę reguła. W trudnych momentach zwykle jest tak, że społeczeństwa się jednoczą i mobilizują. A w momentach dobrobytu to już myślimy o czymś zupełnie innym. Skupiamy się na innych celach.
Co nas więc łączy, a co nas dzieli?
Łączy nas wszystko! Naprawdę. Wspólna historia, wielkie filary: chrześcijaństwa i tradycji grecko-rzymskiej. Łączy nas więź społeczna i tożsamość narodowa. Kawał wspólnie przeżytej historii. Dzieli nas bardzo wiele, ale w takim wymiarze, który bym nazwał powierzchownym. I jest to naturalne i dobre zjawisko. Różnorodność społeczeństw to ich siła. Zwłaszcza we współczesnym świecie, który wymaga od nas nie bycia trybikami podobnymi do siebie w wielkiej machinie społecznej, ale bycia kreatywnymi i innowacyjnymi. To jest najzdrowsza sytuacja – że na poziomie fundamentu jesteśmy podobni i paradoksalnie dość spójni. Ale na powierzchni sporów na przykład politycznych prezentowanych przez media – różni. Niestety media pokazują jakbyśmy byli ciągle pokłóceni albo w jakimś permanentnym kryzysie… No ale czy media by się interesowały rzeczywistością spokojną, stabilną i łagodną? Sądzę, że nie i w sposób naturalny pokazywane są w mediach sytuacje konfliktowe…